Tak podstawione pytania oczywiście już samo w sobie niosą twierdzenie, że ewolucja się nie skończyła i czeka nas "coś jeszcze" w kwestii świadomości. "Coś jeszcze" poza wymienionymi wcześniej 5 jej poziomami: świadomością elementarną, mineralną, roślinną, zwierzęca i ludzką. To przekonanie, że nie osiągnęliśmy końca ewolucji i będzie ona trwała przenika wszystkie filozofie związane z duchowością. Od najdawniejszych czasów religie objawiały bóstwa o wielkiej mocy i możliwościach oraz herosów, którzy choć pochodzenie mieli ludzkie (przynajmniej częściowo) to możliwościami znacznie ponad ludzi wyrastali, i choć często walczyli z bogami to jednak nie byli im równi. To od tych istot tradycja wywodzi nazwy dla dwóch kolejnych poziomów świadomości: boskiej i półboskiej.
Świadomość półbogów to świadomość na poziomie herosów - jeszcze ludzi ale widzących, czujących i rozumiejących znacznie więcej niż przeciętni mieszkańcy Ziemi, którzy zajmują się głównie walką o przetrwanie i swoimi własnymi sprawami. Heros to z kolei ktoś, kto przede wszystkim robi coś więcej niż tylko dba o swoją korzyść. To ktoś kto zmienia świat i robi coś dla innych - choć często robi to nieświadomie, poddając się wyższemu kierownictwu wypełnia swoje nietuzinkowe przeznaczenie.
Jeśli więc czujesz w sobie to uczucie, że jesteś kimś więcej niż zwykłym zjadaczem chleba, to kto wie, czy nie rodzi się w Tobie coś, co wykracza poza ludzką świadomość.
Tak więc heros to ktoś, kto wkroczył na ścieżkę wiodącą do wyższego Ja. To na tej drodze (albo też "na tą drogę") zostaje wyposażony w moce mocno odróżniające go od ludzi. Pierwszą z nich jest niezwykła wewnętrzna siła. Dzięki niej właśnie jest w stanie samodzielnie sprzeciwić się wszystkim napotkanym trudnościom. Druga jest niezwykła intuicja, której ślepo, a może nawet bezwiednie (czyli nieświadomie!) ufa. To ona kieruje jego czynami i wyborami. Kolejne moce to wiedza o sprawach dotyczących innych, przyszłości, lub też kontakt z bytami duchowymi. Ta wiedza to oczywiście rozwój czegoś, co nazwalibyśmy poznaniem nadzmysłowym. Możemy mówić o "wyższych zmysłach" ale w swej istocie chodzi o to, że stajemy się świadomi spraw, które są wokół nas, ale które są niedostępne dla innych.
Stan, w którym doświadczamy spraw nadzmysłowych zdarza się wielu ludziom i często wielokrotnie w ciągu życia. Można go porównać do głosu, który nas woła. Podążając za tym możemy dotrzeć do punktu w którym już ciągle i dobrze go słychać. Gdy ten symboliczny głos słyszymy, a przede wszystkim go słuchamy - jesteśmy niczym ci dawni herosi. Dziś często mówi się o tym, że ktoś jest przebudzony.
Pora teraz samemu stać się niemal równym bogom. Stać się półbogiem.
Nie trzeba być znawcą, czy szczególnym badaczem aby spotkać się z terminami takimi, jak oświecenie czy odmienne stany świadomości. Opisują one doznania i stany psychiczne mocno odmienne od tych "normalnych". Są to stany rzadkie, ale jednak na tyle istotne, że zostawiły wyjątkowy ślad na ludzkiej kulturze. Jest ich nieskończenie wiele rodzajów, choć jednocześnie mają dużo wspólnych aspektów takich, jak poczucie jedności z całym istnieniem, doświadczanie wszechogarniających emocji (miłości) czy wiedzy (iluminacja).
Doświadczenia te zdają się mieć właśnie taką wspólną cechę przekroczenia Ego. Dla ich opisu często używa się pojęcia nadświadomości, lub Wyższej Jaźni z którymi to nasza "codzienna świadomość" lub Jaźń może się skontaktować. Jeśli przyjmiemy, ze Ego jest tylko wytworem naszego umysłu (np. takim skomplikowanym oprogramowaniem działającym w mózgu) a nie realnym, samodzielnym bytem, to jest ryzyko, że śmierć będzie końcem tego Ego. Jednak Wyższa Jaźń wydaje się realnym, samodzielnym bytem - niezależnym od ciała fizycznego.
Nie wiemy, jak wyglądała/funkcjonowała świadomość przed poziomem świadomości elementarnej - czy w ogóle istniała. Ale ewolucja świadomości polegała na coraz większym oddzieleniu naszego bytu od całości stworzenia, czego punktem kuminacyjnym wydaje się być powstanie Ego. Kolejnym etapem jest ogarnięcie świadomością coraz większej ilości rzeczy spoza aż do poziomu świadomości wszystkiego.
To właśnie jest poziom świadomości półbogów.
Gdy osiągniemy poziom świadomości półbogów będziemy mieli bezpośrednią wiedzę o całej rzeczywistości. Z naszej perspektywy może to wydawać się czyms nierealnym, niesamowitym czy też nieosiągalnym. Ale jest wiele świadectw o tym, że ten poziom może być osiągnięty. Odkryto i wyznaczono wiele dróg, które do tego poziomu wiodą.
Tradycja podaje, że jest jeszcze jeden poziom - poziom świadomości boskiej. Nie można wiele o nim powiedzieć, bo niewielu go doświadczyło, jak również nie ma słów w ludzkim języku aby go opisać. Być może tak, jak z poziomem świadomości półbogów, można doświadczać pewne przebłyski tego siódmego, boskiego poziomu świadomości. Możliwe, że są nawet jakieś jednostki, które już go osiągnęły - kiedyś w przeszłości, a może nawet i śyjące w naszych czasach.
Symboliczny wymiar 7 poziomów świadomości jest o tyle interesujący, że możemy zobaczyć zarówno poziomy niższe od własnego, czyli te, które już zostały przepracowane, jak i wyższe, które dopiero nas czekają. Są jak mapa, która nas prowadzi. Widzimy też kres naszych wysiłków - jeszcze jeden, dwa stopnie i koniec. Odpoczniemy. Czy aby na pewno?
Rozwój ma to do siebie, że w pewnym momencie przechodzimy na wyższy poziom i z tego "wyższego" poziomu możemy dostrzec więcej. Z moich rozważań wynika, że obecnie ludzkość jest na piątym poziomie (z siedmiu), więc można przyjąć, że wykonała wiekszosć pracy dla niej przeznaczonej. Powoli więc zbliżamy się końca naszej historii.
Możliwe jest jednak np. coś takiego, że cały ten cykl 7 poziomów jest tylko jakimś pojedyńczym etapem jakiegoś większego cyklu. Wtedy koniec tego procesu wspinania się na 7 poziomów świadomości będzie po prostu początkiem do nowego cyklu. O tym też wspomina tradycja duchowa.
]]>
Jak wspomniałem człowiek potrafi nie tylko być świadomym swej odrębności, ale również swej wiedzy o tym fakcie. To ta cecha (świadomość odrębności siebie samego nie tylko od innych istot, ale również wyjątkowości tej wiedzy), stawia nas nad wszystkimi innymi istotami żywymi. Różnica pomiędzy najwyższymi przejawami świadomości u zwierząt, a świadomością człowieka znów nie wydaje się wielka - można powiedzieć, że my, ludzie, wiemy o jedną rzecz więcej niż najbardziej zaawansowane zwierzęta.
Jednak można podejść do tej kwestii też w taki sposób, że do wielkiej złożoności mózgu (dającej możliwość tworzenia i przetwarzania abstrakcyjnych konstrukcji myślowych) doszedł dodatkowo jeden czynnik, który możemy roboczo nazwać "obserwatorem".
"Obserwator" to nasza Jaźń, lub Ego. To esencja tego, co określamy jako "Ja". Obserwatora często nazywamy również naszą "świadomością dzienną", lub w skrócie po prostu "świadomością". To trochę inny sens i inne znaczenie tego pojęcia, niż umiejętność rozróżniania. Dokładnie rzecz ujmując jest to stan, w którym umysł zgromadziwszy niezbędne informacje o postrzeganej rzeczy i przyporządkowawszy ją do odpowiedniej klasyfikacji, przedstawia wynik swojej pracy obserwatorowi ("świadomości"). To o tej chwili mówimy, że "uświadamiamy sobie" daną rzecz - w odróżnieniu od czasu przed tą chwilą, gdy byliśmy "nieświadomi" tego zjawiska lub informacji. Przed tą chwilą nasz umysł, lub ogólnie organizm, coś zarejestrował (i może nawet wykorzystywał tą informację do jakiś celów), ale jeszcze nie przedstawił jej "obserwatorowi".
Jest rzeczą niezwykle intrygującą, czy Jaźń/Ego/Ja jest faktycznym dodatkowym elementem naszego jestestwa, jakimś samodzielnym bytem, czy też tylko produktem naszego umysłu - jak chcą niektórzy.
Dla niektórych nasze Ego jest boską iskrą, która jest podstawą i kwintesencją naszego istnienia.
Dla innych - ułudą, mają, programem działającym w naszym umyśle, powstałym z obawy przed zatraceniem.
Obserwując zwierzęta (ale również i rośliny, minerały i cząstki) widać wielkie ich zróżnicowanie - od najprostszych bezkręgowców, poprzez owady, ryby, płazy, gady, ptaki aż po ssaki. Zróżnicowanie to widać nie tylko w obszarze fizycznym, ale również na poziomie świadomości. Na najniższych poziomach świadomość prymitywnych zwierząt niewiele różni się od świadomości roślin. Na najwyższych zbliża się możliwościami w niektórych obszarach do poziomu świadomości człowieka.
Mózg szympansa pewnie niewiele różni się od mózgu prymitywnych istot ludzkich z przeszłości - a skoro to mózg ma być narzędziem dla świadomości, to i ich świadomość zapewne nie była diametralnie różna. Ale od czasów prehistorycznych wiele się zmieniło - ewoluowaliśmy tak bardzo, że zdominowaliśmy cały świat. Ewolucja ta była powolna, ale ciągła. Jednak pchani jakimś instynktem zniszczyliśmy wszelkie istoty i gatunki będące pomostem pomiędzy nami a światem zwierząt, dlatego też wydaje się obecnie, że jest pomiędzy ludźmi a zwierzętami przepaść.
W dzisiejszych czasach jest oczywiście różnica pomiędzy mieszkańcami najbardziej rozwiniętych przemysłowo krajów a np. dzikimi plemionami Amazonii. Jednak dziecko z amazońskiej dżungli wychowane w Europie nie będzie się zapewne różniło od rówieśników czymś więcej niż wyglądem, nie będzie miało jakiś wrodzonych ograniczeń. Również nowoczesna technologia nie sprawi mieszkańcom buszu większych trudności niż tym z wielkomiejskich aglomeracji.
Jedyna wielka różnica pomiędzy ludźmi jest w warstwie kulturowej. To ona właśnie sprawia największe trudności w asymilacji różnych narodów. Jeśli przeprowadzamy się do innego rejonu kraju, to wyczuwamy subtelne różnice pomiędzy tym, do czego przywykliśmy, a tym, co wokół siebie widzimy. Im dalej się przenosimy od miejsca dotychczasowego zamieszkania tym większych różnic doświadczamy. Aż w pewnym momencie czujemy się zupełnie obcy.
W wielu tradycjach i religiach jest mowa o Upadku, wygnaniu z Raju, zejściu w materię. Miało to być spowodowane grzechem, jakimś odstępstwem lub też przeciwnie - chęcią uduchowienia materii.
Bez względu na to co dokładnie nastąpiło (i jaki był tego powód) byt duchowy (jeden lub wiele) doznał oddzielenia od całości. Nastąpiło zerwanie lub silne ograniczenie jego łączności ze światem duchowym. Z upływem czasu i postępem tego procesu czuł się on coraz bardziej oddzielony i zdany na siebie. Ale przez to nabywał też samodzielności.
