Niedawno przyjaciel pisał o wzburzonym morzu po którym płynie Mistrz Głębokiego Spokoju, który mimo koncentracji na duchowym wzrastaniu ciągle wytrącany jest ze stanu równowagi przez ludzi, którzy również chcą wieźć swoje spokojne życie... Ogólnie możemy przyjąć, że wszyscy dążymy do życia bez problemów - pożądamy go i gdy go uzyskujemy staramy się utrzymać za wszelką cenę. Ale w zasadzie nigdy nam się to nie udaje. Zawsze znajdzie się jakaś przyczyna problemów. Zwolennicy spiskowych teorii dziejów twierdzą, że los ludzkości jest kierowany przez ukrytą grupę ludzi chcących utrzymać nas w stanie przytłoczenia trudnościami i gdyby nie "ONI" nasze życie stałoby się sielanką.
A więc co by było, gdyby usunąć wszelkie przyczyny zewnętrzne? Czy zapanowałby w naszym życiu prawdziwy Pokój? Czy gdybyśmy odcięli się od zewnętrznych problemów, wyrwali się z więzów systemu, to osiągnęlibyśmy trwałą równowagę?
Niekoniecznie... Najprawdopodobniej doskonałość znudziłaby nas - tak, jak to jest pokazane w "Matrixie" - i sami byśmy sobie zaszkodzili...
I chociaż to te trudności nas budują i rozwijają, chociaż staramy się ich ciągle unikać, to jednak będą istnieć. Po co?
Księga Urantii podaje ten powód:
]]>3:5.5 (51.4) Niepewności życia i zmienne koleje bytu w żaden sposób nie zaprzeczają idei uniwersalnej wszechwładzy Boga. Całe życie istoty ewolucyjnej jest najeżone określonymi koniecznościami. Rozważcie, co następuje:
3:5.6 (51.5) 1. Czy odwaga – siła charakteru – jest pożądana? W takim razie człowiek musi wychowywać się w środowisku konieczności, mocując się z trudnościami i reagując na niepowodzenia.
3:5.7 (51.6) 2. Czy altruizm – służenie swojemu bliźniemu – jest pożądany? W takim razie doświadczenia życiowe muszą dostarczyć sposobności napotkania sytuacji nierówności społecznych.
3:5.8 (51.7) 3. Czy nadzieja – majestatyczne zaufanie – jest pożądana? W takim razie egzystencja ludzka wciąż musi być nękana niebezpieczeństwami i powtarzającymi się niepewnościami.
3:5.9 (51.8) 4. Czy wiara – najwyższa pewność myśli ludzkiej – jest pożądana? W takim razie umysł ludzki musi znaleźć się w tak kłopotliwym położeniu, w którym zawsze wie mniej, niż może uwierzyć.
3:5.10 (51.9) 5. Czy miłość do prawdy i gotowość pójścia dokądkolwiek ona prowadzi, jest pożądana? W takim razie człowiek musi rozwijać się w świecie, w którym istnieje błąd a fałsz jest zawsze możliwy.
3:5.11 (51.10) 6. Czy idealizm – koncepcja zbliżająca do boskości – jest pożądany? W takim razie człowiek musi się trudzić w środowisku względnego dobra i piękna, w otoczeniu pobudzającym niepohamowane dążenie do lepszych rzeczy.
3:5.12 (51.11) 7. Czy lojalność – poświęcenie się najwyższym obowiązkom – jest pożądana? W takim razie człowiek musi iść naprzód pośród możliwości zdrady i dezercji. Wartość poświęcenia się obowiązkom polega na zakładanym niebezpieczeństwie odstępstwa.
3:5.13 (51.12) 8. Czy bezinteresowność – duch samozaparcia – jest pożądana? W takim razie człowiek śmiertelny musi żyć twarzą w twarz z nieustannym wołaniem o uznanie i zaszczyt ze strony nieuniknionego egocentryzmu. Człowiek nie mógłby żywiołowo wybierać życia na sposób Boży, gdyby nie było samolubstwa do poniechania. Człowiek nigdy nie mógłby stawiać na zbawcze trzymanie się prawości, gdyby nie było potencjalnego zła do wywyższania i dobra do wyróżnienia, na zasadzie przeciwieństwa.
