Kiedyś napisałem, że magia i teurgia to dążenie do osiągnięcia celów za pomocą działań symbolicznych. Z tym, że magia ma cele materialne, a teurgia duchowe. Podtrzymuję to, ale jednocześnie sprawa ma drugie dno - sposób patrzenia na te działania symboliczne.
Teurg (Kapłan) prosi w modlitwach o duchowy dar. Tu nie ma wg mnie znaczenia kogo prosi, bo jeśli zwraca się szczerze do swego bóstwa to jest ono zawsze reprezentantem Boga - bez względu na imię, jakie mu nada. Ceremonia jaka towarzyszy modlitwie jest jej zewnętrzną, materialną formą, zresztą tak samo jak same słowa modlitwy tylko są symbolami intencji i uczuć teurga. Wierzy, że Bóg odpowie na jego prośbę.
Mag z kolei patrzy na modlitwy jak na narzędzie, swego rodzaju Prawo Natury - uważa (wierzy!), że wykonując ściśle określone czynności, powtarzając określone słowa, w określonych okolicznościach osiągnie w swych działaniach sukces, bo takie są Prawa Natury.
To trochę tak, jak z filozofem, który szuka praw fizyki opisujących działanie wszechświata. Patrząc na świat powie:
"Kamień rzucony w górę wróci na Ziemię (no chyba, że zostanie rzucony wystarczająco mocno...) bo tak działa grawitacja. Zachowanie kamienia opisują prawa, które zostały odkryte już dawno. Dziś fizyka kwantowa podpowiada, że jest jakaś szansa, że kamień jednak nie spadnie, że może zawisnąć, że może nawet sam podskoczyć itd. Ale szansa na to jest znikoma - tak mała, że nigdy jeszcze tego nikt nie widział. Ale zdarzyć się może."
To samo zdarzenie człowiek religijny opisze tak:
"To Bóg kieruje torem lotu kamienia - jeśli zechce, to kamień może zrobić cokolwiek, ale kamień zawsze spada. Dzieje się tak ponieważ zapewne takie zachowanie kamienia jest doskonałe, a Bóg jako istota doskonała kieruje tym ruchem kamienia w doskonały sposób. Oczywiście Bóg ma wolną wolę, ale robi zawsze tak samo, bo nie ma powodu, aby doskonały Bóg miał nagle zrobić coś niedoskonałego. No chyba, że zaistnieją jakieś okoliczności, które sprawią, że w jakimś przypadku będzie chciał, aby ten kamień podskoczył, zawisł w powietrzu - wtedy na pewno ten kamień zrobi tak, jak będzie chciał Bóg. Bo widocznie w tedy będzie to lepsze rozwiązanie. Bo tak będzie wyglądała doskonałość w tym przypadku."
Co więcej - Prawa Natury mogą byś definiowane przez Boga - choćby po to, aby sobie głowy nie zawracał każdym kamieniem, każdą prośbą o zdrowie, każdym westchnieniem o Oświecenie...
Z punktu widzenia zwykłego człowieka nie ma znaczenia, czy postępuje jak teurg, czy jak mag. Fizyk, czy człowiek wiary. Jeśli bowiem prawdą i doskonałością jest to, że Bóg istnieje, to w wieczności fizyk i mag to dostrzegą. Jeśli natomiast go nie ma - to zauważą to teurg z człowiekiem wiary.
W chwili obecnej człowiek jednak tego nie wie - ma więc możliwość wyboru. Może sam zdecydować w co wierzy: w Boga i jego doskonałość, czy też w doskonałe Prawa Natury.
Ale nic się nie zmieni. Liczy się tylko Doskonałość.
Bo Doskonałość jest Dobra.
]]>Jakaś kraina, miasto - nie na Ziemi, albo na Ziemi, ale w przyszłości.
Pewnego dnia zaczęli ginąć ludzie - na początku nie były znane powody. Po prostu umierali lub zamieniali się w coś w rodzaju "zombi" atakujących zdrowe jednostki. Problem obejmował coraz większe obszary i nie wiadomo było jak z nim walczyć, ani nawet na czym polega.
Trwało właśnie jakieś zgromadzenie w tej sprawie, gdyż wiadomo, że nieznane zło zbliża się do naszej miejscowości - i właśnie w tym momencie "zaraza" dopadła obecnych tam ludzi. Ludzie umierali albo popadali w szaleństwo. Część zebranych zaczęła uciekać, a część chciała walczyć z "przemienionymi" - jednak nieuchronne dopadało tak samo często jednych, jak i drugich. Ja przetrwałem.
Inna sytuacja, inny czas... Grupa ludzi odporna (?) na "zarazę" dostosowała się do nowej sytuacji. Musieliśmy żyć we wspólnocie chroniąc się wzajemnie przed zagrożeniem, które w jakiś sposób utrzymywało przy istnieniu, a zarazem kontrolowało, te ostatnie grupy "zdrowych" - sytuacja rodem z "Wehikułu czasu".
Kolejna zmiana czasu i miejsca... Miałem zawrzeć małżeństwo i wymagało to "zgody" od tego czegoś co nas kontrolowało. Zgoda nie była wyrażana wprost - część takich związków nie była akceptowana i podejmowałem po prostu ryzyko, że to się nie spodoba "nadzorcom".
Obudziłem się, ale po chwili wróciłem do przerwanego snu, ale to już nie był czysty sen - raczej to było w półśnie, gdzie mogłem analizować sytuację.
Wyglądało to tak, że żyłem w społeczeństwie zależnym od jakiejś potężnej inteligencji - możliwe, że sztucznej. Chciała ona kontrolować nasze życie, aby toczyło się we "właściwym" kierunku - cele i metody ich osiągania wyznaczała ta inteligencja. Robiła to bezpośrednio eliminując jednostki niepasujące do akceptowanych przez nią wzorców, jak również za pomocą "przemienionych" istot, które były czymś w rodzaju bezwolnych strażników. Analizując sytuację doszedłem do wniosku, że ta inteligencja prowadzi ludzi w dobrym kierunku - widziałem świat, jaki kształtował się wokół, i jak zmieniło się społeczeństwo pod wpływem narzuconych warunków. Nie podobały mi się metody, ale to, co się działo wydawało mi się pożądane.
Podjąłem starania skomunikowania się z tym "bytem nadrzędnym", co mi się w końcu powiodło. Z kontaktów tych odniosłem wrażenie, że ta istota jest niezwykle ciekawa naszych doświadczeń życiowych, bo nie rozumie czym są emocje, ból, nasze pragnienia i obawy. Była tylko czystą inteligencją zdolną kontrolować istoty "przemienione" - miała dostęp do ich wiedzy, mogła się nimi posługiwać, ale jednocześnie rozumiała, że to już nie były istoty ludzkie, co ją zaskoczyło i w pewnym sensie fascynowało. Widziała, że łamiąc wolę ludzi podczas podporządkowania ich umysłów niszczyła ich bezpowrotnie. Umiała przejrzeć historię życia ludzi sięgając do pamięci tych kontrolowanych ciał, ale nie rozumiała co kierowało podczas życia wyborami tych ludzi, co ich popychało do takich, a nie innych działań.