Byt doświadczając coraz bardzie tego oddzielenia rozwijał również umiejętność odróżniania siebie od reszty przejawionej rzeczywistości. Stawał się coraz bardziej samoświadomy - aż do poziomu największego oddzielenia od całości: do odkrycia własnego Ja.
Stał się indywidualnością.
Proces ten odtwarzamy w swoim życiu na mniejszą, indywidualną, skalę. Małe dzieci nie czują, że są czymś odrębnym od swoich bliskich. Są ich częścią, aż do momentu gdy odkrywają, że jest inaczej. Gdy się w tym utwierdzą zaczynają walczyć o swą niezależność. Starają się ją wyrazić i za wszelką cenę utrzymać.
Proces indywidualizacji osiągnął swoje apogeum w momencie osiągnięcia przez człowieka samoświadomości, zarówno na poziomie jednostki jak i naszego gatunku, ale oczywiście nie oznaczał końca zadania, jakie Duch przed sobą postawił.
Każdy z nas powtarzając ten proces w pewnym momencie dochodzi do punktu w którym zaczyna coraz bardzie pomniejszać swoje Ja na rzecz innych - przede wszystkim rodziny, ale również i reszty społeczeństwa. Poświęca i ogranicza swoją indywidualność niejako dla zapewnienia jej innym. Zauważa, że jest tylko tak ważny, jak bardzo będzie mógł dać coś z siebie innym.
Prawdopodobnie tak też będzie wyglądała dalsza ewolucja ludzkości - coraz bardzie będziemy rozumieli, że jesteśmy częścią czegoś większego. Nasza świadomość będzie się rozwijała tak, aby ogarnąć te rzeczywistości, które są poza naszym Ja.
Nasza świadomość będzie się rozwijać pewnie tak długo, aż ogarnie całość.
]]>Jakiś czas temu zdefiniowałem świadomość jako umiejętność rozróżniania. Ta bardzo prosta i poręczna definicja oczywiście nie wyklucza innego pojmowania tego pojęcia, ale rozważania nad ewolucją ludzkości pokazują jak bardzo jest precyzyjna. Pewnym wyłamującym się spod tej definicji zjawiskiem jest ludzka Jaźń, czyli Ego, ale akurat jest to po prostu użycie tej nazwy dla kolejnego, nieco odmiennego zjawiska (choć bardzo pokrewnego). Jednak zanim do niego dotrzemy warto sprawdzić co jest poniżej poziomu Jaźni.
Tradycje duchowe mówią z reguły o poziomach świadomości, które są niejako mapą naszego rozwoju. W przypadku jednostki ludzkiej może to być opisane jako rozwój świadomości jednostki od narodzin do śmierci, czy też poziomy rozwoju psychicznego. W tym wypadku mamy możliwość obserwacji wszystkich możliwych wariantów i etapów (a w każdym razie dość pokaźną ich ilość), więc wyznaczając punkt naszego obecnego życia na tej mapie możemy z pewną dozą pewności wskazać co nas czeka, lub precyzyjniej - co możemy jeszcze osiągnąć. Ale można spojrzeć na sprawę również szerzej - z perspektywy historyczno-ewolucyjnej, gdzie nasza historia jest podzielona na etapy, a to co nas może czekać w przyszłości jest już dla nas kwestią czystego wyboru, naszych wysiłków i decyzji, bez możliwości oparcia się na zewnętrznych wzorcach, ale za to ze świadomością tego co było. Możemy też spojrzeć na świat przejawiony i życie dostępne dla nas do obserwacji w całości - wtedy widzimy tylko stan obecny, bez możliwości spojrzenia wstecz nawet.
Opisy poziomów świadomości, które są jednocześnie poziomami ewolucji ludzkości, wywodzą się z tradycji duchowej R+C. Są one jednak silnie obecne również w teozofii, a najbardziej znane mapy ewolucji pochodzą od Rudolfa Steinera i stworzonej przez niego antropozofii. Jednak dziś chciałbym zwrócić uwagę na Wiliama Walkera Atkinsona, znanego również jako Yogi Ramacharaka, który uważany jest za jednego z twórców Nowej Myśli, która z kolei była podstawą dla New Age. Nie zagłębiając się w rozważania na temat wartości tych prądów, to jednak trzeba przyznać, że ich treści mocno przeniknęły do masowej kultury, a to sprawia, że używany przez nie język jest dla nas dużo bardziej zrozumiały.
W ujęciu Atkinsona każdy z poziomów świadomości wyznacza nowy rodzaj sił kształtujących rzeczywistość. Choć granica pomiędzy tymi poziomami jest subtelna i poziomy świadomości mogą niejako na siebie nachodzić, to wyróżnia on 7 poziomów świadomości.
Pierwszym poziomiem jest świadomości sił fizycznych - takich "elementarnych", jak grawitacja, magnetyzm, czy elektryczność. To, że ujemnie naładowany elektrycznie elektron reaguje na obecność innych ładunków elektrycznych (np. innego elektronu, lub protonu) oznacza po prostu, że jest go świadomy. Tak samo można powiedzieć o dwóch masach, które wzajemnie się przyciągają - mogą to robić (przyciągać się wzajemnie), bo wiedzą o sobie.
Siły fizyczne stojące za oddziaływaniami elementarnymi są więc niejako przejawiem świadomości - nie są świadomością, ale jej skutkiem. We współczesnej fizyce zaliczylibyśmy do tego obszaru świadomości tzw. oddziaływania podstawowe. Fizycy są przekonani o tym, że znane 4 oddziaływania podstawowe są przejawem jednej i tej samej zasady, choć nie potrafią jak na razie tego udowodnić.
Na nieco wyższym poziomie są siły kształtujące to, jak wygląda nasz świat fizyczny. Siły mineralne powodują łączenie się cząstek w bardziej złożone struktury - czyli tzw. minerały. To one nadają znanej nam materii formę oraz kształt. Najbardziej zaawansowaną i czystą postacią przejawu świadomości mineralnej jest kryształ, który w ramach konkretnych lokalnych możliwości dąży do osiągnięcia swojej wzorcowej postaci. Jednak z powodu lokalnych wpływów różnych sił każda konkretna struktura jest wyjątkowa - tak jak to jest w przypadku płatków śniegu, gdzie wszystkie są do siebie podobne, ale każdy jest wyjątkowy i niepowtarzalny.
Przypadek kryształu jest dość skrajny, bowiem możliwe, że tylko wyjątkowe piękno każą nam umieścić go jako najbardziej zaawansowany przejaw świadomości mineralnej - jako celowe działanie "martwej" materii fizycznej. Jednak w przypadku świadomości mineralnej chodzi w ogólnym przypadku o wiedzę o formie jaką ma przyjąć minerał. Gdy dla przykładu weźmiemy wodę to od razu myślimy o jej trzech stanach skupienia: parze wodnej, wodzie jako cieczy i lodzie. To też przejaw tego rodzaju świadomości - woda "wie" (czyli potrafi rozróżnić) jaka jest temperatura i stosownie do tej wiedzy tak się zachowuje.
Granicę pomiędzy siłami elementarnymi a mineralnymi wyznacza ilość drobin materii. Świadomość elementarna zasadniczo dotyczy reakcji pojedynczych drobin na siebie a świadomość mineralna to obszar grupowej reakcji. Cząsteczki wspólnie budują struktury odpowiadające wzorcowej formie.
Kolejny poziom świadomości wyznacza zjawisko życia - to na tym obszarze świadomości zachodzą procesy wzrostu i rozmnażania i ewolucji, czyli dostosowywania się do środowiska. O ile na poziomie mineralnym wzorzec dla organizacji i zachowania się elementów składowych struktury jest statyczny to już na poziomie świadomości roślinnej ta struktura się zmienia.
Świadomość roślinna oznacza wiedzę o procesach: tworzenia nowych struktur, współpracy różnych struktur, i ich rozwoju, przemianach.
Świadomość roślinna ma już pewne zalążki emocji, które zasadniczo decydują o ruchu. Choć zasadniczo roślina nie może się przemieszczać to jednak ugnie się pod naporem wiatru w obronie przed złamaniem wskutek sił na nie nią oddziałujących, a w ciągu dnia będzie się obracała za Słońcem (jak np. robi to słonecznik). Świadomość tych rzeczy (wiatru, Słońca) już sama w sobie jest dość wysokiego poziomu, ale to, że roślina potrafi intencjonalnie na nie zareagować świadczy o przejawach woli, a jak wiadomo wola jest reakcją na przejaw myślenia lub uczucia, więc zapewne już na tym poziomie można znaleźć pierwsze ich przejawy.
Na poziomie świadomości zwierzęcej dominującą rolę mają atrybuty uczuć, umysłu i wynikające z nich akty woli. Dopiero na tym poziomie możemy powiedzieć, że przedstawiciele świata zwierząt "są świadome" w sensie takim, że jest jakiś byt, który na podstawie informacji może dokonać "świadomego" wyboru. Ale świadomość w tym sensie nie stanowi jakiejś nowej kategorii lub poziomu świadomości w naszym rozważaniu. Tu chodzi o to, że procesy myślowe i emocjonalne zachodzące w zwierzętach mogą osiągnąć taki poziom złożoności, że istota zaczyna reagować w oderwaniu od samego bodźca - przestaje działać automatyzm. Aż do poziomu roślinnego świadomość reagowała w sposób mechaniczny - bodziec powodował reakcję. Dopiero na poziomie zwierzęcym istota może reagować nie tylko w oparciu o fizyczne bodźce (bólu, głodu, zimna) ale może też uwzględnić w procesie decyzyjnym swoje emocje i doświadczenie - czyli coś, co możemy nazwać życiem wewnętrznym istoty. Proces decyzyjny jest związany z pojawieniem się myśli (będących odbiciem bodźców zewnętrznych i wewnętrznych istoty) i umysłu, który może je procesować (przeprowadzać proces analizy, dedukcji, czy indukcji).
To nie znaczy oczywiście, że wszystkie zwierzęta mają tak samo rozwiniętą świadomość, czy też mogą doświadczać pełnej skali wrażeń. Reakcje prostych organizmów zwierzęcych ciągle będą bardzo podobne w swym automatyzmie do działani jakie można zaobserwować u roślin.
Złożoność i zaawansowanie niektórych organizmów zwierzęcych może dawać wrażenie podobieństwa do reakcji ludzkich - widzimy na codzień jak nasze domowe zwierzęta się cieszą, smucą, jak instynkt macierzyński popycha ich do działań, które można nazwać altruistycznymi. Wreszcie wiemy, że niektóre gatunki osiągają poziom świadomości który można nazwać świadomością samego siebie - czyli wiedzą, że istnieją i są czymś odrębnym od innych istot.
To co nas odróżnia od zwierząt to jeden poziom tej wiedzy - my w odróżnieniu od zwierzą wiemy o tym, że jesteśmy świadomi. Ale o tym następnym razem...
]]>
[...]
"Słuchaj, dzieweczko!" - krzyknie śród zgiełku
Starzec, i na lud zawoła:
"Ufajcie memu oku i szkiełku,
Nic tu nie widzę dokoła.
Duchy karczemnej tworem gawiedzi,
W głupstwa wywarzone kuźni.
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluźni".
"Dziewczyna czuje, - odpowiadam skromnie -
A gawiedź wierzy głęboko;
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
"Romatyczność" Adam Mickiewicz
Nasze uczucia pozwalają nam eksplorować rzeczywistość wykraczającą poza nasz rozum, naszą wiedzę i ogólnie poznanie rozumowe. To, co wykracza poza obszar naszego zrozumienia możemy opisywać i przekazywać innym właśnie za pomocą uczuć - i również uczucia pozwalają zaakceptować ten fakt, że pewnych rzeczy nie rozumiemy. Wreszcie to uczucia od zarania dziejów każą nam badać i poznawać świat. Grafika umieszczona powyżej (alegoria umieszczona w wydanej w 1888 książce L'Atmosphere: Météorologie Populaire) przedstawia człowieka wyciągającego rękę w kierunku gwiazd, starającego wydobyć się z jego ziemskiego środowiska aby sprawdzić co jest dalej.
Zaprezentowany na wstępie fragment wiersza naszego wieszcza pokazuje też jednak, jak bardzo w naszej świadomości jest zakotwiczona wrogość uczuć i emocji. Rozumiane są one często jako przeciwieństwa - naukowe poznanie każe ignorować inne możliwości, a z drugiej strony, gdy czegoś nie rozumiemy potrafimy odrzucić wiedzę rozumową.