3:5.14 (51.13) 9. Czy przyjemność – zadowolenie w szczęściu – jest pożądana? W takim razie człowiek musi żyć w świecie, gdzie zawsze istnieje alternatywa bólu i prawdopodobieństwo cierpień, możliwych do doświadczenia.
Na harmonię zwracamy uwagę przede wszystkim w kontekście dzieł mających w sobie, nawet niewielki, pierwiastek artystyczny - mówimy o harmonijnej muzyce, harmonijnej architekturze, czy rzeźbie mając na myśli nasze odczucia estetyczne. Jednak tak, jak starożytną boginię, łączymy harmonię z poczuciem piękna wyrażoną nie tylko w rzeczach, ale również w relacjach między ludźmi. Z jednej strony harmonia to konkretne elementy, które umiejętnie wykorzystane przez twórców aby wyrazić piękno wywołują je w nas, odbiorcach ich dzieł. Z drugiej strony jej brak lub zaburzenie odbieramy jako brzydotę i jest dostrzegane czasami nawet jeszcze wyraźniej niż piękno. Wydaje się zatem, że harmonia to doskonałość, ale również stan naturalny, a jej brak (lub zaburzenie) to błąd, który nie powinien mieć miejsca.
Zastanawiając się czym harmonia jest wcześniej czy później zauważymy, że chodzi o proporcje - czyli ile jest jakiegoś elementu, lub też jaka jest wartość tego elementu, w relacji do innego, lub też do całości dzieła. Tylko niektóre proporcje możemy nazwać harmonijnymi.
Proporcje są niezwykle ważne w architekturze, malarstwie, czy rzeźbiarstwie. To jaka jest długość w zestawieniu z szerokością, lub wysokością, jaka jest częstotliwość sąsiadujących dźwięków, czy odcienie kolorów na obrazie, wywołuje u nas wrażenia przyjemne lub nie.
Już dawno zauważono, że harmonijne proporcje mogą być obiektywnie zbadane i jeśli je znamy teoretycznie nie musimy mieć dobrego słuchu muzycznego, aby skomponować przyjemną dla ucha muzykę, choć jednak w praktyce nie wygląda to tak prosto. To niesłychanie ważne aby właściwie je dobrać, a prawdziwego mistrza poznać można po tym, że harmonię odnajduj automatycznie.
Podobnie jest w innych dziedzinach sztuki - jeśli coś wydaje nam się piękne to czysto matematycznie analizując właściwości tej rzeczy odnajdujemy rozpoznane przez wieki parametry.
Najważniejszą sprawą dla artysty jest to, że o ile musi on posiadać pewne wrodzone zdolności w danej dziedzinie, to aby dojść do mistrzostwa musi on kształcić swój dar. Wszyscy wiemy o tym, że istnieje coś takiego, jak absolutny słuch muzyczny - znane są metody, które pozwalają coś takiego wykształcić. Czy jest tak w innych dziedzinach sztuki, że wrodzony talent można rozwinąć do poziomu, który (w analogii do słuchu muzycznego) można nazwać absolutnym?
Niedawno oglądałem film w którym porównano proporcje odkryte w starożytnych budowlach (świątyniach, piramidach egipskich) i te, które odnaleźć można w dziełach Leonarda da Vinci. Okazało się, że te proporcje się pokrywają.
Autorzy filmu sugerowali, że da Vinci posiadał "wiedzę tajemną" przekazaną mu w sekrecie przez jego nauczycieli. Ta "wiedza tajemna" pochodzić miała od starożytnych budowniczych i nieprzerwanym strumieniem przez historię płynęła aż do Leonarda da Vinci. Wiedza ta, choć dotarła do Leonarda, to w końcu została utracona, a dziś ponownie ją odkrywamy jako liczby i proporcje Fibbonaciego.
