Karma Yonten Gyamtso


Ocean Właściwości Buddy

Gnoza a Różo-Krzyż, cz. 1: Konferencja "Pod Słońcem Gnozy".

Szczególną uwagę na konferencji "Pod Słońcem Gnozy" zwracałem na wszystkie relacje jakimi można połączyć Gnostycyzm i Różokrucjanizm. Oczywistość wystąpienia takich relacji nie budziła moich wątpliwości, ale osobiście nie czując się gnostykiem starałem się zrozumieć rodzaj i zależności pomiędzy tymi zjawiskami bez jakiegoś odseparowywania się, a jednocześnie starając się zachować w sobie to poczucie "niegnostyczności" Cykl artykułów, który właśnie zapoczątkowałem, jest swego rodzaju sprawozdaniem z tego, co dostrzegłem - również w samym sobie.

Najpierw może zacznę od wyjaśnienia mojej niechęci do utożsamiania się z Gnostycyzmem – jest to o tyle istotne, że stanowiła ona punkt wyjścia do przedstawionej przeze mnie analogii i – w szerszym ujęciu – pewnego modelu. Otóż po pierwsze - Gnozę, rozumianą jako pewien mechanizm poznania, oddzielam od Gnostycyzmu, czyli konkretnej postawy człowieka wobec blasku owej Gnozy. Gnoza rozumiana jako narzędzie, to pierwsza nić łącząca Różokrzyżowca z Gnostykiem. Obydwaj przyjmują niejako założenie, że istnieje Światło poznania, którego można doświadczyć. Światło to, niczym Słońce na nieboskłonie, wędruje po firmamencie ludzkiej świadomości ogrzewając swym blaskiem ludzkość w wymiarze duchowym. Jednak o ile osobę Różokrzyżowca postrzegam jako wygrzewającego się z lubością w blasku światła Gnozy, to Gnostyka widzę w mrocznej scenerii, jak w pełni napięcia czeka na jakikolwiek, najdrobniejszy nawet blask światłości. A przecież „nie wszystko złoto, co się świeci”...

Rozwijając poniżej swój alegoryczny obraz i wyjaśniając go nie pretenduję do tego, że jest w absolutnie słuszny. Eksplorując tę imaginację mnie samego jednak zaskakiwał możliwymi interpretacjami. Jeśli ktokolwiek uzna więc go za przydatny w jakiś sposób, to tym w pełni zaspokoi moje różokrzyżowe aspiracje. Jeśli natomiast tak się nie stanie, to niech mi wybaczone będzie marnowanie jego cennego czasu i niech potraktuje to jako chwilę rozrywki.

Imaginacja wschodu słońca

Ciemność przed wschodem

Jest jeszcze noc. W zależności od szerokości geograficznej pierwszy brzask dnia przyjdzie mniej lub bardziej gwałtownie: nagle, z pierwszym promieniem Słońca, lub też będzie skradał się przez długie godziny, a sam moment wschodu nie będzie się szczególnie wyróżniał spośród sąsiednich mu chwil.

Ale na razie jeszcze mrok otula Ziemię.

Brzask

Oto jest! Pierwszy promień wyłania się zza horyzontu, biegnie po nieboskłonie i jakby badając świat przebiega się po całej Ziemi. Jest oślepiający, ale jakby pełen radości. Nie sposób patrzeć wprost we wschodzące Słońce, ale to właśnie ten widok przynosi nam taką radość i podziwiamy go z zachwytem.

Wschód, wiosna, radość

Każdy poranek, każdy Wschód, niesie ze sobą zapowiedź radosnej wiosny: oto świat będzie teraz mógł się rozmnażać i rozwijać. Zakwitną pąki, zazielenią się drzewa, ptaki zaczną śpiewać. A wszystko dzięki Światłu.

Południe, lato, dojrzewanie

Światła z każdą godziną przybywa. Robi się wręcz gorąco. Słoneczny blask oślepia, jego temperatura wysusza. Świat dojrzewa. Teraz rośliny cierpliwie muszą chłonąć każdy jego promyk aby mogły wydać owoc.

Co słabsze organizmy niestety zginą wycieńczone intensywnością światła – dla nich jest go za dużo. Część istot aby przetrwać musi się wręcz ukryć przed nim. Wszyscy zostaną jednak przemienieni. Aby w pełni cieszyć się nim muszą to robić w sposób powolny i roztropny: cierpliwie, dzień za dniem, chwila za chwilą, przyzwyczają się do blasku Słońca i tylko tak pozwolą aby to Światło ich przemieniło. Nie muszą nic robić – a nawet wszelki wysiłek będzie tu mocno niewskazany. Wystarczy samo Światło. Staną się odporni i silni – ale dopiero, gdy dojrzeją, gdy przeczekają w ukryciu najtrudniejszy czas spiekoty.

Wieczór, jesień, plony

Słońce powoli, acz nieuchronnie chyli się ku zachodowi. Teraz jest wieczór, jesień dnia. Pora zebrać plony. Trzeba się spieszyć aby zdążyć przed Zachodem. Trzeba też zabezpieczyć się na długie godziny nocy...