Spotykamy często sytuację, gdy "racjonalne" podejście do sprawy każe nam wykpić nie tylko łatwowierność i uleganie złudzeniom, ale również wszystkich tych, którzy zostali zwiedzeni i zmanipulowani.
Z drugiej strony jednak gdy odkrywamy fakt, że zbłądziliśmy, to zamiast naprostować nasze rozumowanie i zawrócić z błędnej ścieżki chronimy naszą źle rozumianą dumę i ukrywamy naszą pomyłkę, a nawet posuwamy się do tego aby tworzyć tabu, dogmaty i reguły ograniczające lub blokujące możliwość odkrycia naszej ignorancji.
Opisany przed chwilą mechanizm prowadzący do antagonizmu ma oczywiście źródła w naszej emocjonalnej naturze - można by w tym momencie uznać, że chciałbym tu pokazać jakąś wyższość rozumu. No niestety - aż tak dobrze to rozum w moich rozważaniach nie wypada.
Wszelkie proste antagonizmy w tej dziedzinie wynikają może z naszej emocjonalnej natury (no bo gdyby nie ona to rozum każdemu pozwoliłby osiągnąć to samo poznanie) ale już wszelka świadoma manipulacja ma jednak swe źródło w wyrachowaniu - a ono jest przecież domeną rozumu...
Codziennie jesteśmy poddawani praniu mózgu - tysiące sprzecznych informacji czynią nas podatnych na subtelne sugestie mające nas zachęcić do zrobienia jakiejś rzeczy. Od zakupu towaru, poprzez polityczne wybory - wszystko to jest obszarem wyrachowanych działań prowadzonych na nas, mających za cel zmianę naszych skłonności, lub wyolbrzymienia już istniejących.
Aby to było łatwe konieczna jest jednak jedna rzecz - trzeba nas pozbawić wolnej woli. Trzeba nam odebrać zdolność decydowania. To nie my mamy decydować, ale np. "ekspert", który poda nam proste i przyjemne dla nas rozwiązanie, sms, który będzie dla nas instrukcją co i jak mamy mówić w tej czy innej sprawie, a wszelkie próby spojrzenia na sprawę z innej perspektywy mają być dla nas dowodami manipulacji "tej drugiej strony".
W ostatnim czasie zalewają nas informacje o koronawirusie, światowych spiskach odkrywanych przez anonimowego Q czy też radioaktywnych chmurach z Czarnobyla.
Ulegamy tym informacjom i poddajemy się emocjom z tym związanym mimo, że odkrywamy tyle sprzeczności w tych przekazach - wiatr wieje z przeciwnego kierunku niż Czarnobyl, maseczki niepotrzebne (a nawet zakazywane) na początku pandemii teraz stają się obowiązkowe a Trump, który wg Q Anon ma być zbawczym rycerzem na białym koniu dba od początku swojej kadencji wyłącznie o swoje interesy.
Oczywiście wprowadzająca w błąd informacja może mieć jakieś swoje własne znaczenie, jakiś doraźny cel. Jednak niezależnie od tego każda taka manipulacja przyczynia się do tego, że czujemy się coraz bardziej niepewnie, a wszędzie wokół widzimy spiski, niebezpieczeństwa i zło.
Przestajemy ufać rozumowi i własnym uczuciom.
Wtedy właśnie potrzebujemy ochrony i zwracamy się ku wierze. To ona miała nam zapewnić równowagę nawet w tzw. trudnych czasach. Kiedyś to wystarczało.
Niestety - już dawno wiara i religia przestały być taka ostoją. Są częścią tej gry wymierzonej w człowieka.
Wszystko wskazuje na to, że w dzisiejszych czasach ostatnią bronią, jaką możemy użyć aby się obronić przed manipulacją, jest świadomość.
Sam osobiście twierdzę, że świadomość jest umiejętnością - a nie jakąś wyższą formą naszego "ja", czy też naszym Wyższym JA. Umiejętność tą nazwałbym alternatywnie "uważnością".
Chaos informacyjno/emocjonalny powoduje, że przestajemy być uważni - czyli świadomi - względem tego, co do nas dociera, tego jak na to reagujemy i jak to nas zmienia. Wystarczy jednak się zatrzymać, przyjrzeć się sytuacji i odkrywamy, że nie musimy kupować nowych książek, torebek, czy ciuchów pod wpływem reklamy. Nie musimy ulegać panice, która nas chce wypełnić gdy zalewają nas informacje o tragedii. Nie musimy nienawidzieć tych co myślą inaczej, czy też ufać ładnie ubranym niebieskookim prezenterom. Nie musimy się objadać, czy tkwić w złym nastroju.
Ot - i cała tajemnica medytacji. Dostrzec to, co było obok nas, z nami, w nas - przez cały czas.
Często też bywa mowa o tzw. Wyższej Świadomości - ale to po prostu nasza umiejętność doprowadzona do perfekcji. Jak będziemy ćwiczyć naszą umiejętność to z czasem okaże się, że będziemy zauważać nawet najsubtelniejsze sygnały zdradzające manipulację. I będziemy się czuli bezpieczni i prowadzeni przez życie. Będziemy szczęśliwi - choć przez chwilę.
]]>
1:0.1 (21.1) OJCIEC Uniwersalny jest Bogiem całego stworzenia, Pierwszym Źródłem i Centrum wszystkich rzeczy i istot. Uważajcie Boga przede wszystkim za stwórcę, potem za władcę a na koniec za nieskończonego podtrzymywacza. Prawda o Ojcu Uniwersalnym zaczęła świtać dla ludzkości, kiedy prorok powiedział: „Ty Boże jesteś jedyny; nie ma nikogo prócz Ciebie. Stworzyłeś niebiosa, niebiosa niebios z ich wszystkimi zastępami; utrzymujesz ich i panujesz im. Przez Synów Bożych wszechświaty stworzone były. Stwórca okrywa się światłem jak płaszczem i rozpościera nieba jak namiot”. Dopiero idea Ojca Uniwersalnego – jednego Boga zamiast wielu bogów – pozwoliła człowiekowi śmiertelnemu zrozumieć, że Ojciec jest boskim stwórcą i nieskończonym władcą.
Najbardziej wyjątkową istotą spośród wszystkich istniejących jest Bóg - Ojciec Uniwersalny, Pierwsze Źródło i Centrum. On jako jedyny w pełni obejmuje wszystkie możliwości i atrybuty - pewnie nawet sprzeczne względem siebie. Jednak jako najbardziej charakterystyczny dla Niego atrybut Księga Urantii wymienia właśnie twórczość. Zdolność i pragnienie tworzenia przewyższa wszystko inne.
Bóg jest Bogiem Działania. Istniał bez początku, doskonały, pełny i Absolutny (choć chyba absolutyzm Go ograniczał, bo pozbył się wszystkiego co tylko mógł przekazując swe prerogatywy innym istotom). Niczego nie potrzebował.
A jednak tworzył...
Choć nie sposób stwierdzić co właściwie się stało (nie sposób w tym kontekście operować pojęciami takimi jak "stworzony" czy nawet "zrodzony"), kiedy się to stało (czas jeszcze nie istniał), ani też jak to się stało, to na arenie dziejów pojawił się też Wieczny Syn i Duch.
Czasami lubię myślę, że Bóg chyba najpierw czuł samotność - nie było bowiem nikogo innego Jemu równego. Chyba z tego poczucia samotności przejawiła się Druga Osoba (Drugie Źródło i Centrum, Wieczny Syn) jako doskonałe wyrażenie tego pragnienia Ojca aby nie był samotny - pochodzący od Boga, Jemu podobny i równy w każdym aspekcie i atrybucie, ale jako inna, oddzielna osobowość.
Tak to opisuje Księga Urantii:
6:0.1 (73.1) WIECZNY Syn jest doskonałym i ostatecznym wyrażeniem „pierwszej”, osobistej i absolutnej idei Ojca Uniwersalnego. W związku z tym, kiedykolwiek i jakkolwiek Ojciec wyraża się osobiście i absolutnie, czyni to przez swojego Wiecznego Syna, który zawsze był, jest teraz i zawsze będzie, żywym i Boskim Słowem. I ten Wieczny Syn przebywa w centrum wszystkich rzeczy, razem z Wiecznym i Uniwersalnym Ojcem, którego osobistą obecność bezpośrednio spowija.
6:1.1 (73.5) Wieczny Syn jest pierwszym i jedynym zrodzonym Synem Boga. Jest on Bogiem-Synem, Drugą Osobą Bóstwa oraz pomocniczym stwórcą wszystkich rzeczy. Tak jak Ojciec jest Pierwszym Wielkim Źródłem i Centrum, tak Wieczny Syn jest Drugim Wielkim Źródłem i Centrum.
Duch również złożył obietnicę wierności - zarówno Ojcu, jak i Synowi.
Jeśli chcą (lub zajdzie potrzeba) Osoby Boskie działają pojedynczo lub wspólnie, a nawet wszystkie jako Jedno w Trójcy.
Niemniej jednak te trzy istoty, nawet z Trójcą, nie zamykają problemu boskich istot i oczywiście samego Bóstwa.
0:1.2 (2.2) BÓSTWO można uosabiać jako Boga, jest ono również przedosobowe i superosobowe, w zakresie niezupełnie zrozumiałym dla człowieka. Bóstwo charakteryzuje cecha jedności – aktualnej lub potencjalnej – na wszystkich nadmaterialnych poziomach rzeczywistości; a ta jednocząca cecha jest najlepiej rozumiana przez istoty stworzone jako boskość.
0:1.3 (2.3) Bóstwo działa na poziomie osobowym, przedosobowym i superosobowym. Łącznie Bóstwo działa na siedmiu następujących poziomach:
0:1.4 (2.4) 1. Statyczny – samowystarczalne i samoistne Bóstwo.
0:1.5 (2.5) 2. Potencjalny – samowolne i samo określające cel Bóstwo.
0:1.6 (2.6) 3. Asocjacyjny – uosabiające się i bosko zbratane Bóstwo.
0:1.7 (2.7) 4. Stwórczy – rozdzielające się i bosko objawione Bóstwo.
0:1.8 (2.8) 5. Ewolucyjny – rozprzestrzeniające się i utożsamiające się ze stworzonym Bóstwo.
0:1.9 (2.9) 6. Najwyższy – doświadczające i jednoczące stworzonego ze Stwórcą Bóstwo. Bóstwo działające na pierwszym poziomie utożsamiania się ze stworzonym, jako czasowo-przestrzenni najwyżsi władcy wielkiego wszechświata, co czasem określa się Najwyższością Bóstwa.
0:1.10 (2.10) 7. Ostateczny – rozprzestrzeniające się i czas oraz przestrzeń przekraczające Bóstwo. Bóstwo wszechmocne, wszechwiedzące i wszechobecne. Bóstwo działające na drugim poziomie jednoczącej ekspresji boskości, jako efektywni najwyżsi władcy i absoniczni podtrzymywacze wszechświata nadrzędnego. Porównując z działaniem Bóstw na rzecz wielkiego wszechświata, ta absoniczna funkcja we wszechświecie nadrzędnym równoznaczna jest z nadrzędną kontrolą wszechświata i z jego najwyższym podtrzymywaniem, czasami nazywana jest też Ostatecznością Bóstwa.
To i tak nie wszystko, bowiem:
0:2.10 (4.4) Określenie Bóg zawsze znamionuje osobowość. Bóstwo może, ale nie musi, odnosić się do Boskich osobowości.
0:2.11 (4.5) Słowo BÓG używane jest w tych przekazach w następujących znaczeniach:
0:2.12 (4.6) 1. Bóg-Ojciec – Stwórca, Władca i Podtrzymywacz. Ojciec Uniwersalny, Pierwsza Osoba Bóstwa.
0:2.13 (4.7) 2. Bóg-Syn – Partnerski Stwórca, Zarządzający Duchem i Duchowy Administrator. Wieczny Syn, Druga Osoba Bóstwa.
0:2.14 (4.8) 3. Bóg-Duch – Wspólny Aktywizator, Uniwersalny Integrator i Obdarzający Umysłem. Nieskończony Duch, Trzecia Osoba Bóstwa.