Nie twierdzę, że nie istniały organizacje, które przekazywały tego typu informacje. Ale równocześnie nie sądzę aby takie organizacje były konieczne do tego, aby da Vinci potrafił te proporcje uchwycić i przedstawić w swych dziełach.
Wydaje mi się, że poczucie harmonii proporcji geometrycznych może być czymś podobnym do słuchu muzycznego (który w sumie jest poczuciem proporcji). Jeśli muzyk potrafi mieć (wrodzony lub wyćwiczony) słuch absolutny, który pozwala rozpoznać właściwą częstotliwość dźwięku dla danej nuty, to nie widzę absolutnie powodu dla którego artysta malarz, rzeźbiarz lub architekt nie mógłby sobie wyrobić poczucia absolutnej harmonii, która dałaby mu naturalną możliwość rozpoznania i przedstawiania doskonałych proporcji.
Poczucie harmonii proporcji jest rzeczą naturalną, a po prostu matematycznie wyrażają się liczbami Fibbonaciego. W tym kontekście szukanie związków pomiędzy dwoma harmonijnymi rzeczami - jak np. piramidami egipskimi i człowieka witruwiańskiego - jest jak odkryciem, że kolor czerwony na starożytnym płótnie jest takim samy kolorem czerwonym co na współczesnej czapce. Nie ma związku pomiędzy tymi kolorami innego niż ten, że są jednakowe.
Wybitny artysta z pewnością potrafi harmonijną proporcję uchwycić w sposób naturalny - jeśli jednocześnie jest to wybitny naukowiec i poszukuje praw rządzących światem to jest także możliwe, że potrafi je określić w sposób obiektywny, jak również przekazać swoim uczniom w zrozumiałej dla nich formie. Starożytne świątynie, czy rzeźby będą mu w tym wszystkim pomocne, ale po prostu przejdzie podobną drogę, jak budowniczowie świątyń czy rzeźbiarze starożytności.
To, że znajdujemy te same proporcje w różnych miejscach nie jest wg mnie żadnym spiskiem, czy jakąś wiedzą tajemną, choć tak może to wyglądać dla osób pozbawionych tego poczucia proporcji, a nawet funkcjonować na etapie kształcenia tego poczucia.
W kontekście harmonii wspomniałem na początku o harmonii w relacjach międzyludzkich. Jak bardzo właściwe jest to słowo przekonamy się, gdy przypomnimy sobie, że harmonia to doskonałość (w proporcjach).
W artykule o moralności przedstawiłem pogląd, że dobro to doskonałość. Jeśli pójdziemy tropem tej analogii to możemy przyjąć, że w relacjach międzyludzkich (społecznych) niezwykle ważne jest zachowanie właściwych proporcji w tym, co jest dobre dla nas, a co jest dobre dla innych.
Może tu jest ukryty klucz do odpowiedzi na postawione tam pytanie "kiedy działania prospołeczne przestają być moralnie dobre?"
]]>
Za twórce mnemotechniki "pałace pamięci" uchodzi Symonides z Keos, poeta ze starożytnej Grecji (autor słynnej sentencji: "Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym, jej syny, prawom jej do ostatniej posłuszni godziny"). Pewnego razu Symonides został zatrudniony do zabawienia gości na wielkiej uczcie - podobno miał za zadanie wychwalać w swym wystąpieniu gospodarza, któremu występ się jednak nie spodobał i postanowił wypłacić tylko połowę ustalonej wcześniej kwoty. Parę chwil potem budynek się zawalił przysypując biesiadników, a sam Symonides uratował się, wychodząc w krytycznej chwili na chwilę na zewnątrz. Budynek zmasakrował ciała tak, że nie można było rozpoznać które do kogo należy. W identyfikacji ofiar pomógł jednak Symonides, który zapamiętał wszystkich uczestników przyjęcia, jak również miejsca, w których siedzieli. Podobno to przeżycie uświadomiło mu ogólne zasady technik usprawniających zapamiętywanie, które później opracował.
Czy tak było w rzeczywistości pewności nie mamy a niektórzy wywodzą techniki pamięciowe ze szkół pitagorejskich a nawet ze starożytnego Egiptu.