Z tego właśnie powodu istota ta utrzymywała przy życiu pewną część oryginalnej populacji obserwując jej funkcjonowanie. Będąc jednak czystą inteligencją, która wyznaczyła sobie jakieś cele, nie godziła się na zachowania sprzeczne z jej planem, dlatego właśnie eliminowała wszelkie istoty, które wyłamywały się w jakiś sposób z odpowiadających jej wzorców. Chciała też jednak osiągnąć coś więcej - mieć bezpośredni dostęp do przeżyć zwykłych ludzi, aby zrozumieć ich irracjonalną naturę. Drugim jej celem było poznać duszę ludzi - pojęcie to odkryła we wspomnieniach przemienionych istot. Dotychczasowe próby dotarcia do duszy człowieka i jej "naruszenia" powodowały zawsze śmierć lub przemianę człowieka w "zombi".
W pewnym sensie "wynegocjowałem" z nią, że w zamian za swobodny dostęp do moich doświadczeń ta istota pozwoli mi życi i funkcjonować, a nigdy moja wola nie zostanie naruszona. Jednak moim zadaniem będzie podejmować wysiłki, aby moje zachowania nigdy nie kolidowały z planami i zamiarami tej istoty.
Pierwszą rzeczą do jakiej chciała mieć dostęp były oczywiście moje emocje i uczucia - nie chciała mieć jakikolwiek wpływ na nie - chciała tylko obserwować, bo fascynowała ją ich irracjonalna natura.
Druga sprawa związana była z dostępem do mojego "Wyższego Ja" - tego również nie rozumiała, choć z pozyskanych informacji już wiedziała, że "Wyższe Ja", podobnie do duszy, też istnieje. Jednak nie mogła go w żaden sposób doświadczyć, nawet w takim stopniu jak wspomnień emocji, co samo w sobie stanowiło dla niej wielkie zagrożenie. Jednak zauważyła też, że natura celów i aktywności "Wyższego Ja" nie koliduje z jej działaniem. Chciała więc, abym podjął działanie do jak najpełniejszego nawiązania kontaktu z tym "Wyższym Ja".
Przewinąłem w myślach nieco czas - symbioza z tą "istotą" dała mi dużą swobodę życiową. Po pewnym czasie podobną zgodę na dostęp do własnych przeżyć wyraziła moja małżonka - choć z tego co wiedziałem tylko ja mogłem komunikować się z tą istotą - albo raczej to ona, według swego życzenia, komunikowała się ze mną, natomiast dla mojej partnerki była ledwo dostrzegalnym obserwatorem. Wgląd w nasze przeżycia miał być nieograniczony, a jakakolwiek próba oporu mogła prowadzić do złamania naszej woli, czyli "zniszczenia" duszy i przemiany w "zombi" (w najlepszym razie).
Znów przewinąłem czas - moje kontakty i swoista symbioza z inteligencją rozwijały się. Istota ta również bardzo się rozwijała - zwłaszcza w wymiarze, który nazwałbym "społecznym": teraz zupełnie inaczej traktowała społeczeństwo. Ciągle jeszcze było nieco strażników "zombi", ale raczej już nie stanowili zagrożenia dla "normalnych" ludzi. Ze zachowań ludzi zostały praktycznie wyeliminowane wszystkie rzeczy mające negatywny wpływ na środowisko, jak również te zachowania, które szkodziły zdrowiu ludzi. Inteligencja dokładnie analizowała wszystkie zachowania ludzi i ich wpływ na zdrowie i systematycznie usuwała te jednostki, które się wyłamywały i nie przyjmowały, lub nie rozumiały ostrzeżeń jakich udzielała. Jednocześnie ta superinteligencja zdawała sobie sprawę, że populacja nie może być ograniczana w nieskończoność i nauczyła się tolerować drobne negatywne postawy - niejako odkładając ich eliminację "na później".
Czym był ten świat? Odbiciem naszego?
Czym była ta "superinteligencja"? Demiurgiem?
Skoro "po owocach ich poznacie", to czy ta istota była "zła"?
Wreszcie - czy współpraca z nią była czymś "złym"?
]]>
Sam jestem raczej z natury racjonalistą i przeciwnikiem teorii spiskowych, ale wśród moich znajomych dość dużo osób wykazuje w różnym stopniu skłonności do ulegania takim teoriom. Postawy takie bardzo mnie początkowo irytowały. Zwróciłem jednak uwagę na fakt, że stają się one coraz powszechniejsze, starałem się więc zgłębić ten temat. Na trop pojęcia conspirituality naprowadził mnie pewien artykuł, w którym autor wskazywał na istnienie grupy ludzi zainteresowanych jednocześnie tematyką utrzymania zdrowia (a nawet szerzej "dobrego samopoczucia"), duchowością (ezoteryką, jogą) oraz mających poglądy prawicowe. Zaintrygowany coraz bardziej tematem zacząłem szukać informacji i okazało się, że badacze zjawisk społecznych już od dość dawna zauważają tendencję wyodrębniania się takiej grupy. Powstała ona z połączenia wydawałoby się przeciwstawnych sobie postaw (pozytywnego w swej naturze) skupienia się na sobie z (negatywnym w sensie stosunku do świata) obszarem teorii spiskowych.
Elementem wiążącym te przeciwne koncepcje jest duchowość - jako klucz do wyjaśnienia zjawisk postrzeganych przez te populacje. Główną osią przekonań grupy jest to, że:
Dla zrozumienia istoty problemu przeprowadziłem szereg rozmów z osobami, które wcześniej, w różnych okolicznościach, przejawiały postawy, przez które mogłem uznać ich za przedstawicieli takiej grupy. W szczególności ważnym wydaje mi się to, że:
Rzeczą znamienną jest to, że większość rozmówców nie chciała się zgodzić ze stwierdzeniem, że wyznają "teorie spiskowe". Dopiero przedstawienie precyzyjnej definicji tego pojęcia pozwalało zająć się tematem:
Teoria spiskowa (też: konspiracjonizm) - próba wyjaśnienia genezy zdarzenia, przebiegu wydarzeń lub sytuacji, stojąca w opozycji do powszechnie uznanej wersji, wynikająca z przeświadczenia o istnieniu spisku, czyli zakamuflowanej działalności grupy osób, które rzekomo zawarły tajne porozumienie dla osiągnięcia jakiegoś celu, zatajając prawdę przed opinią publiczną.
/Wikipedia/
Stan takiego "wyparcia" u wyznawców teorii spiskowych zauważają również badacze zjawiska, a wyjaśniają to pejoratywnym nacechowaniem tego pojęcia. Niestety nie istnieje inne, lepsze pod tym względem słowo, które byłoby pomocne w analizie tematu. Jednak nie wydaje mi się, żeby ta pejoratywność mogła w pełni wyjaśnić takie wyparcie.
Część rozmówców starała się usilnie przekonać mnie, zazwyczaj ponownie, że ich postawa jest racjonalna i ma pełne uzasadnienie w obserwowanych faktach zasypując "dowodami" na potwierdzenie słuszności bronionej koncepcji. Najczęściej należały do nich:
Bardzo silne emocjonalne przywiązanie do wyznawanych teorii sprawia, że ciężko jest przekonać ludzi o tym, że to nie są "dowody" a jedynie "poszlaki", które również należałoby udowodnić, a przynajmniej wskazać coś, co uczyni je bardziej prawdopodobnymi (niż np. oficjalne wyjaśnienia).