0:2.15 (4.9) 4. Bóg Najwyższy – Bóg czasu i przestrzeni, aktualizujący się, albo rozwijający się. Osobowe Bóstwo realizujące czasowo-przestrzenne, empiryczne dokonania, utożsamiające stworzonego ze Stwórcą we współdziałaniu. Istota Najwyższa osobiście doświadcza jedności Bóstwa, jako rozwijający się i empiryczny Bóg ewolucyjnych istot czasu i przestrzeni.
0:2.16 (4.10) 5. Bóg Siedmioraki – Osobowość Bóstwa aktualnie działająca gdzieś w czasie i przestrzeni. Osobowe Rajskie Bóstwa oraz ich stwórczy towarzysze, działający we wszechświecie centralnym oraz poza jego granicami, uosabiające moc jako Istota Najwyższa, na pierwszym poziomie istoty stworzonej, w jednoczącym objawianiu Bóstwa w czasie i przestrzeni. Poziom ten, wielki wszechświat, jest domeną czasowo-przestrzennego zstępowania rajskich osobowości, w połączeniu z podobnym, czasowo-przestrzennym wznoszeniem się istot ewolucyjnych.
0:2.17 (4.11) 6. Bóg Ostateczny – wynikający Bóg superczasu i przewyższonej przestrzeni. Drugi empiryczny poziom jednoczącego przejawiania się Bóstwa. Bóg Ostateczny implikuje pełne urzeczywistnienie zsyntetyzowanych, absoniczno-superosobowych, czas-przestrzeń przekraczających i wynikniętych-empirycznych wartości, koordynowanych na ostatecznych, stwórczych poziomach rzeczywistości Bóstwa.
0:2.18 (4.12) 7. Bóg Absolutny – empirycznie tworzący się Bóg przewyższonych wartości superosobowych i znaczeń boskości, obecnie egzystencjalny jako Bóstwo-Absolut. Jest to trzeci poziom jednoczącego przejawiania się i rozprzestrzeniania się Bóstwa. Na tym superstwórczym poziomie, Bóstwo doświadcza wyczerpania potencjału uosabiającego, napotyka pełnię boskości i wyczerpuje możliwości samoobjawiania się dla kolejnych i progresywnych poziomów innego uosobienia. Bóstwo teraz napotyka Absolut Nieuwarunkowany, wkracza doń i utożsamia się z nim.
]]>
Rozważania, jakie prowadziłem wcześniej, koncentrowały się na oddzieleniu od nauki tych obszarów wiedzy, które "zarażone" są niejako elementem irracjonalnym. Pojęcie "nauka" zostało tak zdefiniowane, że dotyczy poznania intelektualnego, więc wszystko, co jest poza takim poznaniem jest z natury rzeczy "nienaukowe". Nie oznacza to jednak jakiegoś deprecjonowania tych części naszej wiedzy i naszego poznania, które opiera się na drugiej władzy poznawczej: intuicji, gdyż część wiedzy o rzeczywistości możemy zdobyć wyłącznie w ten sposób.
Irracjonalizm (łac. irrationalis - nierozumowy) - pogląd filozoficzny głoszący, że rzeczywistości nie da się poznać w racjonalny sposób, przypisujący najwyższą wartość pozarozumowym środkom poznawczym.
/Wikipedia/
Przekonanie o tym, że istnieje jakiś obszar wiedzy lub poznania niedostępny racjonalności towarzyszyło filozofii od dawna. Nie da się zawrzeć piękna w logicznych warunkach, jak również nie można opisać miłości ludzkim językiem. Sama logika dostarcza też argumentów na to, że racjonalne rozumowanie nie może objąć wszystkiego - nie można zamknąć Boga w logicznym wywodzie. Ratunkiem na te braki racjonalności jest poznanie pozaracjonalne.
Irracjonalizm ma również szereg znaczeń, które mają silnie negatywny wydźwięk.
Przede wszystkim irracjonalizm to określenie pewnych postaw życiowych - po pierwsze takiej, w której przekonania są przyjmowane niezależnie do siły argumentów. Wystarczy, że przekonanie jest związane z naszymi uprzedzeniami lub wierzeniami a bardzo ciężko jest je nam zmienić, mimo, że wszystko wokół świadczy przeciw temu przekonaniu. Często powodem takiego kurczowego trzymania się błędnych w jakimś sensie przekonań jest to, że pochodzą od kogoś, kto jest dla nas autorytetem.
Bardzo bliski takiej postawie i często razem z nią występujący jest mający równie negatywne skojarzenia irracjonalizm rozumiany jako strach przed porzuceniem utartych przekonań.
Wreszcie terminem irracjonalizm określamy prowadzenie działań, które dają rezultaty sprzeczne z celami jakie sobie postawiliśmy - w takim ujęciu irracjonalizm jest niemalże synonimem głupoty.
Chciałbym oddzielić te pejoratywne "zastosowania" terminu irracjonalizm od wiedzy irracjonalnej choć oczywiście mam świadomość, że wszystkie znaczenia tego pojęcia mają swe źródło w poznaniu pozarozumowym.
W jaki zatem sposób uzyskujemy poznanie irracjonalne?
Przede wszystkim irracjonalne są nasze uczucia. Uczucie, jako emocja, jest jednym z podstawowych elementów mających wpływ na nasze decyzje.
Racjonalny jest na pewno nasz umysł, którym chcemy poznać i uporządkować świat. Jednak intuicja wydaje się władzą wyższego rzędu, która kieruje pracą umysłu. Często spotyka się definicję, że intuicja to wiedza wynikająca z doświadczenia. Gromadząc doświadczenie zbieramy tak na prawdę wiedzę o świecie w sposób kompleksowy i potrafimy z tych zasobów wyciągać wnioski w sposób nieświadomy. W pewnym sensie wnioskowanie logiczne oznacza przeniesienie procesów poznawczych z poziomów podświadomych na świadomy.
Niestety - ostatnimi czasy zauważam to coraz bardziej - nasza wiedza i doświadczenie nie jest gwarantem uzyskania poprawnego obrazu świata. Nasze emocje, upodobania i nieuświadomione preferencje stają się w naszym umyśle swoistym filtrem, który często po prostu blokuje nam dostęp do właściwej oceny sytuacji. Z elementami irracjonalnymi jest taki problem, że w obecnych czasach wiemy o tych mechanizmach na tyle dużo, że są one wykorzystywane na masową skale do manipulacji ludźmi. Jesteśmy zalewani informacjami mającymi w pierwszym rzędzie wpłynąć na nasze nastawienie emocjonalne, a nie przekazać nam wiedzę.
Obserwujemy to na codzień, gdy oglądamy telewizyjne informacje, które już nie są informacjami a opiniami. Kiedyś opinie wygłaszali eksperci z dziedziny, której informacja dotyczyła. Dość szybko zauważono, że taka wygłoszona opinia ma wpływ na opinie odbiorców - zaczęto więc manipulować odbiorcami wypływając na to w jaki sposób odbierają przekazywaną wiedzę.
Nie jestem pewien, czy istnieje dobra odpowiedź na to pytanie. Możliwe jednak, że jej udzielenie jest jednym z naszych ziemskich zadań - obok zdobycia praktycznej umiejętności, jak to robić.
Wydaje mi się, że pewnym rozwiązaniem tego problemu jest świadomość - to w jej blasku przecież nasze poznanie uzyskuje realną wartość. To czego doświadczamy i co poznajemy przenosimy w obszar świadomy głównie po to, aby móc podjąć jakąś decyzję. Im bardziej jesteśmy świadomi tego, co doświadczamy, tym nasze decyzje wydają się bardziej harmonijne i sensowne na każdym poziomie: zarówno emocjonalnym, jak i racjonalnym.
Pierwszą rzeczą jaką możemy zrobić, aby uwolnić się od nieświadomych wpływów, jest próba obiektywizacji problemu. Jest to ścieżka racjonalizacji.
Druga metoda, a najlepiej drugi krok, to próba spojrzenia na sprawę z perspektywy drugiej strony. Ta metoda w dużym stopniu wykorzystuje naszą emocjonalną naturę - to ona tylko jest w stanie wczuć się w sytuację innych.
Trzecia droga (lub trzeci krok), to próba spojrzenia z większej perspektywy - np. historycznej. Zazwyczaj łatwiej nam myśleć i rozmawiać o czymś odległym od nas w czasie niż o sprawach bieżących, które mają wpływ na nasze życie.
Te kroki powinny nam pozwolić na uzyskanie pewnego dystansu do sprawy - a wiadomo, że z boku wszystko widać lepiej. Nasza świadomość obejmie wtedy na pewno większy obszar i nasze decyzje będą miały dużo lepsza jakość.
Rudolf Steiner opisując istotę ludzką stwierdził, że człowiek, jako istota duchowa, składa się z trzech elementów: umysłu, uczucia i woli. Ostatni czynnik - wolitywny - jest tym, który ma podjąć decyzję.
Steiner twierdził, że u człowieka rozwijającego się duchowo następuje pewnego rodzaju rozpad osobowości na te trzy elementy i w dużym zakresie działają one niezależnie. Niesie to ze sobą pewnego rodzaju zagrożenia, bo jeśli faktycznie te człony mogą stać się niezależne, to również mogą działać wbrew sobie. Może faktycznie tak jest, że różnego rodzaju konflikty wewnętrzne są oznaką takiego rozpadu?
Steiner dalej stwierdza, że jednym z zadań na ścieżce duchowego rozwoju jest harmonizacja tych trzech członów i ich wspólne działanie. Być może takim czynnikiem harmonizującym jest wspomniana wyżej świadomość. Jeśli w jej świetle będą wszystkie elementy - argumenty logiczne, nasze nastawienie emocjonalne i wola w momencie, gdy podejmuje decyzję - to będzie oznaczało, że taka harmonia musi mieć miejsce.
]]>
Przede wszystkim zdaję sobie sprawę, że nie jestem traktowany jako "zwykły" członek Zakonu. Oczywiście to mile łechce moje ego, ale z drugiej strony mam świadomość pewnego rodzaju odpowiedzialności z tym związanej. Prowadzenie tego serwisu to w pewnym zakresie świadectwo jakie wystawiam Zakonowi, również pewnego rodzaju promocja dla tej organizacji, i w związku z tym muszę ważyć moje słowa, sposób w jaki się wypowiadam. Takie zachowanie jest to jednak wbrew mojej naturze - nie zwykłem cenzurować własnych myśli i słów jakie wypowiadam. Dlatego może się zdarzyć, że powiem (napiszę!) coś, co nie wszystkim się spodoba.
Często zwracają się do mnie osoby z różnymi pytaniami odnośnie Zakonu - w jakiejś mierze są oni inspiracją dla moich artykułów, za co jestem im wdzięczny. Należy jednak podkreślić, że prezentuję moje osobiste przemyślenia, a ja nie jestem przedstawicielem Zakonu A.M.O.R.C. - nie jestem jego formalnym reprezentantem.
Zastrzeżenie takie nie jest skutkiem tego, że odcinam się od Zakonu, lub też nie chcę pomagać w wyjaśnieniu niektórych kwestii - po prostu nie mam jakiejś szczególnej wiedzy, czy mocy, aby wyjaśnić wszystkie kwestie, a także pragnę, aby wszyscy czytelnicy umieli odróżnić moją osobę, to co i jak tu opisuję, od organizacji, jaką jest Starożytny i Mistyczny Zakon Różo-Krzyża.
Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się dość prosta po przejrzeniu oficjalnych stron Zakonu, ale jednocześnie ilość pytań w tym zakresie jest tak duża, że postanowiłem zebrać podstawowe informacje i przedstawić również w tym miejscu.
Zakon A.M.O.R.C. to organizacja założona przez dr. H. S. Lewisa - o historii A.M.O.R.C. pisałem wielokrotnie. Ogólne informacje o Zakonie w zwięzłej formie zaprezentowane są w tym miejscu.