Technik pamięciowych jest dużo - opierają się one na podobnych zasadach symbolicznego powiązania informacji, jakie staramy się zapamiętać, ze znanym nam układem odniesienia. Dobrze byłoby aby układ odniesienia był takiej natury, że trwale będziemy go pamiętać.
W najprostszej wersji mogą to być znane nam budowle architektoniczne gdzie w różnych miejscach (łac. loci) zostawiamy jakiś symbol. Najlepiej na taki pałac pamięci niewątpliwie nadaje się nasz dom (lub po prostu mieszkanie), którego wyobrażony obraz zazwyczaj dość łatwo możemy przywołać. Jeśli w poszczególnych pomieszczeniach rozmieścimy wg jakiegoś klucza informacje, które mamy zapamiętać, to dostęp do tych treści uzyskamy wędrując w wyobraźni po mieszkaniu. Oczywiście rolę naszego pałacu pamięci może spełnić inny budynek, który żywo wrył się nam w pamięć.
Gdy ilość informacji, jakie chcemy zapamiętać, rozrasta się tak, że brakuje już na nie miejsca w naszym wyobrażonym pałacu, to nic nie stoi na przeszkodzie abyśmy użyli jakiejś innej budowli - np. znanych nam budynków, jakie mijamy w drodze do pracy. Wszystkie one mogą stać się swoistą mapą, w której zapiszemy potrzebne informacje.
Oczywiście budynki to nie jedyny rodzaj pałacu pamięci. Jedną z najstarszych znanych nam technik stosował żyjący w latach 106–43 p.n.e. Metrodorus ze Scepsis. Jego system opierał się na mapie nieba i Zodiaku. Jego mapa nieba podzielona była na 36 sektorów o dziesięciu stopniach każda.
Technik pamięci nauczał też Giordano Bruno (ur. 1548 r, zmarł w 1600 r), który opracował rozbudowany swoją mnemotechnikę, opartą o astrologię, w system magiczny.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na różnego rodzaju symbole, które stanowią różnego rodzaje pałace pamięci dla treści, które rzekomo skrywają. Jest tak zarówno dla złożonych symboli mistycznych w rodzaju Drzewa Życia, czy pentagram, ale również i takich mniej ezoterycznych, jak enneagram.
Enneagram pozwala zapisać nie tylko suche informacje o typach osobowości i powiązania pomiędzy nimi, ale również być faktyczną mapą rozwoju osobowości, która wskazuje najbardziej korzystny dla nas kierunek rozwoju.
Podobnie jest z Drzewem Życia, choć ono akurat wykorzystywane jest na wiele różnych sposobów będąc mapą niezwykle uniwersalną. Często mówi się o nim jako o metasystemie, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby postrzegać go jako wygodny i elastyczny pałac pamięci. To właśnie on i jemu podobne symbole pozwalają magom zapamiętać niekończące się korespondencje pomiędzy różnego rodzaju zestawami symboli.
]]>Pracując z hermetycznymi żywiołami (oraz astrologią i kabałą), w kontekście ich związków z charakterem człowieka, zwróciłem uwagę na inny system wywodzący się mistycyzmu sufickiego o podobnym przeznaczeniu. Enneagram (połączenie greckich słów "ennea" - "dziewięć" oraz "gram" - "znak"), bo to o nim mowa, próbuje opisać rodzaje osobowości i relacje pomiędzy nimi. Sam pomysł takiego podziału nie jest nowy, ale Oscar Ichazo, oficjalnie uważany za jego twórcę, uczynił z niego system naukowy wprowadzając go do psychologii, co wyraźnie odróżniło go od innych, podobnych systemów. Wg Ichazo enneagram wywodzi się z tradycji sufizmu, a do świata Zachodu dotarł dzięki tzw. Czwartej Drodze stworzonej i propagowanej przez Georgija Gurdżijewa. Fascynacja Gurdżijewatym systemem wynikała z tego, że pozwala ona wyznaczać kierunki w jakich powinniśmy się rozwijać jako osoby, oraz dostarcza narzędzi pozwalające kontrolować ten rozwój.