Ale tylko część osób wyznających i rozpowszechniających teorie spiskowe poszukuje racjonalnego wyjaśnienia i uzasadnienia dla swoich przekonań. Nie wszyscy też starają się przekonywać innych o słuszności tych teorii.
Wśród moich rozmówców była bowiem grupa osób, która wskazywała na to, że po prostu dostrzegają "prawdę" ukrytą za zasłoną manipulacji i nie potrzebują żadnych dowodów - po prostu "wiedzą lepiej". Twierdzą, że abym i ja mógł dostrzec tą prawdę, muszę patrzeć na problem nie tylko "głową" ale i "sercem". Wg nich rozumowe patrzenie na rzeczywistość jest tylko przeszkodą i nie pozwala dostrzec prawdziwej natury rzeczy.
Dopiero zanurzenie się w temat całym sobą, zaufanie (tym, którzy głoszą te teorie), oraz odrzucenie "tradycyjnego" myślenia i autorytetów, pozwala na pewnego rodzaju przemianę świadomości, lub też nabycie pewnego rodzaju umiejętności, która pozwoli dostrzec faktyczny stan rzeczy.
Niestety tego rodzaju poznania nie można w sobie wypracować w żaden sposób, a jest dostępne jedynie wybranym, którzy "zaufali sercu".
Ludzie ci często sami siebie nazywają "przebudzonymi".
Badacze zjawisk społecznych, wspomniani na początku, wydają się zgodni, że ruch conspirituality wykazuje cechy znanego od dawna gnostycyzmu przedkładającego osobiste doznanie (Gnozę) nad tradycyjne nauki oraz autorytet.
W szczególności podziela ta grupa najważniejsze twierdzenia gnostycyzmu:
Warto też odnotować inne idee gnostycyzmu:
Podobieństwo gnostycyzmu do społeczności "przebudzonych" nie wydaje się przypadkowe. Procesy duchowe kształtujące ludzi wydają się więc niezmienne od tysiącleci, a conspirituality to po prostu ich nowa odsłona. Wygląda na to, że świat cyklicznie wchodzi w okres, w którym tego typu postawy zaczynają być wyraźnie widoczne.
Historia Różo-Krzyża często przeplata się z historią Gnozy, a oba terminy często są traktowane jako bliskoznaczne. Nigdy nie uważałem się za gnostyka, ani też nie uważałem, że są to pojęcia tożsame. Przedstawiłem też teorię (imaginacja z prawem trójkąta), że Gnoza może być pewnego rodzaju prekursorką Różo-Krzyża. Chciałbym powtórzyć tu pogląd wyrażony we wspomnianej powyżej imaginacji, ale również prezentowany też przez innych głosicieli filozofii różokrzyżowej (m.in. na stronach Pansophers), że Gnoza jest w jakiejś mierze przeciwieństwem Różo-Krzyża.
Wydaje mi się, że podstawową różnicą pomiędzy Gnozą a Różo-Krzyżem jest to, że ta pierwsza prezentuje postawę negatywną wobec świata materialnego, polegającą na jego odrzuceniu, natomiast ten drugi stara się przyjąć postawę pozytywną, nastawianą na jego ulepszanie i rozwój.
Nie oznacza to oczywiście kompletnego odrzucenia przeze mnie Gnozy i tego, co ona ofiarowuje - w szczególności możliwości duchowego "poznania". Jednak dużo bliższa memu sercu jest postawa przedstawiona w naukach Różo-Krzyża polegająca na pracy w, i nad, światem materialnym - tak, aby go jak najbardziej uduchowić poprzez kulturę, sztukę i naukę - przyczyniając się tym samym do rozwoju ludzkości.
]]>
"I ujrzałem na prawej ręce Zasiadającego na tronie
księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie
zapieczętowaną na siedem pieczęci."
Ap 5:1
"I usłyszałem liczbę opieczętowanych:
sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych
ze wszystkich pokoleń synów Izraela."
Ap 7:4
Powyższe fragmenty zaczerpnięte są z Apokalipsy św. Jana i choć z pobieżnej lektury może wynikać, że chodzi o ilość zbawionych ludzi (podana liczba może wydawać się dość mizerna), to jednak mistycy raczej przychylają się do tezy, że tu chodzi o ilość dróg do Boga. Liczba sama w sobie oczywiście ciągle jest symboliczna, ale tym drugim ujęciu już nie wydaje się skromna - raczej wskazuje na olbrzymie bogactwo możliwości. I faktycznie - jeśli czujemy że duchowość jest tym, czemu chcemy się w jakiejś mierze poświęcić i zaczynamy poszukiwać konkretnych metod, to mówiąc językiem handlowca oferta rynkowa jest niezwykle bogata.
Czy jest zatem jakiś sposób, aby zorientować się, co dla nas będzie korzystne i co może nam zaoferować konkretna metoda?
Z pewnością pomocna dla nas będzie wiedza o tym w czym są podobne i czym się różnią poszczególne ścieżki. Warto więc mieć świadomość jakiejś ich kategoryzacji.
Przyglądając się metodom duchowego rozwoju pochodzącym ze Wschodu zauważam pewnego rodzaju dualizm - każda metoda ma swoje przeciwieństwo, ale nie na zadzie opozycji, a raczej jako pewnego rodzaju uzupełnienie.
Duchowość Wschodu, oferująca wiele konkretnych i dobrze opracowanych metod rozwoju duchowego, wyróżnia zasadniczo dwie gałęzie, które można nazwać ścieżkami Prawej i Lewej Ręki. Podział ten wywołuje wiele nieporozumień w naszej kulturze, bo sprowadzany jest często do naszego zachodniego dualizmu dobra i zła, co nie pozwala przeniknąć tamtych koncepcji.
Generalnie chodzi tu o ścieżkę wstępującą wzwyż, ścieżkę ekspansji i wyzwolenia, w opozycji do ścieżki dążącej do wewnątrz, zstępującej, mającej na celu przebóstwienie człowieka.
Wybór jednej ze ścieżek ma swoje dość znaczące różnice i na pewnym poziomie jest to wybór ostateczny, ale w praktyce nie przeszkadza to korzystać wymiennie z metod wiązanych z przeciwstawnymi sobie ścieżkami.
Joga i Tantra to inny przykład dualizmu Wschodu. W pewnym zakresie może to być rozumiane jako kontynuacja ścieżki Prawej i Lewej Ręki, ale podział na Jogę i Tantrę oparty jest na innych zasadach.
Joga to ścieżka opanowania, kontroli, zwycięstwa nad własną naturą. Natomiast Tantra to ścieżka zawierzenia, oddania się i zaufania naturalnej kolei losu.
Mimo tak różnego podejścia nie ma zasadniczo jakiś napięć między tymi ścieżkami i traktowane jest to po prostu jako różne metody do tego samego.