Z mojego punktu widzenia Zakon A.M.O.R.C. to organizacja, która chce uczynić ze swoich członków osoby, które będą jednocześnie filozofami, jak i mistykami. Oczywiście to jest mój punkt widzenia, a mając na uwadze nasze główne motto:
Jak najszersza tolerancja w jak największej niezawisłości.
chciałbym uszanować odmienne zdania. Zapewne nie wszyscy członkowie A.M.O.R.C. uważają, że jest to główny cel istnienia Zakonu. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to nie znaczy, że nie ma racji lub, że ja jej nie mam... Wydaje mi się, że dużo ważniejsze jest to, aby swoim życiem starał się ten cel zrealizować. Mam nadzieję, że cel jaki ja dostrzegam wypełniam w jak najlepszy sposób w najszerszym możliwym dla mnie zakresie.
Funkcjonowanie Zakonu A.M.O.R.C. w jakimkolwiek kraju musi odbywać się zgodnie z prawami danego kraju. Wszystkie działania "gospodarcze" muszą podlegać kontroli finansowej, a sama organizacja musi być jakoś umiejscowiona w systemie ekonomicznym.
W Polsce, po wypróbowaniu różnych form, przyjęte zostało rozwiązanie opisane na tych stronach. Ogólnie można powiedzieć, że na płaszczyźnie ziemskiej (prawnej, gospodarczej i ekonomicznej) funkcjonuje jako Fundacja A.M.O.R.C., która świadczy względem Zakonu A.M.O.R.C. usługi niezbędne do jego funkcjonowania. Tak więc wszystkie sprawy formalne związane z prowadzeniem rejestrów członków, tłumaczeniem materiałów, drukiem monografii i ich wysyłką, oraz utrzymaniem biura i miejsca spotkań (Świątyni) są obsługiwane przez Fundację, której celem jest rozpowszechnianie nauk Zakonu. Jeśli by Fundacja nie zapewniała optymalnych warunków dla funkcjonowania Zakonu nie byłoby sensu aby istniała, więc można ją traktować jako materialny przejaw Zakonu.
Dzięki temu wszystkie kwestie filozoficzne, ideowe i mistyczne to sprawy Zakonu, rozwiązywane przez jego członków wg zasad obowiązujących w jego strukturze, natomiast wszelkie kwestie organizacyjne związane z opłacaniem składek, sposobem i miejscem dostarczania materiałów to sprawy które należy ustalać z biurem Fundacji.
Oczywiście ten, kto ma takie upoważnienie, wyrażone w formie stosownego dokumentu. Jeśli więc ktoś potrzebuje jakiejś formalnej odpowiedzi lub decyzji najlepiej zwrócić się do biura Fundacji.
Część spraw może być załatwiona przez pracowników biura - zwłaszcza te zagadnienia, które leżą w zakresie normalnego, codziennego funkcjonowania organizacji oraz relacji z administracją państwową. Pozostałe zostaną skierowane do właściwej osoby - w ogólnym przypadku jest to Administrator jurysdykcji języka Polskiego.
Należy jednak mieć świadomość, że przypadki w których Zakon A.M.O.R.C. zajmuje jakiekolwiek "stanowisko" są niezmiernie rzadkie.
]]>Niedawno przyjaciel pisał o wzburzonym morzu po którym płynie Mistrz Głębokiego Spokoju, który mimo koncentracji na duchowym wzrastaniu ciągle wytrącany jest ze stanu równowagi przez ludzi, którzy również chcą wieźć swoje spokojne życie... Ogólnie możemy przyjąć, że wszyscy dążymy do życia bez problemów - pożądamy go i gdy go uzyskujemy staramy się utrzymać za wszelką cenę. Ale w zasadzie nigdy nam się to nie udaje. Zawsze znajdzie się jakaś przyczyna problemów. Zwolennicy spiskowych teorii dziejów twierdzą, że los ludzkości jest kierowany przez ukrytą grupę ludzi chcących utrzymać nas w stanie przytłoczenia trudnościami i gdyby nie "ONI" nasze życie stałoby się sielanką.
A więc co by było, gdyby usunąć wszelkie przyczyny zewnętrzne? Czy zapanowałby w naszym życiu prawdziwy Pokój? Czy gdybyśmy odcięli się od zewnętrznych problemów, wyrwali się z więzów systemu, to osiągnęlibyśmy trwałą równowagę?
Niekoniecznie... Najprawdopodobniej doskonałość znudziłaby nas - tak, jak to jest pokazane w "Matrixie" - i sami byśmy sobie zaszkodzili...
I chociaż to te trudności nas budują i rozwijają, chociaż staramy się ich ciągle unikać, to jednak będą istnieć. Po co?
Księga Urantii podaje ten powód:
]]>3:5.5 (51.4) Niepewności życia i zmienne koleje bytu w żaden sposób nie zaprzeczają idei uniwersalnej wszechwładzy Boga. Całe życie istoty ewolucyjnej jest najeżone określonymi koniecznościami. Rozważcie, co następuje:
3:5.6 (51.5) 1. Czy odwaga – siła charakteru – jest pożądana? W takim razie człowiek musi wychowywać się w środowisku konieczności, mocując się z trudnościami i reagując na niepowodzenia.
3:5.7 (51.6) 2. Czy altruizm – służenie swojemu bliźniemu – jest pożądany? W takim razie doświadczenia życiowe muszą dostarczyć sposobności napotkania sytuacji nierówności społecznych.
3:5.8 (51.7) 3. Czy nadzieja – majestatyczne zaufanie – jest pożądana? W takim razie egzystencja ludzka wciąż musi być nękana niebezpieczeństwami i powtarzającymi się niepewnościami.
3:5.9 (51.8) 4. Czy wiara – najwyższa pewność myśli ludzkiej – jest pożądana? W takim razie umysł ludzki musi znaleźć się w tak kłopotliwym położeniu, w którym zawsze wie mniej, niż może uwierzyć.
3:5.10 (51.9) 5. Czy miłość do prawdy i gotowość pójścia dokądkolwiek ona prowadzi, jest pożądana? W takim razie człowiek musi rozwijać się w świecie, w którym istnieje błąd a fałsz jest zawsze możliwy.
3:5.11 (51.10) 6. Czy idealizm – koncepcja zbliżająca do boskości – jest pożądany? W takim razie człowiek musi się trudzić w środowisku względnego dobra i piękna, w otoczeniu pobudzającym niepohamowane dążenie do lepszych rzeczy.
3:5.12 (51.11) 7. Czy lojalność – poświęcenie się najwyższym obowiązkom – jest pożądana? W takim razie człowiek musi iść naprzód pośród możliwości zdrady i dezercji. Wartość poświęcenia się obowiązkom polega na zakładanym niebezpieczeństwie odstępstwa.
3:5.13 (51.12) 8. Czy bezinteresowność – duch samozaparcia – jest pożądana? W takim razie człowiek śmiertelny musi żyć twarzą w twarz z nieustannym wołaniem o uznanie i zaszczyt ze strony nieuniknionego egocentryzmu. Człowiek nie mógłby żywiołowo wybierać życia na sposób Boży, gdyby nie było samolubstwa do poniechania. Człowiek nigdy nie mógłby stawiać na zbawcze trzymanie się prawości, gdyby nie było potencjalnego zła do wywyższania i dobra do wyróżnienia, na zasadzie przeciwieństwa.
3:5.14 (51.13) 9. Czy przyjemność – zadowolenie w szczęściu – jest pożądana? W takim razie człowiek musi żyć w świecie, gdzie zawsze istnieje alternatywa bólu i prawdopodobieństwo cierpień, możliwych do doświadczenia.
Tradycja święta "Trzech Króli" jest niezwykle żywa w chrześcijaństwie. "Objawienie Pańskie", bo taka dokładnie jest nazwa tego święta, to jedno z najstarszych z zachowanych do naszych czasów świąt chrześcijańskich. Pierwotnie było tożsame z Narodzeniem Pańskim - jest tak ciągle w Apostolskim Kościele Ormiańskim. W kościele łacińskim natomiast funkcjonuje od IV wieku. Jego źródłem jest przede wszystkim Tradycja opisująca poszukiwania dzieciątka Jezus przez przybyszy ze Wschodu, choć jest o tym wspomnienie w Ewangelii wg św. Mateusza, to zawiera jedynie bardzo ogólne informacje - na jej podstawie nie można niestety określić kim byli, skąd dokładnie przybyli, ani nawet ilu ich było.
Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli:
«W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok:
A ty, Betlejem, ziemio Judy,
nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,
albowiem z ciebie wyjdzie władca,
który będzie pasterzem ludu mego, Izraela».
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny.
Nieco więcej informacji o Trzech Mędrcach przekazuje "Księga Urantii". Jej opis jest zasadniczo zgodny z Ewangelią - KU poświadcza również nadprzyrodzony charakter objawienia mędrcom nowiny o narodzeniu Jezusa.
119:7.6 (1317.2) Pewni ziemscy mędrcy wiedzieli o zbliżającym się przybyciu Michała. Dzięki kontaktom jednego świata z drugim, mędrcy ci, obdarzeni wnikliwością duchową, dowiedzieli się o nadchodzącym obdarzeniu Urantii przez Michała. I poprzez istoty pośrednie, serafin ogłosił to grupie kapłanów chaldejskich, których szefem był Ardnon. Ci Boży ludzie odwiedzili nowo narodzone dziecię w żłobie. Jedynym nadnaturalnym zdarzeniem, związanym z narodzinami Jezusa, było to właśnie obwieszczenie dla Ardnona i jego towarzyszy, dokonane przez serafina, poprzednio przydzielonego do Adama i Ewy w pierwszym ogrodzie.
[...]
122:8.5 (1352.1) W czasie narodzin Jezusa, w południe, serafini z Urantii, zebrani pod kierunkiem swych przełożonych, śpiewali hymny chwały nad żłobem betlejemskim, ale ludzkie uszy nie słyszały tych głosów pochwalnych. Ani pasterze, ani żadni inni śmiertelnicy nie przyszli składać hołdu dziecięciu z Betlejem, aż do dnia przybycia pewnych kapłanów z Ur, których Zachariasz przysłał z Jerozolimy.
122:8.6 (1352.2) Jakiś czas wcześniej, poinformował tych kapłanów z Mezopotamii pewien dziwny nauczyciel religijny z ich kraju, że miał sen, w którym otrzymał wiadomość, że "światło życia" ma się wkrótce pojawić na Ziemi, jako dziecko pośród Żydów. I trzej nauczyciele poszli we wskazanym kierunku, szukając tego "światła życia". Po wielu tygodniach daremnych poszukiwań w Jerozolimie, już mieli wracać do Ur, gdy spotkał ich Zachariasz i zwierzył im się ze swego przekonania, że to Jezus jest celem ich poszukiwań i posłał ich do Betlejem, gdzie spotkali dziecko i zostawili swe dary Marii, jego ziemskiej matce. W momencie ich wizyty dziecko miało prawie trzy tygodnie.
122:8.7 (1352.3) Mędrcy nie widzieli gwiazdy wiodącej ich do Betlejem. Ta piękna legenda o gwieździe betlejemskiej powstała w następujący sposób. Jezus urodził się 21 sierpnia, w południe, w roku 7 p.n.e. 29 maja, roku 7 p.n.e., miała miejsce niezwykła koniunkcja Jowisza i Saturna w konstelacji Ryb. Ciekawym faktem astronomicznym jest to, że podobne koniunkcje zdarzyły się 29 września i 5 grudnia tego samego roku. Na podstawie tych niecodziennych, ale zupełnie naturalnych zdarzeń, gorliwcy z następnego pokolenia, kierując się jak najlepszymi intencjami, stworzyli wzruszającą legendę o gwieździe betlejemskiej i pełnych uwielbienia królach, prowadzonych przez nią do żłobu, gdzie ujrzeli dziecię i cześć oddali nowo narodzonemu. Orientalne i bliskie orientalnym umysły lubują się w baśniowych historiach i wciąż przędą takie piękne mity o życiu swych przywódców religijnych i bohaterów politycznych. Kiedy nie było druku, gdy większość wiedzy ludzkiej przekazywana była z ust do ust, z jednego pokolenia na drugie, bardzo łatwo było mitom stać się tradycją a tradycji zostać w końcu uznaną za fakt.
[...]