Podstawową cechą enneagramu jest podział na 9 typów - podane tu nazwy tych typów i ich opisy nie należy traktować zbyt ściśle, bowiem w różnych systemach mogą się one różnić:
Posiadając jakiś typ osobowości przejawiamy również cechy charakterystyczne dla typów sąsiednich.
Praca z enneagramem opiera się na liniach przedstawionych w symbolu.
Dłuższa linia łączy typy osobowości w kolejności wynikającej z podziału:
1:7 = 0,142857142857
Trójkąt równoboczny przedstawia triady:
Wędrując po tych liniach (w kierunku: 1–4–2–8–5–7–1) do cyfry po lewej stronie naszego typu idziemy do punktu komfortu, w kierunku integracji naszej osobowości, a w drugą stronę - do punktu stresu (kierunek dezintegracji). Dla trójkąta (3–6–9–3) jest odwrotnie.
Widać duże podobieństwo struktury enneagramu do numerologii, kabały, czy astrologii. Podobieństwo jest zwłaszcza silne gdy zestawimy go z numerologią - tam również mamy 9 typów osobowości. Do tego dochodzą spekulacje z ułamkiem 1/7 i wynikającymi z tego zależnościami.
Enneagram, choć źródła ma równie mistyczne co inne wspomniane przed chwilą systemy, został przepracowany z wykorzystaniem metod naukowych. Jednak należy pamiętać, że istnieje również bardziej "mistyczne" podejście do niego.
Osobiście nie widzę większej różnicy pomiędzy zagłębianiem się w któryś z tych systemów - szczególnie w sytuacji, gdy nasze zainteresowania są natury hobbystycznej.
Poniżej podaję dwa linki do testów - osobom zainteresowanym polecam wypełnić obydwa - mi wyszły różne wyniki, co akurat może świadczyć źle o testach a nie samej metodzie, ale z drugiej strony opisy poszczególnych typów różnią się nieco na tych stronach, więc nie jest to do końca ten sam podział.
https://enneagram.edu.pl/test.php
http://enneagram-test.hanzo.eu
]]>
Nie wydaje mi się, aby możliwe było takie pełne "oświecenie", które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przemienia śmiertelnika w istotę doskonałą. Jedyna rzecz, jaka może się stać "nagle" na duchowej ścieżce, to otwarcie oczu i zobaczenie Prawdy (lub po prostu prawdy). Gdy widzisz prawdę to również zdajesz sobie sprawę, że nie sposób jej ignorować - choć będąc wyposażonym w wolną wolę masz do tego prawo. Dla większości oświecenie będzie powolnym procesem, jak poranek, który słyszysz, i wiesz, że już nastąpił, ale ciągle nie chcesz się otworzyć oczu i próbujesz, najczęściej nieskutecznie, wrócić do snu. Dla niektórych samo otwarcie oczu może być jednak jak oślepiający błysk - ale to zależy od tego, co zobaczą.
Powiedzieć, że istnieje, o czymś, czego nie ma, jest fałszem. Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą.
"Metafizyka", Arystoteles
Prawda to zgodność z rzeczywistością. Taka obiektywna, czyli bez związku z osoba ją głoszącą, bez związku z jej odbiorcą i bez związku z metodą dzięki której do niej dotarliśmy.
Jakże ciężko jest czasami mówić prawdę... Często nie mówimy jej, bo najzwyczajniej w świecie jest to dla nas niekorzystne - ogarnia nas strach o nasze bezpieczeństwo, majątek, czy wreszcie poglądy. Przejawiamy też podobną troskę o innych.
Prawda to również niesłychanie skuteczny oręż. Jest wielu takich, co dla ukrycia prawdy gotowi są nawet zabić. Dlatego przez wieki różnego rodzaju prawda była ukrywana, bo jej ujawnienie niosło ze sobą realne zagrożenie dla życia lub zdrowia. Mimo tego pielęgnowano ją przez stulecia aby ją zachować dla następnych pokoleń.