Nieco inaczej sprawa wydaje się przedstawiać na Zachodzie. Obserwując różne ruchy i idee związane z duchowością Zachodu można dostrzec, że tu dualizm i przeciwieństwa sprowadzają się do totalnej opozycji, zazwyczaj wrogiej, którą się zwalcza. Jest dobro - zło, nauka - wiara, głowa - serce. Możliwe, że kultura Wschodu wypracowała do dualizmu podejście koncyliacyjne, jednoczące, tak, aby pogodzić te przeciwieństwa, natomiast Zachód rozwija się w oparciu o konfrontację. Niemniej jednak na Zachodzie rozwinęło się coś, co w mistycyzmie nazywane jest "prawem trójkąta" - polega to na tym, że tam, gdzie jest napięcie pomiędzy przeciwieństwami (choć niekoniecznie pomiędzy konfrontacyjną opozycją) może zrodzić się trzeci element - zupełnie nowa jakość, wyrastająca niejako poza schemat dotychczasowego dualizmu.
Duchowe ścieżki Zachodu opierają się raczej na trzech filarach - choć zazwyczaj jeden lub dwa są dominujące a pozostałe niejako uzupełniają i wspierają ten główny kierunek. Ten trójpodział ma głębokie osadzenie w naszej kulturze, choć jego przejawy nie oznaczają, że można je zamiennie stosować. Spróbujmy przyjrzeć się jak mogą wyglądać te trzy filary.
Podstawowy podział w kulturze świata zachodniego to Ciało-Umysł-Duch, które są wynikiem bardzo prostej obserwacji:
W najprostszym ujęciu Duch jest niekonkretną, niezdefiniowaną ideą, która dąży do wyrażenia siebie - w postaci czegoś takiego namacalnego, realnego. Aby to zrobić musi użyć Umysłu, który pozwala najpierw skonkretyzować i zdefiniować tą ideę - czyli po prostu ją wymyślić. Gdy już to się stanie to ten sam Umysł tworzy również pewnego rodzaju proces, dzięki któremu ta konkretna idea się przejawi. Świat przejawiony, to świat materialny - Ciało - jest ono więc wyrazem dążeń ducha powstałym dzięki aktywności umysłu.
W tym modelu to Duch jest czynnikiem twórczym, aktywnym - to on ożywia i zapładnia świat. Ciało (materia) jest z kolei pewnego rodzaju tworzywem gotowym przyjąć tą wzniosłą ideę i ją wyrazić - ale w sposób bierny. Umysł zaś jest tym narzędziem, który to umożliwia.
Żywioły są jedną z najstarszych koncepcji wyjaśniających postanie i funkcjonowanie świata. Klasyczne ujęcie tego modelu zawiera cztery żywioły (w kolejności przejawiania się): ogień, powietrze, wodę i ziemię. Żywioły są podstawą dla różnych korespondencji opisujących funkcjonowania świata i równowagi pomiędzy różnymi stanami w jakim może się on znaleźć.
Żywioły poprzez mechanizm korespondencji opisują równocześnie (i to całkiem nieźle) zarówno zachowanie materii (np. stany skupienia materii: plazma, gaz, ciecz, ciało stałe), jak i typy charakterów człowieka (odpowiednio: choleryk, sangwinik, flegmatyk, melancholik).
Jednak model ten ma również nieco szersze ujęcie w którym te cztery żywioły pochodzą od piątego elementu - ducha, a tylko trzy z nich (ogień, powietrze i woda) są traktowane jako podstawowe, "prawdziwe żywioły", zaś ziemia jest "tylko" mieszaniną trzech podstawowych.
Porównując poprzedni z tym rozszerzonym modelem Duch jest reprezentowany przez element ducha, ciało/materia przez element ziemi, natomiast trzy podstawowe żywioły opisują interakcję pomiędzy duchem i materią, czyli obszar opisany w poprzednio omawianym modelu jako umysł.
Najniżej w tej hierarchii jest woda odpowiadająca uczuciom - jest to taki najbardziej zwierzęcy przejaw ducha w materii a w przypadku człowieka kontroluje go układ hormonalny i nerwowy, który jest bardzo materialnym przejawem działania umysłu.
Nieco ponad nim jest powietrze i odpowiadające mu myślenie - jest to przejaw ducha, który jest właściwy człowiekowi, chociaż opiera się na fizycznym mózgu posiadanym również przez zwierzęta. W tym aspekcie mózg jest tym organem, który potrafi sięgnąć do sfery ducha i próbować wyrażać idee tam poznane. Najwyższy przejaw tej umiejętności to myślenie abstrakcyjne.
Najwyższym w tym modelu elementem jest ogień, odpowiadający aspektowi woli. To tu przejawiają się duchowe aspiracje człowieka takie jak wiara. W tym wypadku dużo trudniej jednoznacznie wskazać organ, który kontroluje ten element.
W oparciu o ideę trzech elementów aktywnie przejawiających się w istocie ludzkiej Rudolf Steiner przedstawił ideę trzech części składowych osobowości ludzkiej: woli, myślenia i uczucia. Wg Steinera osobowość człowieka na skutek rozwoju rozpada się na trzy niezależne części i naszym zadaniem jest je zharmonizować i doprowadzić do doskonałości.
Kształcenie i rozwijanie tych trzech aspektów osobowości człowiek nie jest bynajmniej oryginalnym pomysłem Steinera, bo widać je również u innych nauczycieli duchowych - w szczególności np. w pracach Bardona, czy też Gurdżijewa.
Trójnię tą dostrzegł też Louis-Claude de Saint-Martina, który usiłował znaleźć trzecią drogę - pomiędzy skonfliktowanymi ze sobą wiarą i rozumem na bazie systemu Martinesa de Pasqually'ego stworzył nowoczesną jego odmianę - Ścieżkę Serca.
Rozwój duchowy człowieka rozumiany jako rozwój jego różnych aspektów jest powodem istnienia różnych ścieżek duchowego rozwoju. Z jednej strony pozwalają one rozwijać te człony istoty ludzkiej, które tego najbardziej wymagają dbając o jego harmonijny rozwój, a z drugiej bardzo często koncentrują się na rozwoju jednego wybranego, która to koncentracja daje wrażenie szybkich i wyraźnych postępów.
Jakiś czas temu jeden z naszych Braci zapytał mnie jak postrzegam Antropozofię, a konkretnie gdzie bym umieścił ją na opisywanym przez Steinera trójkącie myśl-uczucie-wola? No i był bardzo też ciekaw jak w takim kontekście postrzegam Zakon A.M.O.R.C.?
Pytanie było niezwykle ciekawe i z radością zagłębiłem się w medytację nad tą kwestią.
Przede wszystkim musiałem ustalić jakie zasady musiałbym przyjąć aby przypisać konkretne organizacje do jakiejś ścieżki.
Ale o tym to już w następnej części...
]]>
Tak podstawione pytania oczywiście już samo w sobie niosą twierdzenie, że ewolucja się nie skończyła i czeka nas "coś jeszcze" w kwestii świadomości. "Coś jeszcze" poza wymienionymi wcześniej 5 jej poziomami: świadomością elementarną, mineralną, roślinną, zwierzęca i ludzką. To przekonanie, że nie osiągnęliśmy końca ewolucji i będzie ona trwała przenika wszystkie filozofie związane z duchowością. Od najdawniejszych czasów religie objawiały bóstwa o wielkiej mocy i możliwościach oraz herosów, którzy choć pochodzenie mieli ludzkie (przynajmniej częściowo) to możliwościami znacznie ponad ludzi wyrastali, i choć często walczyli z bogami to jednak nie byli im równi. To od tych istot tradycja wywodzi nazwy dla dwóch kolejnych poziomów świadomości: boskiej i półboskiej.