122:10.1 (1353.28) Szpiedzy Heroda jednak nie próżnowali. Kiedy zameldowali mu o wizycie w Betlejem kapłanów z Ur, Herod wezwał tych Chaldejczyków, aby stawili się przed nim. Dopytywał się skrzętnie tych mędrców o nowego "króla Żydów", ale nie bardzo go zadowolili, objaśniając, że dziecko urodziło się kobiecie, która przyszła do Betlejem ze swym mężem zarejestrować się w spisie. Herod, niezadowolony z ich odpowiedzi, odesłał ich z sakiewką i polecił, że mają znaleźć dziecko, aby on też mógł iść i oddać mu pokłon, skoro oświadczyli, że królestwo jego ma być duchowe a nie doczesne. Kiedy mędrcy nie wrócili, podejrzliwość Heroda wzrosła. Gdy wciąż na nowo rozważał to wszystko, wrócili jego informatorzy i przedstawiali mu pełny raport z ostatnich wydarzeń w Świątyni, przynosząc częściową kopię pieśni Szymona, śpiewanej podczas obrzędu okupienia Jezusa. Ale nie udało im się wyśledzić Józefa i Marii i Herod bardzo się na nich rozgniewał, kiedy nie potrafili mu odpowiedzieć, dokąd ta para zabrała dziecko. Następnie wysłał poszukiwaczy, aby znaleźli Józefa i Marię. Wiedząc, że Herod ściga rodzinę z Nazaretu, Zachariasz i Elżbieta trzymali się z dala od Betlejem. Chłopczyk został ukryty u krewnych Józefa.
Z pewnością nie byli to "królowie" - oryginalna tradycja, jak i zapis w Ewangelii nie wspominają nic o "królach". Nie wspomina o tym również i "Księga Urantii". Najczęściej nazywa ich jednak Magami.
Mag to określenie używane w starożytności na kapłanów i mędrców elamickich, chaldejskich, medyjskich i babilońskich. Zajmowali się oni astrologią, magią i alchemią, czyli byli w gruncie rzeczy naukowcami swoich czasów. Jeśli przyjmiemy taką definicję tego pojęcia to określenie "Mędrcy" i "Magowie" będą prawie synonimami.
Sytuacja w której to pogańscy kapłani jako pierwsi przybyli do Jezusa, oddali mu pokłon i złożyli dary, daje nam wiele do myślenia.
Przede wszystkim historia ta jest potwierdzeniem możliwości uzyskania wiedzy o rzeczach nadprzyrodzonych. W sumie to nie jest tu istotne, czy wiedza ta została uzyskana dzięki astrologii, nadzmysłowej wizji, czy innego objawienia.
Wreszcie - objawienie to dostali kapłani pogańscy. Nie byli to żydowscy rabini, czy prorocy, ale pogańscy mędrcy. To oni okazali się najbardziej godni tej informacji.
Tak więc niech będzie dla nas pocieszeniem i jednocześnie pewnego rodzaju przestrogą - nie ma znaczenia gdzie się urodzimy, kim jesteśmy ani co robimy. Kiedyś i tak tylko nasze faktyczne czyny i zasługi będą brane pod uwagę.
]]>
Minął kolejny rok - dziś zaczyna się nowy. Stając na progu nowego, które nadchodzi, wiele osób wykorzystuje ten czas na zabawę, która ma wyrażać naszą wdzięczność za to, co minęło i dać nam dobre nastawienie na to, co nadchodzi. Po zabawie zazwyczaj musimy odpocząć co wymaga wyciszenia i daje sposobność do refleksji - nie zawsze radosnej, bo czasami wypełnionej żalem lub tęsknotą za tym co minęło - ale dającej podstawę do tego aby zaplanować coś nowego.
Rok temu napisałem "Nie powiodło się wszystko, czego się podjąłem" - bo choć do niczego się nie zobowiązywałem, to jednak spróbowałem dokonać w 2018 r wielu rzeczy. Podobnie było w 2019 roku - bo choć niczego specjalnego nie planowałem, a nadzieje na obudzenie w Polsce Zakonu Martynistycznego mocno przygasły, to jednak czuję głęboką satysfakcję z tego co zrobiłem przez ostatni rok.
Zacząłem od "Przemiany w Ogniu" - choć pracę na tym traktowałem jako okazję do poznania wielu rzeczy (tradycji wiccańskiej, języków mistycznych, talizmanów) to rytuał jaki opracowałem dał mi siłę i wytrwałość prawie na cały rok. Tempo mojego życia i intensywność działań osłabły nieco dopiero jesienią, wraz z nadejściem jesieni i stopniowym zmniejszaniem się aktywności elementu ognia.
Dla mnie samego było zadziwiającym doświadczać nieustannego dopływu energii, pomysłów i motywacji - przez cały czas, gdy wzrastała ilość światła słonecznego. Potem miałem siłę aby doprowadzić wiele rzeczy do końca pracując wytrwale w czasie największych od lat upałów i na koniec, korzystając ze łagodnej jesieni, pozbierać plony.
Najważniejszym projektem jaki realizowałem był niewątpliwie "Wstęp do Hermetyzmu" - projekt kursu, który miał pokazać czym jest Hermetyzm w teorii i praktyce. Plan "Wstępu do Hermetyzmu" został zrealizowany w całości (a nawet z małą nawiązką):
Większość elementów z tego mini-kursu pochodzi z niniejszego bloga - tylko ćwiczenia praktyczne są tu niedostępne. Można je znaleźć na grupach Facebook "Klub Przyjaciół AMORC" i "Mysterium".
Śledzący mój blog z pewnością zauważyli dużą ilość wpisów odnoszących się do Antropozofii. Jest to świadectwo mojego zainteresowania działalnością Rudolfa Steinera - dotarłem do ludzi kontynuujących jego dzieło w kraju i za granicą. O ile sama antropozofia wydaje mi się ewoluować w kierunku nowoczesnej formy religii co mnie szczególnie nie pociąga (choć samo w sobie jest to oczywiście bardzo interesujące), to już wszystkie jej przejawy służące rozwojowi duchowemu już wydają mi się niezwykle atrakcyjne.
Nie wiem w jaki sposób rozwinie się to moje zainteresowanie - może najbliższy rok to pokaże?
Kolejnym obszarem w który wyraźnie skupiła się moja uwaga w 2019 roku jest magia - a dokładnie to, co zdefiniowałem jako "teurgia".
W sumie od teurgicznego rytuału zacząłem rok 2019 i przez większość czasu zajmowałem się Hermetyzmem, który to teurgią jest przepełniony. Nie czuję się w żadnym razie specjalistą w tej dziedzinie, a samą magię postrzegam raczej jako materiał do badania z perspektywy psychologicznej, ale bynajmniej nie odrzucam magii jako metody do osiągania celów na płaszczyźnie materialnej.
Czy jest możliwe wyciąganie królika z kapelusza bez iluzjonistycznych sztuczek? Nie wiem - nie wydaje mi się to ani sensowna metoda ani pożądana.
Czy można przyspieszyć rozwój duchowy, osobisty, czy też psychiczny człowieka za pomocą teurgii? Zdecydowanie tak.
Choć na tym blogu nie poświęcam zbyt wiele miejsca religii, to jednak kwestie związane z miejscem religii w życiu człowieka bardzo mnie poruszają. Od dawna studiuję "Księgę Urantii" i część mojego życia jest dość mocno przeniknięta jej ideałami. Od dawna zastanawiam się jak powinno wyglądać życie religijne człowieka i jeśli mam być szczery to muszę wyznać, że najlepsze przejawy życia religijnego widzę u ateistów...
W momencie, gdy człowiek niewierzący zaczyna prowadzić życie, które nazwałbym "duchowym", koncentruje się na ideałach i celach jak najbardziej wzniosłych bez obciążania się świętymi, duchami, bóstwami i nakazami religijnymi. Osoba taka kieruje się moralnością, którą sama wybrała, bez przywiązywania wagi do słów i nakazów innych ludzi, nie zawsze mających czyste intencje, a już na pewno przekładających korzyść własną nad korzyścią człowieka, któremu takie czy inne przekonania narzuca.
W sumie to lubię planować, bo daje to okazję rozpoznania własnych możliwości i braków. Wyznaczanie celów do realizacji daje też jasną perspektywę gdzie zmierzamy.
Gdy ukończyłem kurs - choć nie jest to jakieś wielkie dzieło - to czułem wewnętrzną satysfakcję. Jednocześnie widzę jego braki i konieczność rozbudowy.
Przede wszystkim chciałbym go rozszerzyć i podzielić na kilka odrębnych modułów - przede wszystkim chciałbym oddzielić teorię (wraz z historią) od ćwiczeń praktycznych, które objęłyby takie zagadnienia jak:
Druga sprawa to nagranie ćwiczeń do kursu w postaci medytacji prowadzonej - jest to naturalna forma dla ćwiczeń więc warto byłoby to zrobić.
Temat powraca co jakiś czas - najczęściej przy okazji problemów z organizacją i obsługą wysyłki monografii do członków Zakonu, rzadziej jako postulat członków, którzy chcieliby wygodnego/nowoczesnego dostępu do treści oferowanych przez AMORC.
W części krajów już wprowadzono elektroniczną metodę udostępniania materiałów, ale niestety każdy kraj (jurysdykcja) robi to na własną rękę. Z tego powodu, że nie ma jednej platformy, jesteśmy na nieco przegranej pozycji, gdyż nasza jurysdykcja jest zbyt mała abyśmy mogli opracować własne rozwiązanie, a nawet skorzystanie z rozwiązań innych jest dla nas zbyt kosztowne.
O ile w zakresie przyniesienia do Polski Zakonu Martynistycznego nic nie zależy ode mnie to w przypadku tego projektu jest już zupełnie inaczej. Nie opracuję własnego rozwiązania, ale mam nadzieję pomóc w dostosowaniu istniejących narzędzi do potrzeb Zakonu.
Mam pełną świadomość, że zazwyczaj życie dość mocno modyfikuje moje plany. Jest to po trosze związane z samymi celami, jakie sobie wyznaczam. Po pewnym czasie okazuje się, że postawione cele nie są już dla mnie tak ważne, jak w momencie, gdy je sobie stawiałem.
Zobaczymy, które cele okażą się na tyle ważne aby je zrealizować.
Jeszcze gorzej niż z celami i planami ich realizacji jest z postanowieniami - w sumie to jedyną pewną rzeczą odnoszącą się do postanowień jest to, że w którymś momencie staniemy przed pokusą ich złamania. A im większe postanowienie, tym nasze szanse na wytrwanie w nim są mniejsze...
Dlatego dziś sobie postanowiłem, że jedynie podejmę starania, aby każdego dnia lepiej poznać i wypełniać Wolę Boga. Będę się starał odkryć boskie plany wobec mnie a następnie spróbuję je zrealizować.
To postanowienie - które jest też jednocześnie jakimś planem działań - wydaje mi się na tyle uniwersalne i elastyczne, że mam spore szanse go dotrzymać...
Jednocześnie - coż może być ważniejszego w życiu człowieka niż trzymanie się takiego planu?
Mam nadzieję za rok zdać tu raport z jego realizacji - jestem bardzo ciekaw, jak wyjdzie.
]]>
Na harmonię zwracamy uwagę przede wszystkim w kontekście dzieł mających w sobie, nawet niewielki, pierwiastek artystyczny - mówimy o harmonijnej muzyce, harmonijnej architekturze, czy rzeźbie mając na myśli nasze odczucia estetyczne. Jednak tak, jak starożytną boginię, łączymy harmonię z poczuciem piękna wyrażoną nie tylko w rzeczach, ale również w relacjach między ludźmi. Z jednej strony harmonia to konkretne elementy, które umiejętnie wykorzystane przez twórców aby wyrazić piękno wywołują je w nas, odbiorcach ich dzieł. Z drugiej strony jej brak lub zaburzenie odbieramy jako brzydotę i jest dostrzegane czasami nawet jeszcze wyraźniej niż piękno. Wydaje się zatem, że harmonia to doskonałość, ale również stan naturalny, a jej brak (lub zaburzenie) to błąd, który nie powinien mieć miejsca.
Zastanawiając się czym harmonia jest wcześniej czy później zauważymy, że chodzi o proporcje - czyli ile jest jakiegoś elementu, lub też jaka jest wartość tego elementu, w relacji do innego, lub też do całości dzieła. Tylko niektóre proporcje możemy nazwać harmonijnymi.