Bywało też i odwrotnie, gdy ludzie ginęli, aby zaspokoić swoją chęć poznania prawdy.
Droga prowadząca do prawdy na szczęście nie zawsze musi być krwawa. Ścieżka poznania zazwyczaj jest ścieżką trudu intelektualnego lub duchowego. Choć sam preferuję logiczne dochodzenie do prawdy, to nie zawsze ono jest skuteczne - a przede wszystkim nie zawsze jest możliwe.
Filozofowie przeczuwali, a mistycy wiedzieli to od dawna - nie wszystko da się udowodnić, lub wyprowadzić za pomocą czystego rozumowania.
Skoro tak, to czy w inny sposób, niż poprzez logiczne myślenie można poznać prawdę?
Z pewnością jest to możliwe - pierwszym kandydatem na narzędzie poznawcze odmienne od rozumowego jest intuicja. Intuicja działa na zasadzie skojarzeń i analogii budowanych w relacjach do poznanych wcześniej zjawisk. W sumie to tak właśnie działa mózg, a akurat myślenie logiczne jest dla niego sposobem nienaturalnym.
Intuicja pozwala nam rozpoznać prawdę lub fałsz bez czasochłonnej analizy i dowodzenia logicznego - wystarczy sytuację porównać do znanych już wzorców i, jeśli pasuje, przenieść analogię z odmętów pamięci do świadomości.
Ileż to razy mieliśmy przeczucie, że jesteśmy na granicy prawdy, że czai się ona dosłownie "za rogiem"... I nagle BŁYSK! - wspomnienie wypływa i mamy to!
Jednak wszyscy również wiemy, że intuicja może zawieść. To po prostu oznacza, że wzorzec, który odkryliśmy, nie jest właściwy - być może akurat odkryta analogia nie jest prawidłowa i należałoby poszukać innej. Widać więc, że intuicja nie podaje absolutnej prawdy, ale prawdę naszą własną, subiektywną.
Jednak sam fakt, że można poszukać lepszej analogii, lepszego wzorca, świadczy też o tym, że intuicję można rozwijać. Intuicja rozwija się wraz z naszym doświadczeniem (jako zbiorem informacji o różnych zdarzeniach), ale również z doświadczeniem w korzystaniu z intuicji. Po pewnym treningu objawia się nam wielka zaleta intuicji - szybkość dotarcia do prawdy.
Możliwości i sposób działania intuicji wskazują, że zdarzenia i procesy zapisywane są w naszej pamięci w postaci jakiegoś symbolu - co więcej podobieństwo symboli, jak i sam proces rozpoznawania podobieństw, też musi być zapisywane w postaci symbolicznej...
Niepewność intuicji, nawet takiej bogatej w doświadczenie i "wyrobionej", jest jednak naturalnym ograniczeniem tej metody poznawczej i, gdy konieczna jest pewność poznania, wymaga potwierdzenie inną drogą odkrytej prawdy. Oczywiście najlepiej jakąś obiektywną metodą - czyli powolnym i czasami skomplikowanym rozumowaniem logicznym.
Swego czasu pisałem już o myśleniu spekulatywnym. Generalnie opiera się ono na tym samym, co intuicja. Operujemy w nim abstrakcyjnymi pojęciami - które przecież nie są niczym innym niż symbolami - ale staramy się stworzyć logiczne relacje pomiędzy nimi.
Myślenie spekulatywne zawiera w sobie podobne elementy jak myślenie logiczne, jednak nie może być obiektywną metoda dotarcia do prawdy, gdyż najpierw rzeczywistość poddajemy procesowi abstrahowania czyli odrzucamy rzeczy nieistotne - niestety opieramy się w tym punkcie na intuicji, więc cały proces, choć noszący znamiona poprawności formalnej i przy tym niewątpliwie dużo szybszy niż czyste myślenie logiczne, jest skażony niebezpieczeństwem błędu już na samym początku.