Świadomość półbogów to świadomość na poziomie herosów - jeszcze ludzi ale widzących, czujących i rozumiejących znacznie więcej niż przeciętni mieszkańcy Ziemi, którzy zajmują się głównie walką o przetrwanie i swoimi własnymi sprawami. Heros to z kolei ktoś, kto przede wszystkim robi coś więcej niż tylko dba o swoją korzyść. To ktoś kto zmienia świat i robi coś dla innych - choć często robi to nieświadomie, poddając się wyższemu kierownictwu wypełnia swoje nietuzinkowe przeznaczenie.
Jeśli więc czujesz w sobie to uczucie, że jesteś kimś więcej niż zwykłym zjadaczem chleba, to kto wie, czy nie rodzi się w Tobie coś, co wykracza poza ludzką świadomość.
Tak więc heros to ktoś, kto wkroczył na ścieżkę wiodącą do wyższego Ja. To na tej drodze (albo też "na tą drogę") zostaje wyposażony w moce mocno odróżniające go od ludzi. Pierwszą z nich jest niezwykła wewnętrzna siła. Dzięki niej właśnie jest w stanie samodzielnie sprzeciwić się wszystkim napotkanym trudnościom. Druga jest niezwykła intuicja, której ślepo, a może nawet bezwiednie (czyli nieświadomie!) ufa. To ona kieruje jego czynami i wyborami. Kolejne moce to wiedza o sprawach dotyczących innych, przyszłości, lub też kontakt z bytami duchowymi. Ta wiedza to oczywiście rozwój czegoś, co nazwalibyśmy poznaniem nadzmysłowym. Możemy mówić o "wyższych zmysłach" ale w swej istocie chodzi o to, że stajemy się świadomi spraw, które są wokół nas, ale które są niedostępne dla innych.
Stan, w którym doświadczamy spraw nadzmysłowych zdarza się wielu ludziom i często wielokrotnie w ciągu życia. Można go porównać do głosu, który nas woła. Podążając za tym możemy dotrzeć do punktu w którym już ciągle i dobrze go słychać. Gdy ten symboliczny głos słyszymy, a przede wszystkim go słuchamy - jesteśmy niczym ci dawni herosi. Dziś często mówi się o tym, że ktoś jest przebudzony.
Pora teraz samemu stać się niemal równym bogom. Stać się półbogiem.
Nie trzeba być znawcą, czy szczególnym badaczem aby spotkać się z terminami takimi, jak oświecenie czy odmienne stany świadomości. Opisują one doznania i stany psychiczne mocno odmienne od tych "normalnych". Są to stany rzadkie, ale jednak na tyle istotne, że zostawiły wyjątkowy ślad na ludzkiej kulturze. Jest ich nieskończenie wiele rodzajów, choć jednocześnie mają dużo wspólnych aspektów takich, jak poczucie jedności z całym istnieniem, doświadczanie wszechogarniających emocji (miłości) czy wiedzy (iluminacja).
Doświadczenia te zdają się mieć właśnie taką wspólną cechę przekroczenia Ego. Dla ich opisu często używa się pojęcia nadświadomości, lub Wyższej Jaźni z którymi to nasza "codzienna świadomość" lub Jaźń może się skontaktować. Jeśli przyjmiemy, ze Ego jest tylko wytworem naszego umysłu (np. takim skomplikowanym oprogramowaniem działającym w mózgu) a nie realnym, samodzielnym bytem, to jest ryzyko, że śmierć będzie końcem tego Ego. Jednak Wyższa Jaźń wydaje się realnym, samodzielnym bytem - niezależnym od ciała fizycznego.
Nie wiemy, jak wyglądała/funkcjonowała świadomość przed poziomem świadomości elementarnej - czy w ogóle istniała. Ale ewolucja świadomości polegała na coraz większym oddzieleniu naszego bytu od całości stworzenia, czego punktem kuminacyjnym wydaje się być powstanie Ego. Kolejnym etapem jest ogarnięcie świadomością coraz większej ilości rzeczy spoza aż do poziomu świadomości wszystkiego.
To właśnie jest poziom świadomości półbogów.
Gdy osiągniemy poziom świadomości półbogów będziemy mieli bezpośrednią wiedzę o całej rzeczywistości. Z naszej perspektywy może to wydawać się czyms nierealnym, niesamowitym czy też nieosiągalnym. Ale jest wiele świadectw o tym, że ten poziom może być osiągnięty. Odkryto i wyznaczono wiele dróg, które do tego poziomu wiodą.
Tradycja podaje, że jest jeszcze jeden poziom - poziom świadomości boskiej. Nie można wiele o nim powiedzieć, bo niewielu go doświadczyło, jak również nie ma słów w ludzkim języku aby go opisać. Być może tak, jak z poziomem świadomości półbogów, można doświadczać pewne przebłyski tego siódmego, boskiego poziomu świadomości. Możliwe, że są nawet jakieś jednostki, które już go osiągnęły - kiedyś w przeszłości, a może nawet i śyjące w naszych czasach.
Symboliczny wymiar 7 poziomów świadomości jest o tyle interesujący, że możemy zobaczyć zarówno poziomy niższe od własnego, czyli te, które już zostały przepracowane, jak i wyższe, które dopiero nas czekają. Są jak mapa, która nas prowadzi. Widzimy też kres naszych wysiłków - jeszcze jeden, dwa stopnie i koniec. Odpoczniemy. Czy aby na pewno?
Rozwój ma to do siebie, że w pewnym momencie przechodzimy na wyższy poziom i z tego "wyższego" poziomu możemy dostrzec więcej. Z moich rozważań wynika, że obecnie ludzkość jest na piątym poziomie (z siedmiu), więc można przyjąć, że wykonała wiekszosć pracy dla niej przeznaczonej. Powoli więc zbliżamy się końca naszej historii.
Możliwe jest jednak np. coś takiego, że cały ten cykl 7 poziomów jest tylko jakimś pojedyńczym etapem jakiegoś większego cyklu. Wtedy koniec tego procesu wspinania się na 7 poziomów świadomości będzie po prostu początkiem do nowego cyklu. O tym też wspomina tradycja duchowa.
]]>
Jak wspomniałem człowiek potrafi nie tylko być świadomym swej odrębności, ale również swej wiedzy o tym fakcie. To ta cecha (świadomość odrębności siebie samego nie tylko od innych istot, ale również wyjątkowości tej wiedzy), stawia nas nad wszystkimi innymi istotami żywymi. Różnica pomiędzy najwyższymi przejawami świadomości u zwierząt, a świadomością człowieka znów nie wydaje się wielka - można powiedzieć, że my, ludzie, wiemy o jedną rzecz więcej niż najbardziej zaawansowane zwierzęta.
Jednak można podejść do tej kwestii też w taki sposób, że do wielkiej złożoności mózgu (dającej możliwość tworzenia i przetwarzania abstrakcyjnych konstrukcji myślowych) doszedł dodatkowo jeden czynnik, który możemy roboczo nazwać "obserwatorem".