Proporcje są niezwykle ważne w architekturze, malarstwie, czy rzeźbiarstwie. To jaka jest długość w zestawieniu z szerokością, lub wysokością, jaka jest częstotliwość sąsiadujących dźwięków, czy odcienie kolorów na obrazie, wywołuje u nas wrażenia przyjemne lub nie.
Już dawno zauważono, że harmonijne proporcje mogą być obiektywnie zbadane i jeśli je znamy teoretycznie nie musimy mieć dobrego słuchu muzycznego, aby skomponować przyjemną dla ucha muzykę, choć jednak w praktyce nie wygląda to tak prosto. To niesłychanie ważne aby właściwie je dobrać, a prawdziwego mistrza poznać można po tym, że harmonię odnajduj automatycznie.
Podobnie jest w innych dziedzinach sztuki - jeśli coś wydaje nam się piękne to czysto matematycznie analizując właściwości tej rzeczy odnajdujemy rozpoznane przez wieki parametry.
Najważniejszą sprawą dla artysty jest to, że o ile musi on posiadać pewne wrodzone zdolności w danej dziedzinie, to aby dojść do mistrzostwa musi on kształcić swój dar. Wszyscy wiemy o tym, że istnieje coś takiego, jak absolutny słuch muzyczny - znane są metody, które pozwalają coś takiego wykształcić. Czy jest tak w innych dziedzinach sztuki, że wrodzony talent można rozwinąć do poziomu, który (w analogii do słuchu muzycznego) można nazwać absolutnym?
Niedawno oglądałem film w którym porównano proporcje odkryte w starożytnych budowlach (świątyniach, piramidach egipskich) i te, które odnaleźć można w dziełach Leonarda da Vinci. Okazało się, że te proporcje się pokrywają.
Autorzy filmu sugerowali, że da Vinci posiadał "wiedzę tajemną" przekazaną mu w sekrecie przez jego nauczycieli. Ta "wiedza tajemna" pochodzić miała od starożytnych budowniczych i nieprzerwanym strumieniem przez historię płynęła aż do Leonarda da Vinci. Wiedza ta, choć dotarła do Leonarda, to w końcu została utracona, a dziś ponownie ją odkrywamy jako liczby i proporcje Fibbonaciego.
Nie twierdzę, że nie istniały organizacje, które przekazywały tego typu informacje. Ale równocześnie nie sądzę aby takie organizacje były konieczne do tego, aby da Vinci potrafił te proporcje uchwycić i przedstawić w swych dziełach.
Wydaje mi się, że poczucie harmonii proporcji geometrycznych może być czymś podobnym do słuchu muzycznego (który w sumie jest poczuciem proporcji). Jeśli muzyk potrafi mieć (wrodzony lub wyćwiczony) słuch absolutny, który pozwala rozpoznać właściwą częstotliwość dźwięku dla danej nuty, to nie widzę absolutnie powodu dla którego artysta malarz, rzeźbiarz lub architekt nie mógłby sobie wyrobić poczucia absolutnej harmonii, która dałaby mu naturalną możliwość rozpoznania i przedstawiania doskonałych proporcji.
Poczucie harmonii proporcji jest rzeczą naturalną, a po prostu matematycznie wyrażają się liczbami Fibbonaciego. W tym kontekście szukanie związków pomiędzy dwoma harmonijnymi rzeczami - jak np. piramidami egipskimi i człowieka witruwiańskiego - jest jak odkryciem, że kolor czerwony na starożytnym płótnie jest takim samy kolorem czerwonym co na współczesnej czapce. Nie ma związku pomiędzy tymi kolorami innego niż ten, że są jednakowe.
Wybitny artysta z pewnością potrafi harmonijną proporcję uchwycić w sposób naturalny - jeśli jednocześnie jest to wybitny naukowiec i poszukuje praw rządzących światem to jest także możliwe, że potrafi je określić w sposób obiektywny, jak również przekazać swoim uczniom w zrozumiałej dla nich formie. Starożytne świątynie, czy rzeźby będą mu w tym wszystkim pomocne, ale po prostu przejdzie podobną drogę, jak budowniczowie świątyń czy rzeźbiarze starożytności.
To, że znajdujemy te same proporcje w różnych miejscach nie jest wg mnie żadnym spiskiem, czy jakąś wiedzą tajemną, choć tak może to wyglądać dla osób pozbawionych tego poczucia proporcji, a nawet funkcjonować na etapie kształcenia tego poczucia.
W kontekście harmonii wspomniałem na początku o harmonii w relacjach międzyludzkich. Jak bardzo właściwe jest to słowo przekonamy się, gdy przypomnimy sobie, że harmonia to doskonałość (w proporcjach).
W artykule o moralności przedstawiłem pogląd, że dobro to doskonałość. Jeśli pójdziemy tropem tej analogii to możemy przyjąć, że w relacjach międzyludzkich (społecznych) niezwykle ważne jest zachowanie właściwych proporcji w tym, co jest dobre dla nas, a co jest dobre dla innych.
Może tu jest ukryty klucz do odpowiedzi na postawione tam pytanie "kiedy działania prospołeczne przestają być moralnie dobre?"
]]>
Najogólniej moralność to zbiór zasad określających co jest dobre a co złe. Postępowanie moralne to wybieranie rozwiązań "dobrych". Zasady moralne wywodzą się z norm społecznych, regulujących relacje międzyludzkie, choć czasami wychodzą ponad nie i opierają się na różnego rodzaju systemach filozoficznych, które niejako wskazują kierunki gdzie szukać dobra, a gdzie zła. Jeśli się im dokładnie przyjrzeć to dość szybko można zauważyć, że kierunek "dobra" jest również "prospołeczny" - w zasadzie ciężko znaleźć normy moralne, które istniałyby w oderwaniu od aspektu społecznego.
Czy istnieje jednak jakaś granica działań prospołecznych, której przekroczenie może oznaczać równocześnie przekroczenie norm moralnych?
Judith Jarvis Thomson to najczęściej chyba cytowana filozof (filozofka, jak chcą niektórzy, choć troszkę nie jestem przyzwyczajony do takiej formy tego słowa) naszych czasów. Rozważa niezwykle precyzyjnie kwestie moralne związane z aborcją - czyli prawem do życia dziecka i prawem do decydowania kobiety o jej własnym ciele.
Dla zobrazowania sprawy tak, aby każdy mógł dobrze wczuć się w sytuację kobiety stojącej przed decyzją o aborcji, J.J. Thomson proponuje wykonanie pewnych eksperymentów myślowych. Najsłynniejszy z nich przedstawiam poniżej w skrócie, choć nie będę szczegółowo omawiał oryginalnej wersji ani wniosków, jakie z niego wyprowadziła autorka.
W pewnym momencie odkrywasz, że leżysz w łóżku podpięty do aparatury medycznej. Z drugiej strony aparatury jest podpięty obcy tobie człowiek, u którego wykryto zagrażającą życiu wadę nerek. Okazało się, że:
- osoba chora to sławny artystą;
- tylko ty masz odpowiednią grupę krwi, by mu pomóc;
- terapia będzie trwała ok 9 miesięcy i w tym czasie nie można jej ani na chwilę przerwać;
- po tym czasie pacjent będzie wymagał dalej wsparcia, choć już niekoniecznie twojego.
Okoliczności podpięcia do pacjenta można dość dowolnie modyfikować, aby rozważyć różne okoliczności. W oryginalnym eksperymencie pacjentem był wybitny skrzypek, a o podpięciu cię do aparatury zdecydowali pewni członkowie "Towarzystwa Miłośników Muzyki" wbrew twojej woli: uprowadzili cię siłą i poprzedniej nocy podłączyli twój system krążenia do pacjenta, tak by twoje nerki mogły filtrować krew zarówno twoją, jak i jego.
W tym momencie zjawia się dyrektor szpitala i mówi: "Bardzo nam przykro, że dokonano tego gwałtu – nigdy byśmy na to nie pozwolili, gdybyśmy wiedzieli. A jednak zrobili to i skrzypek jest teraz do Pana podłączony. Odłączenie go oznaczałoby jego zabicie."
Artysta przeżyje tylko, jeśli zgodzimy się pozostać do niego podłączonymi - w tym momencie mamy więc dylemat:
Czy jest twoim moralnym obowiązkiem się na to zgodzić?
Próbując rozważyć problem dobra i zła nie sposób uniknąć pytanie czym one są?
Poszukiwaniem dobra, tego czym ono jest i jak je czynić, zajmują się filozofowie od początku istnienia ludzkości. Dość dawno już odkryli regułę, która pozwala praktycznie odpowiedzieć na te pytania i nadali jej nazwę Złotej Reguły, lub też zasady wzajemności. Rozprawiali o niej zarówno Konfucjusz, Arystoteles, Platon, jak sam Jezus.
W skrócie można ją przedstawić w takiej formie:
Traktuj innych tak, jak ty byś chciał być traktowany.
Najczęściej jednak przedstawia się ją w postaci negatywnej:
Nie czyń innym tego, czego nie chcesz, by czynili tobie.
W tej właśnie wersji jest ona podstawą znanego nam prawa, które określa rzeczy jakich nie wolno robić.
Złotą Regułę w najpełniejszej pozytywnej formie wyraził Jezus:
Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego.
Nieco inaczej do kwestii dobra podeszła św. Teresa z Avili. Definiuje ona dobro za pomocą fragmentu z Ewangelii wg św. Marka:
Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg.[...]"
Święta Teresa wywodzi z tego fragmentu, że
Tak więc poszukując doskonałych rozwiązań sytuacji postępujemy w sposób, który wiedzie nas ku dobru - aczkolwiek niemożliwe jest jego pełne osiągnięcie przez człowieka.
Jeśli chodzi o zło to przyzwyczajeni jesteśmy do dość prostej jego definicji - zło jest przeciwieństwem dobra. Pomijając długie wywody można przyjąć, że każde nasze działanie sprzeciwiające się dobru jest złe. Jeśli więc podejmujemy aktywnie jakąś czynność, która ogranicza lub niweluje zasięg dobra, to dopuszczamy się zła. W tym ujęciu zło jest aktywne, twórcze - powiedzieć można przekornie, że pozytywne.
Można jednak rozszerzyć definicję zła przyjmując, że zło jest brakiem dobra. W takim ujęciu również powstrzymanie się od czynności dających szansę przejawienia się dobra postępujemy źle. Jeśli więc z powodu braku naszej reakcji, braku naszych działań, dobro nie może zaistnieć, naszą postawę możemy określić jako złą.
Jeśli sytuację z naszego eksperymentu myślowego odniesiemy do powyżej przedstawionych definicji to mamy właśnie dylemat moralny. Jego rozstrzygnięcie pozostawiam czytelnikom - można ew. poszukać wniosków autorki eksperymentu i rozważyć, czy są słuszne.
Chciałbym jednak w tym miejscu zwrócić uwagę na jeden element niezwykle istotny w całej sprawie - korzyść społeczną z podjętej decyzji moralnej.
Przypadkowa ofiara sytuacji z przedstawionego eksperymentu niewątpliwie odniosła szkodę - szkoda ta będzie istniała niezależnie od rozwiązania, choć niewątpliwie przerwanie terapii artysty ograniczy jej rozmiar.
Natomiast dyrektor szpitala reprezentuje niejako społeczną stronę zagadnienia - co podkreśla jego wystąpienie jako obrońca moralności (jak wspomniałem na samym początku, moralność określa działania korzystne społecznie). W istocie społeczeństwo z faktu wyleczenia artysty będzie miało szansę odnieść jakieś korzyści, gdy ten powiększy spuściznę kulturową, a będzie miał na to okazję jedynie po wyleczeniu.
W ten sposób mamy tu sytuację konfliktu interesów - z jednej strony ofiara sytuacji ponosi straty (możliwe, że będzie je ponosić nawet do końca życia), ewentualnie alternatywą jest, że społeczeństwo poniesie stratę. Społeczeństwo aby uniknąć straty usiłuje więc zmusić ofiarę do wyboru z gruntu dla niej niekorzystnego.
Czy taki przymus jest sam w sobie moralnie dobry?