Karmieni przez lata historiami Mistrzów Duchowych Wschodu mamy wyobrażenie istoty mającej natychmiastową i doskonałą odpowiedź na każde pytanie. Tak więc wydaje się, że poznanie prawdy przez Mistrza jest iluminatywne.
Jednak wydaje mi się, że poznanie iluminatywne nie różni się zasadniczo od intuicyjnego, choć nosi znamiona obiektywnego rozpoznania prawdy.
Postawmy więc tezę, że iluminacja i intuicja to jedno i to samo, i zadajmy przewrotne pytanie:
W jakich okolicznościach intuicja byłaby nie do odróżnienia od iluminacji?
Przede wszystkim chodzi o szybkość. Iluminacja jest natychmiastowa. Oczywiście intuicja też może być szybka - czasami są sytuacje, gdy wiemy, co powie bliska nam osoba, zanim w ogóle zacznie mówić. W takich sytuacjach zazwyczaj mówimy, że doskonale się z kimś rozumiemy. Wydaje mi się jednak, że wynika to z faktu, że mamy wielokrotnie powtarzany kontakt z tym samym wzorcem, lub skończoną ilością wzorców zachowań - po prostu wyuczyliśmy się go tak dobrze, że mamy wrażenie "czytania w myślach".
Z tym elementem (doświadczona i "wyrobiona" intuicja) jest jednak związany inny - zbiór wzorców. Smutna prawda jest taka, że do osiągnięcia poziomu nieomylności konieczna jest także nieskończona ilość wzorców, chyba że...
Chyba, że istnieje jakiś jeden szczególny wzorzec opisujący i dający nam dostęp do innych wzorców. Zasadniczo nie musi to być nawet jeden pojedynczy wzorzec. Wystarczy, aby to był wzorzec pozwalający szybko odnaleźć/stworzyć inny wzorzec.
Czy wiec na tym polega oświecenie?
Czy do opanowania takiego wzorca ma prowadzić mistyczne szkolenie?
]]>
Jedną z takich inspirujących książek niewątpliwie jest "Mewa" Richarda Bacha. Głównym bohaterem i tytułową mewą jest Jonathan Livingston Seagull - jest on uosobieniem wszystkich ludzkich pragnień piękna, dobra i doskonałości. Urodził się jako zwykły ptak, otoczony był innymi zwykłymi ptakami i żył w zwykłym ptasim środowisku. Ale to mu nie wystarczało. Ten właśnie element pragnień, poczucia bycia czymś więcej niż przeciętnością jest tym impulsem, który dręczy każdego z duchowych poszukiwaczy. Od pierwszych stron książki czytelnik szukający inspiracji identyfikuje się z tym bohaterem. Przecież każdy poszukiwacz PRAWDY zaczynał swą ścieżkę od takich samych pytań, jak Jonathan: Czy jesteśmy tu tylko po to, aby jeść? Czy istniejemy tylko aby walczyć z innymi?
Jonathan poświęca swoje życie na odkrycie odpowiedzi na te pytania, a przy okazji stara się je doskonalić - w każdym aspekcie. Jego droga życiowa jest jednak bardzo ciężka - jest ostrzeżeniem: nie będzie satysfakcji z realizowania rzeczy wielkich i wzniosłych, z odkrywania tajemnic życia, z wznoszenia się (w przypadku mewy bardzo dosłownym) ponad chmury codzienności. Nie będzie uznania i pociechy. Ale Jonathan wykazuje niezłomność i wytrwałość - nikt i nic nie mogą go zepchnąć ze ściezki realizacji jego pragnień.
Wreszcie, pod koniec życia, dociera do prawdziwych Tajemnic. Same w sobie są one nagrodą, ale równocześnie są też i bramą do świata, który jest spełnieniem marzeń i odpowiedzią - przynajmniej na część pytań. Struktura całej powieści jest jedną wielką metaforą duchowych poszukiwań, inspiracją do wysiłku i obietnicą nagrody.
Inspiracja to coś, co pomaga nam wydobyć energię z naszego wnętrza. Zazwyczaj poszukujemy energii, która mogłaby nam pomóc coś zrealizować, lub coś przetrwać.