"Obserwator" to nasza Jaźń, lub Ego. To esencja tego, co określamy jako "Ja". Obserwatora często nazywamy również naszą "świadomością dzienną", lub w skrócie po prostu "świadomością". To trochę inny sens i inne znaczenie tego pojęcia, niż umiejętność rozróżniania. Dokładnie rzecz ujmując jest to stan, w którym umysł zgromadziwszy niezbędne informacje o postrzeganej rzeczy i przyporządkowawszy ją do odpowiedniej klasyfikacji, przedstawia wynik swojej pracy obserwatorowi ("świadomości"). To o tej chwili mówimy, że "uświadamiamy sobie" daną rzecz - w odróżnieniu od czasu przed tą chwilą, gdy byliśmy "nieświadomi" tego zjawiska lub informacji. Przed tą chwilą nasz umysł, lub ogólnie organizm, coś zarejestrował (i może nawet wykorzystywał tą informację do jakiś celów), ale jeszcze nie przedstawił jej "obserwatorowi".
Jest rzeczą niezwykle intrygującą, czy Jaźń/Ego/Ja jest faktycznym dodatkowym elementem naszego jestestwa, jakimś samodzielnym bytem, czy też tylko produktem naszego umysłu - jak chcą niektórzy.
Dla niektórych nasze Ego jest boską iskrą, która jest podstawą i kwintesencją naszego istnienia.
Dla innych - ułudą, mają, programem działającym w naszym umyśle, powstałym z obawy przed zatraceniem.
Obserwując zwierzęta (ale również i rośliny, minerały i cząstki) widać wielkie ich zróżnicowanie - od najprostszych bezkręgowców, poprzez owady, ryby, płazy, gady, ptaki aż po ssaki. Zróżnicowanie to widać nie tylko w obszarze fizycznym, ale również na poziomie świadomości. Na najniższych poziomach świadomość prymitywnych zwierząt niewiele różni się od świadomości roślin. Na najwyższych zbliża się możliwościami w niektórych obszarach do poziomu świadomości człowieka.
Mózg szympansa pewnie niewiele różni się od mózgu prymitywnych istot ludzkich z przeszłości - a skoro to mózg ma być narzędziem dla świadomości, to i ich świadomość zapewne nie była diametralnie różna. Ale od czasów prehistorycznych wiele się zmieniło - ewoluowaliśmy tak bardzo, że zdominowaliśmy cały świat. Ewolucja ta była powolna, ale ciągła. Jednak pchani jakimś instynktem zniszczyliśmy wszelkie istoty i gatunki będące pomostem pomiędzy nami a światem zwierząt, dlatego też wydaje się obecnie, że jest pomiędzy ludźmi a zwierzętami przepaść.
W dzisiejszych czasach jest oczywiście różnica pomiędzy mieszkańcami najbardziej rozwiniętych przemysłowo krajów a np. dzikimi plemionami Amazonii. Jednak dziecko z amazońskiej dżungli wychowane w Europie nie będzie się zapewne różniło od rówieśników czymś więcej niż wyglądem, nie będzie miało jakiś wrodzonych ograniczeń. Również nowoczesna technologia nie sprawi mieszkańcom buszu większych trudności niż tym z wielkomiejskich aglomeracji.
Jedyna wielka różnica pomiędzy ludźmi jest w warstwie kulturowej. To ona właśnie sprawia największe trudności w asymilacji różnych narodów. Jeśli przeprowadzamy się do innego rejonu kraju, to wyczuwamy subtelne różnice pomiędzy tym, do czego przywykliśmy, a tym, co wokół siebie widzimy. Im dalej się przenosimy od miejsca dotychczasowego zamieszkania tym większych różnic doświadczamy. Aż w pewnym momencie czujemy się zupełnie obcy.
W wielu tradycjach i religiach jest mowa o Upadku, wygnaniu z Raju, zejściu w materię. Miało to być spowodowane grzechem, jakimś odstępstwem lub też przeciwnie - chęcią uduchowienia materii.
Bez względu na to co dokładnie nastąpiło (i jaki był tego powód) byt duchowy (jeden lub wiele) doznał oddzielenia od całości. Nastąpiło zerwanie lub silne ograniczenie jego łączności ze światem duchowym. Z upływem czasu i postępem tego procesu czuł się on coraz bardziej oddzielony i zdany na siebie. Ale przez to nabywał też samodzielności.
Byt doświadczając coraz bardzie tego oddzielenia rozwijał również umiejętność odróżniania siebie od reszty przejawionej rzeczywistości. Stawał się coraz bardziej samoświadomy - aż do poziomu największego oddzielenia od całości: do odkrycia własnego Ja.
Stał się indywidualnością.
Proces ten odtwarzamy w swoim życiu na mniejszą, indywidualną, skalę. Małe dzieci nie czują, że są czymś odrębnym od swoich bliskich. Są ich częścią, aż do momentu gdy odkrywają, że jest inaczej. Gdy się w tym utwierdzą zaczynają walczyć o swą niezależność. Starają się ją wyrazić i za wszelką cenę utrzymać.
Proces indywidualizacji osiągnął swoje apogeum w momencie osiągnięcia przez człowieka samoświadomości, zarówno na poziomie jednostki jak i naszego gatunku, ale oczywiście nie oznaczał końca zadania, jakie Duch przed sobą postawił.
Każdy z nas powtarzając ten proces w pewnym momencie dochodzi do punktu w którym zaczyna coraz bardzie pomniejszać swoje Ja na rzecz innych - przede wszystkim rodziny, ale również i reszty społeczeństwa. Poświęca i ogranicza swoją indywidualność niejako dla zapewnienia jej innym. Zauważa, że jest tylko tak ważny, jak bardzo będzie mógł dać coś z siebie innym.
Prawdopodobnie tak też będzie wyglądała dalsza ewolucja ludzkości - coraz bardzie będziemy rozumieli, że jesteśmy częścią czegoś większego. Nasza świadomość będzie się rozwijała tak, aby ogarnąć te rzeczywistości, które są poza naszym Ja.
Nasza świadomość będzie się rozwijać pewnie tak długo, aż ogarnie całość.
]]>Jakiś czas temu zdefiniowałem świadomość jako umiejętność rozróżniania. Ta bardzo prosta i poręczna definicja oczywiście nie wyklucza innego pojmowania tego pojęcia, ale rozważania nad ewolucją ludzkości pokazują jak bardzo jest precyzyjna. Pewnym wyłamującym się spod tej definicji zjawiskiem jest ludzka Jaźń, czyli Ego, ale akurat jest to po prostu użycie tej nazwy dla kolejnego, nieco odmiennego zjawiska (choć bardzo pokrewnego). Jednak zanim do niego dotrzemy warto sprawdzić co jest poniżej poziomu Jaźni.
Tradycje duchowe mówią z reguły o poziomach świadomości, które są niejako mapą naszego rozwoju. W przypadku jednostki ludzkiej może to być opisane jako rozwój świadomości jednostki od narodzin do śmierci, czy też poziomy rozwoju psychicznego. W tym wypadku mamy możliwość obserwacji wszystkich możliwych wariantów i etapów (a w każdym razie dość pokaźną ich ilość), więc wyznaczając punkt naszego obecnego życia na tej mapie możemy z pewną dozą pewności wskazać co nas czeka, lub precyzyjniej - co możemy jeszcze osiągnąć. Ale można spojrzeć na sprawę również szerzej - z perspektywy historyczno-ewolucyjnej, gdzie nasza historia jest podzielona na etapy, a to co nas może czekać w przyszłości jest już dla nas kwestią czystego wyboru, naszych wysiłków i decyzji, bez możliwości oparcia się na zewnętrznych wzorcach, ale za to ze świadomością tego co było. Możemy też spojrzeć na świat przejawiony i życie dostępne dla nas do obserwacji w całości - wtedy widzimy tylko stan obecny, bez możliwości spojrzenia wstecz nawet.