W całej dyskusji o aborcji (i ogólnie w rozważaniach dylematów moralnych) pomija się podstawową kwestię na jaką zwróciła uwagę św. Teresa: nie możemy postąpić dobrze (czyli doskonale), ale możemy podjąć starania aby nasz wybór prowadził nas w tym kierunku.
Skoro kontynuacja terapii w eksperymencie jest taka dobra dla społeczeństwa, to dlaczego społeczeństwo nie miałoby zrekompensować w jakiś sposób strat wynikłych z tego tytułu? Oczywiście rekompensata musi dotyczyć całości strat - zarówno tych już poniesionych, jak i tych, które mogą mieć miejsce w przyszłości.
W tym momencie aby kontynuować nasze rozważania musimy zrezygnować z kontynuacji eksperymentu i postawić jasno kwestię aborcji w sytuacji gwałtu.
O ile finansowa forma rekompensaty wydaje się jedyną możliwą, to oczywiście już wycena strat jakie poniosła zgwałcona osoba nie jest prosta. Na pewno można jednak oszacować koszty jakie poniesie w przyszłości i powiększyć je o jakąś kwotę "społecznie akceptowalną", a decyzję o wyborze rekompensaty (a więc i kontynuacji terapii) pozostawić osobie zgwałconej.
Dziwi mnie dlaczego "obrońcy moralności" do tej pory nie zdecydowali się na takie postawienie sprawy - z pewnością odpowiednio wysoka rekompensata dla ofiar gwałtu skłoniłaby dużą część z pokrzywdzonych kobiet (jeśli nie większość) do urodzenia dziecka, jak i nawet jego wychowania...
Czyżby koszty takiego rozwiązania były zbyt wysokie dla obrońców moralności?
Jeśli tak, to oznaczałoby, że takie pokrycie kosztów wcale nie jest doskonałym wyjściem (a więc moralnie dobrym) a "lepszym" jest zmusić innych (np. poprzez zapisy prawne) do cierpienia i ponoszenia wydatków, a samemu zaś po wszystkim umyć ręce...
Chyba już o osobie umywającej ręce gdzieś czytałem...
]]>
Osobowość to stosunkowo stałe w czasie cechy, dyspozycje i właściwości jednostki - dzięki czemu nas identyfikuje. Nadają one względną spójność zachowaniu, myśleniu, działaniu i odczuwaniu człowieka. Osobowości nie należy mylić z charakterem, który odnosi się do moralnych lub etycznych sądów o zachowań danej osoby, ani też z temperamentem, wrodzonymi cechami osoby, takimi jak porywczość lub zdolność do przystosowywania się. Nasz sposób reagowania na bodźce zewnętrzne i wewnętrzne (czyli charakter i temperament) to istotna część osobowości - jeśli mamy ją kształtować, to musimy umieć rozróżnić to, co możemy zmieniać od tego, co możemy jedynie kontrolować.
Jak wspomniałem wyżej, temperament to zespół cech determinowanych genetycznie, czyli odziedziczonych po przodkach. Nie możemy ich więc zmienić. Ujawniają się one we wczesnym okresie rozwoju, nawet na etapie niemowlęctwa - w pierwszym roku życia.
Temperamentem interesowano się od dawna i podstawowy podział typów temperamentu nie zmieniał się przez wieki. Od czasów Hipokratesa wyróżnia się cztery zasadnicze typy temperamentu, które w Wikipedii zostały opisane tak:
Wg Pawłowa taki podział temperamentu wynika wprost z wydolności układu nerwowego, co najlepiej obrazuje poniższy diagram.
Nieco inne podejście do temperamentu prezentuje biologiczna teoria temperamentu PEN Hansa Eysencka opierająca się na mierzalnych czynnikach. W jego teorii osobowość powstaje i rozwija się przez funkcjonalne współdziałanie czterech sfer:
Sam temperament zależy zaś przede wszystkim od poziomów ekstrawersji i neurotyczności, które wyznaczają kierunki na jakich rozpięta jest przestrzeń naszego temperamentu.
Ostatnim elementem w teorii PEN odnoszących się do temperamentu jest psychotyczność rozumiana jako poziom uspołecznienia naszych reakcji. Psychotyczność, najmniej precyzyjny i spójny element, na jednym biegunie ma patologiczne stany psychiki a na drugim wysoki poziom uspołecznienia jednostki.
Charakter to generalnie system świadomych dążeń w zachowaniu człowieka. Jest tym składnikiem osobowości, która mówi niejako o stopniu kontrolowania naszego charakteru, czyli można powiedzieć, że mówi o naszej woli.
Jest to też element, który możemy w pewnym stopniu kształtować.
Jeśli zwrócimy uwagę na symbolikę żywiołów hermetycznych, to doskonale ona się sprawdza na kilku płaszczyznach.
Po pierwsze możemy za ich pomocą opisać samą osobowość, która składa się z następujących elementów:
oraz dodatkowo:
Również sam temperament daje się przyporządkować do czterech żywiołów:
Koncepcja hermetycznych żywiołów jest bardzo przydatna również w samym procesie kształtowania naszego charakteru. Rozpoznanie naszego charakteru pozwala nam uruchomić pewne działania, które pozwalają niejako zrównoważyć nasze zachowanie w reakcji na bodźce. Dzięki takim świadomym działaniom nasz charakter może być postrzegany jako bardziej wartościowy, atrakcyjniejszy społecznie.
Jest to w sumie poprawianie naszego temperamentu - tak też należy myśleć o charakterze. Aby takie "poprawienie" temperamentu było możliwe musimy najpierw go zbadać.
Oczywiście takie przyporządkowanie temperamentów do żywiołów nie jest jakieś arbitralne i jedyne. W artykule "Mandala Charakterów: cztery stany psychiczne, świadomość i nieświadomość" Jacek Błach pokazał nieco inne powiązanie ze starożytnymi żywiołami:
Grafika autorstwa Jacka Błacha, któremu dziękuję za udostępnienie.
System opracowany przez Jacka Błacha jest nową teorią osobowości i łączy w sobie wiele różnych koncepcji opierając się przede wszystkim na enneagramie. Pozwala pracować nad charakterem/osobowością w bardzo szerokim zakresie.
W systemie tym przyporządkowanie żywiołom jest nieco inne niż to wywodzące się z hermetyzmu. Nie jest z tego powodu ani lepsze, ani gorsze - jest inne i warto o tym pamiętać, aby nie mieszać bezkrytycznie ze sobą tych koncepcji.
Pierwszym krokiem na drodze kształtowania charakteru jest zbadanie własnego temperamentu. Ponieważ zazwyczaj przejawiamy cechy wielu kilku typów charakteru to należy z każdego typu wybrać te elementy, które są najwyraźniejsze u nas.
pozytywne | negatywne |
wysoka samoocena | egoizm |
żywotność | szybko się irytuje, wpada w gniew |
entuzjam | fiksacja na celu |
odwaga | macho |
pasjonat | obsesja i zazdrość |
lider | dominator |
produktywny | pracoholik |
szanujący siebie | snobistyczny i zadufany w sobie |
kreatywny | krytyczny wobec pracy innych |
zaradny | zachłanny |
pozytywne | negatywne |
oryginalny | antyspołeczny |
patrzący z szerszej perspektywy | niechlujny |
elastyczny | niewytrwały |
wyrozumiały | niefrasobliwy |
ciekawy, przenikliwy | plotkuje |
samodzielny | nieumiejący współpracować |
praktyczny | niestały |
interpretujący wydarzenia | nieuczciwy |
nieszablonowy | leniwy |
przemyślane działania | zafiksowany |
pozytywne | negatywne |
wysoka samoświadomość | niska samoocena |
łagodny | stagnacja |
adaptacyjny | apatyczny |
skromny | tchórzliwy |
empatyczny | toksyczny |
oddany | łatwowierny, naśladowczy |
refleksyjny | leniwy |
autentyczny | nieufny |
integracja | odtwórczy |
współdziałanie | niesamodzielny |
pozytywne | negatywne |
godny szacunku | powierzchowny |
dokładny | perfekcjonista |
stabilny emocjonalnie | ograniczone horyzonty |
wytrwały | uparty |
ostrożny | niezdecydowany |
niezawodny | nudny |
poważny | kompulsywny |
cel | mało kreatywny |
punktualny | przewidywalny |
praktyczny | nudny |
Zmiana temperamentu jest raczej niemożliwa. Nasze złe cechy będą nam towarzyszyć niestety przez całe życie. Ale możemy bardzo skutecznie ograniczyć ich widoczność rozwijając przeciwstawne im cechy pozytywne i kształtując nasze świadome reakcje tak, aby dominowała ta pozytywna cecha.
Najłatwiej tego dokonać dobierając cechy wg klucza przeciwstawnych sobie żywiołów:
Jeśli więc przejawiamy negatywną cechę ognia (np. egoizm) to musimy poszukać przeciwstawną mu cechę wody (empatia) i starać się ją rozwijać.
Oczywiście nie jest to łatwe, choć takie może się wydawać - jednak niewątpliwie jest możliwe, a nawet pożądane.
]]>
Autorstwo Confessio przypisywane jest różnym postaciom historycznym, spośród których najbardziej znaną jest Francis Bacon. Manifest uzupełnia wcześniejszą Fama Fraternitatis zawierając wykładnię "prawdziwej filozofii". Potwierdza również dalszą ochronę dla członków "Bractwa Różokrzyżowców" przed oskarżeniami i atakami. Głosi konieczność przekształcenia i odnowienia życia intelektualnego i moralnego Europy: "[...]bardzo właściwe jest ograniczenie niewolnictwa, niesprawiedliwości, kłamstw i ciemności". Według Confessio podstawowym warunkiem zdobycia wyższej wiedzy jest "sumienne działanie", "znajomość filozofii" i chrześcijaństwo, ale pojmowane ezoterycznie.
Manifest zaczyna się od podania powodów, dla którego powstał (jest ich trzydzieści siedem) oraz ataku na papiestwo (papieża nazwano Antychrystem) i Islam (który sprzymierzył się podobno z papiestwem).
Podobnie ostro zaatakowana została nauka - ma być "chora i wadliwa", choć lekarstwem na jej problemy ma być ona sama, a szczególnie pomocna w ozdrowieniu ma być praca dla przyszłych pokoleń. Sami Różokrzyżowcy zaś wzorem CRC gromadzą i przechowują wiedzę, która może podźwignąć świat, i którą gotowi są udostępnić. Jednak udostępnianie wiedzy nie może się odbyć gwałtownie - wszystko ma właściwy dla siebie czas. Ale zanim on nadejdzie wszystko ma być zniszczone.
Naprawa świata powinna odbyć się w świetle prawdziwej religii opartej na Biblii - bez jej fałszowania i oszukańczych interpretacji. Biblia bowiem to najpewniejsze źródło i tylko w pełni podporządkowując się Bogu, poprzez studiowanie i zrozumienie, możemy zasłużyć na Jego uwagę.
Manifest ostrzega również aby nie pokładać zaufania i wiary w "fałszywą alchemię", która powstała dla żartów i zwodzi ludzi magicznymi symbolami. Odrzucenie tradycyjnej alchemii połączone jest z zapowiedzią przekazania wiedzy o duchowej alchemii, która będzie dostępna tylko dla pozbawionych chciwości i egoizmu istot.
Pełny tekst Confessio można znaleźć tutaj.
Confessio Fraternitatis ukazało się wkrótce po Fama - z założenia jest jego uzupełnieniem i uszczegółowieniem doktryny. Jego charakter, miejsce wydania i przedstawione poglądy religijne sugerują, że autorem (lub autorami) są pobożni luteranie, którzy praktykują jakąś formę mistycyzmu i ezoterycznego chrześcijaństwa.
Ukazanie się Confessio nie niosło ze sobą już żadnej rewolucji - raczej starało się nadać bardziej precyzyjny kierunek dla nowej idei Różo-Krzyża. Wydaje się, że doktryna Zakonu Złotego i Różanego Krzyża była (przynajmniej w teorii) oparta na tych ideałach. Manifest, który z jednej strony potępiał magię i alchemię a z drugiej nawoływał do szukania prawdy w nauce i ezoteryce dawał podstawy do godzenia tak przeciwstawnych tendencji w przyszłości.
]]>