Opisy poziomów świadomości, które są jednocześnie poziomami ewolucji ludzkości, wywodzą się z tradycji duchowej R+C. Są one jednak silnie obecne również w teozofii, a najbardziej znane mapy ewolucji pochodzą od Rudolfa Steinera i stworzonej przez niego antropozofii. Jednak dziś chciałbym zwrócić uwagę na Wiliama Walkera Atkinsona, znanego również jako Yogi Ramacharaka, który uważany jest za jednego z twórców Nowej Myśli, która z kolei była podstawą dla New Age. Nie zagłębiając się w rozważania na temat wartości tych prądów, to jednak trzeba przyznać, że ich treści mocno przeniknęły do masowej kultury, a to sprawia, że używany przez nie język jest dla nas dużo bardziej zrozumiały.
W ujęciu Atkinsona każdy z poziomów świadomości wyznacza nowy rodzaj sił kształtujących rzeczywistość. Choć granica pomiędzy tymi poziomami jest subtelna i poziomy świadomości mogą niejako na siebie nachodzić, to wyróżnia on 7 poziomów świadomości.
Pierwszym poziomiem jest świadomości sił fizycznych - takich "elementarnych", jak grawitacja, magnetyzm, czy elektryczność. To, że ujemnie naładowany elektrycznie elektron reaguje na obecność innych ładunków elektrycznych (np. innego elektronu, lub protonu) oznacza po prostu, że jest go świadomy. Tak samo można powiedzieć o dwóch masach, które wzajemnie się przyciągają - mogą to robić (przyciągać się wzajemnie), bo wiedzą o sobie.
Siły fizyczne stojące za oddziaływaniami elementarnymi są więc niejako przejawiem świadomości - nie są świadomością, ale jej skutkiem. We współczesnej fizyce zaliczylibyśmy do tego obszaru świadomości tzw. oddziaływania podstawowe. Fizycy są przekonani o tym, że znane 4 oddziaływania podstawowe są przejawem jednej i tej samej zasady, choć nie potrafią jak na razie tego udowodnić.
Na nieco wyższym poziomie są siły kształtujące to, jak wygląda nasz świat fizyczny. Siły mineralne powodują łączenie się cząstek w bardziej złożone struktury - czyli tzw. minerały. To one nadają znanej nam materii formę oraz kształt. Najbardziej zaawansowaną i czystą postacią przejawu świadomości mineralnej jest kryształ, który w ramach konkretnych lokalnych możliwości dąży do osiągnięcia swojej wzorcowej postaci. Jednak z powodu lokalnych wpływów różnych sił każda konkretna struktura jest wyjątkowa - tak jak to jest w przypadku płatków śniegu, gdzie wszystkie są do siebie podobne, ale każdy jest wyjątkowy i niepowtarzalny.
Przypadek kryształu jest dość skrajny, bowiem możliwe, że tylko wyjątkowe piękno każą nam umieścić go jako najbardziej zaawansowany przejaw świadomości mineralnej - jako celowe działanie "martwej" materii fizycznej. Jednak w przypadku świadomości mineralnej chodzi w ogólnym przypadku o wiedzę o formie jaką ma przyjąć minerał. Gdy dla przykładu weźmiemy wodę to od razu myślimy o jej trzech stanach skupienia: parze wodnej, wodzie jako cieczy i lodzie. To też przejaw tego rodzaju świadomości - woda "wie" (czyli potrafi rozróżnić) jaka jest temperatura i stosownie do tej wiedzy tak się zachowuje.
Granicę pomiędzy siłami elementarnymi a mineralnymi wyznacza ilość drobin materii. Świadomość elementarna zasadniczo dotyczy reakcji pojedynczych drobin na siebie a świadomość mineralna to obszar grupowej reakcji. Cząsteczki wspólnie budują struktury odpowiadające wzorcowej formie.
Kolejny poziom świadomości wyznacza zjawisko życia - to na tym obszarze świadomości zachodzą procesy wzrostu i rozmnażania i ewolucji, czyli dostosowywania się do środowiska. O ile na poziomie mineralnym wzorzec dla organizacji i zachowania się elementów składowych struktury jest statyczny to już na poziomie świadomości roślinnej ta struktura się zmienia.
Świadomość roślinna oznacza wiedzę o procesach: tworzenia nowych struktur, współpracy różnych struktur, i ich rozwoju, przemianach.
Świadomość roślinna ma już pewne zalążki emocji, które zasadniczo decydują o ruchu. Choć zasadniczo roślina nie może się przemieszczać to jednak ugnie się pod naporem wiatru w obronie przed złamaniem wskutek sił na nie nią oddziałujących, a w ciągu dnia będzie się obracała za Słońcem (jak np. robi to słonecznik). Świadomość tych rzeczy (wiatru, Słońca) już sama w sobie jest dość wysokiego poziomu, ale to, że roślina potrafi intencjonalnie na nie zareagować świadczy o przejawach woli, a jak wiadomo wola jest reakcją na przejaw myślenia lub uczucia, więc zapewne już na tym poziomie można znaleźć pierwsze ich przejawy.
Na poziomie świadomości zwierzęcej dominującą rolę mają atrybuty uczuć, umysłu i wynikające z nich akty woli. Dopiero na tym poziomie możemy powiedzieć, że przedstawiciele świata zwierząt "są świadome" w sensie takim, że jest jakiś byt, który na podstawie informacji może dokonać "świadomego" wyboru. Ale świadomość w tym sensie nie stanowi jakiejś nowej kategorii lub poziomu świadomości w naszym rozważaniu. Tu chodzi o to, że procesy myślowe i emocjonalne zachodzące w zwierzętach mogą osiągnąć taki poziom złożoności, że istota zaczyna reagować w oderwaniu od samego bodźca - przestaje działać automatyzm. Aż do poziomu roślinnego świadomość reagowała w sposób mechaniczny - bodziec powodował reakcję. Dopiero na poziomie zwierzęcym istota może reagować nie tylko w oparciu o fizyczne bodźce (bólu, głodu, zimna) ale może też uwzględnić w procesie decyzyjnym swoje emocje i doświadczenie - czyli coś, co możemy nazwać życiem wewnętrznym istoty. Proces decyzyjny jest związany z pojawieniem się myśli (będących odbiciem bodźców zewnętrznych i wewnętrznych istoty) i umysłu, który może je procesować (przeprowadzać proces analizy, dedukcji, czy indukcji).
To nie znaczy oczywiście, że wszystkie zwierzęta mają tak samo rozwiniętą świadomość, czy też mogą doświadczać pełnej skali wrażeń. Reakcje prostych organizmów zwierzęcych ciągle będą bardzo podobne w swym automatyzmie do działani jakie można zaobserwować u roślin.
Złożoność i zaawansowanie niektórych organizmów zwierzęcych może dawać wrażenie podobieństwa do reakcji ludzkich - widzimy na codzień jak nasze domowe zwierzęta się cieszą, smucą, jak instynkt macierzyński popycha ich do działań, które można nazwać altruistycznymi. Wreszcie wiemy, że niektóre gatunki osiągają poziom świadomości który można nazwać świadomością samego siebie - czyli wiedzą, że istnieją i są czymś odrębnym od innych istot.
To co nas odróżnia od zwierząt to jeden poziom tej wiedzy - my w odróżnieniu od zwierzą wiemy o tym, że jesteśmy świadomi. Ale o tym następnym razem...
]]>
[...]
"Słuchaj, dzieweczko!" - krzyknie śród zgiełku
Starzec, i na lud zawoła:
"Ufajcie memu oku i szkiełku,
Nic tu nie widzę dokoła.
Duchy karczemnej tworem gawiedzi,
W głupstwa wywarzone kuźni.
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluźni".
"Dziewczyna czuje, - odpowiadam skromnie -
A gawiedź wierzy głęboko;
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
"Romatyczność" Adam Mickiewicz
Nasze uczucia pozwalają nam eksplorować rzeczywistość wykraczającą poza nasz rozum, naszą wiedzę i ogólnie poznanie rozumowe. To, co wykracza poza obszar naszego zrozumienia możemy opisywać i przekazywać innym właśnie za pomocą uczuć - i również uczucia pozwalają zaakceptować ten fakt, że pewnych rzeczy nie rozumiemy. Wreszcie to uczucia od zarania dziejów każą nam badać i poznawać świat. Grafika umieszczona powyżej (alegoria umieszczona w wydanej w 1888 książce L'Atmosphere: Météorologie Populaire) przedstawia człowieka wyciągającego rękę w kierunku gwiazd, starającego wydobyć się z jego ziemskiego środowiska aby sprawdzić co jest dalej.
Zaprezentowany na wstępie fragment wiersza naszego wieszcza pokazuje też jednak, jak bardzo w naszej świadomości jest zakotwiczona wrogość uczuć i emocji. Rozumiane są one często jako przeciwieństwa - naukowe poznanie każe ignorować inne możliwości, a z drugiej strony, gdy czegoś nie rozumiemy potrafimy odrzucić wiedzę rozumową.
Spotykamy często sytuację, gdy "racjonalne" podejście do sprawy każe nam wykpić nie tylko łatwowierność i uleganie złudzeniom, ale również wszystkich tych, którzy zostali zwiedzeni i zmanipulowani.
Z drugiej strony jednak gdy odkrywamy fakt, że zbłądziliśmy, to zamiast naprostować nasze rozumowanie i zawrócić z błędnej ścieżki chronimy naszą źle rozumianą dumę i ukrywamy naszą pomyłkę, a nawet posuwamy się do tego aby tworzyć tabu, dogmaty i reguły ograniczające lub blokujące możliwość odkrycia naszej ignorancji.
Opisany przed chwilą mechanizm prowadzący do antagonizmu ma oczywiście źródła w naszej emocjonalnej naturze - można by w tym momencie uznać, że chciałbym tu pokazać jakąś wyższość rozumu. No niestety - aż tak dobrze to rozum w moich rozważaniach nie wypada.
Wszelkie proste antagonizmy w tej dziedzinie wynikają może z naszej emocjonalnej natury (no bo gdyby nie ona to rozum każdemu pozwoliłby osiągnąć to samo poznanie) ale już wszelka świadoma manipulacja ma jednak swe źródło w wyrachowaniu - a ono jest przecież domeną rozumu...
Codziennie jesteśmy poddawani praniu mózgu - tysiące sprzecznych informacji czynią nas podatnych na subtelne sugestie mające nas zachęcić do zrobienia jakiejś rzeczy. Od zakupu towaru, poprzez polityczne wybory - wszystko to jest obszarem wyrachowanych działań prowadzonych na nas, mających za cel zmianę naszych skłonności, lub wyolbrzymienia już istniejących.
Aby to było łatwe konieczna jest jednak jedna rzecz - trzeba nas pozbawić wolnej woli. Trzeba nam odebrać zdolność decydowania. To nie my mamy decydować, ale np. "ekspert", który poda nam proste i przyjemne dla nas rozwiązanie, sms, który będzie dla nas instrukcją co i jak mamy mówić w tej czy innej sprawie, a wszelkie próby spojrzenia na sprawę z innej perspektywy mają być dla nas dowodami manipulacji "tej drugiej strony".
W ostatnim czasie zalewają nas informacje o koronawirusie, światowych spiskach odkrywanych przez anonimowego Q czy też radioaktywnych chmurach z Czarnobyla.
Ulegamy tym informacjom i poddajemy się emocjom z tym związanym mimo, że odkrywamy tyle sprzeczności w tych przekazach - wiatr wieje z przeciwnego kierunku niż Czarnobyl, maseczki niepotrzebne (a nawet zakazywane) na początku pandemii teraz stają się obowiązkowe a Trump, który wg Q Anon ma być zbawczym rycerzem na białym koniu dba od początku swojej kadencji wyłącznie o swoje interesy.
Oczywiście wprowadzająca w błąd informacja może mieć jakieś swoje własne znaczenie, jakiś doraźny cel. Jednak niezależnie od tego każda taka manipulacja przyczynia się do tego, że czujemy się coraz bardziej niepewnie, a wszędzie wokół widzimy spiski, niebezpieczeństwa i zło.
Przestajemy ufać rozumowi i własnym uczuciom.
Wtedy właśnie potrzebujemy ochrony i zwracamy się ku wierze. To ona miała nam zapewnić równowagę nawet w tzw. trudnych czasach. Kiedyś to wystarczało.
Niestety - już dawno wiara i religia przestały być taka ostoją. Są częścią tej gry wymierzonej w człowieka.
Wszystko wskazuje na to, że w dzisiejszych czasach ostatnią bronią, jaką możemy użyć aby się obronić przed manipulacją, jest świadomość.
Sam osobiście twierdzę, że świadomość jest umiejętnością - a nie jakąś wyższą formą naszego "ja", czy też naszym Wyższym JA. Umiejętność tą nazwałbym alternatywnie "uważnością".
Chaos informacyjno/emocjonalny powoduje, że przestajemy być uważni - czyli świadomi - względem tego, co do nas dociera, tego jak na to reagujemy i jak to nas zmienia. Wystarczy jednak się zatrzymać, przyjrzeć się sytuacji i odkrywamy, że nie musimy kupować nowych książek, torebek, czy ciuchów pod wpływem reklamy. Nie musimy ulegać panice, która nas chce wypełnić gdy zalewają nas informacje o tragedii. Nie musimy nienawidzieć tych co myślą inaczej, czy też ufać ładnie ubranym niebieskookim prezenterom. Nie musimy się objadać, czy tkwić w złym nastroju.
Ot - i cała tajemnica medytacji. Dostrzec to, co było obok nas, z nami, w nas - przez cały czas.
Często też bywa mowa o tzw. Wyższej Świadomości - ale to po prostu nasza umiejętność doprowadzona do perfekcji. Jak będziemy ćwiczyć naszą umiejętność to z czasem okaże się, że będziemy zauważać nawet najsubtelniejsze sygnały zdradzające manipulację. I będziemy się czuli bezpieczni i prowadzeni przez życie. Będziemy szczęśliwi - choć przez chwilę.
]]>