Inspiracja to przede wszystkim pewnego rodzaju natchnienie twórcze, pod wpływem którego jesteśmy dokonać rzeczy wykraczających poza naszą codzienność. Chciałoby się rzec, że tylko tyle, ale i aż tyle. Bez tego impulsu również moglibyśmy zrobić wszystko, co potrzeba, ale inspiracja wyzwala w nas pokłady energii, które zadziwiają nas samych.
Inspiracja może być jak zapalnik dla bomby - bomba sama w sobie ma całą konieczną energię, ale jednak nie wybucha, dopóki nie zaistnieją ściśle określone okoliczności. Bomba bez zapalnika jest w miarę bezpieczna. Natomiast zapalnik, choć sam w sobie nie zawiera jakoś szczególnie dużo energii, to jednak stwarza dla bomby te konieczne do eksplozji okoliczności. Zapalnik jest więc bardziej niebezpieczny niż bomba...
Z drugiej strony inspiracja to również wpływ wywierany na innych. Modyfikuje ich zachowanie, często w sposób subtelny i delikatny. Zupełnie odmienne działanie niż w przypadku gwałtownego działania zapalnika w bombie. To natchnienie działa praktycznie niezauważenie, skrycie. Coś zauważymy, coś zapamiętamy i ta, często mała i drobna rzecz, zmienia nas od środka. Zmienia nasze postrzeganie świata. Zmienia nasze reakcje i działania. A przez to my zmieniamy innych. Zmieniamy świat.
Inspiracja nie zawsze jest pożądana - wszak wzorujemy się nie tylko na pozytywnych wzorcach. Najczęściej w naszych czasach źródłem inspiracji dla młodych są gwiazdy popkultury, których postępowanie często jest dość odległe od ideału.
Ale bądźmy uczciwi - wzorowanie się na innych to najprostsza, najskuteczniejsza droga do wewnętrznej przemiany. Warto jej spróbować, zwłaszcza, gdy świadomie wybieramy obiekt naszej inspiracji.
Podobna do inspiracji jest motywacja. Jest ona naszą gotowością do działania. Jest właśnie tym nagromadzeniem energii. To motywacja sprawia, że ogień rozpalony przez inspirację nie wygasa. Ona też pozwala ukierunkować tę wyzwoloną energię na konkretny, wybrany cel.
Ciężko jest jednoznacznie określić co i dlaczego nas inspiruje. Czasami jest to jakiś symbol, a czasami przemyślenie jakiegoś tematu. Nieco lepiej jest z określeniem rzeczy, jakie nas motywują do działania, do wytrwałości. Każdy ma jakieś inne, właściwe sobie czynniki, ale zazwyczaj wiemy, co nam pomaga w pracy, co pozwala wytrwać w postanowieniach.
Dla mnie podstawowym źródłem inspiracji zawsze były książki.
Kiedyś było dużo prościej - książki pisali ludzie, którzy mieli coś do powiedzenia. Wydawcy wydawali tylko to, co było wartościowe. Wreszcie księgarze z tego, co było dostępne, również wybierali rzeczy najbardziej wartościowe. Dlatego w zasadzie bez ryzyka mogłem kupować czytać wszystko, co tylko było dostępne.
Z biegiem czasu okazało się, że książki, jakie kupuję, nie niosą już tak często tego powiewu wartości co dawniej. Coraz częściej zdarzało się, że książki jedynie wysysały ze mnie emocje dużo obiecując okładką i opisem, a mało dając w swej zawartości. Zniechęciło mnie to do książek.
W wolnym świecie wolnego rynku, wolnego słowa i rządu pieniądza słowo "wartość" ma już inne znaczenie - głównie finansowe. Autorzy po prostu sprzedawali swoją wiedzę za pieniądze, a książki wzbudzały jedynie pożądliwość wiedzy - chłonąłem ją, choć przestrzeń informacji, jakie w ten sposób otrzymywałem, szybko okazała się skończona. Owszem, wiedza jest przydatna i często pozyskana informacja zapełniała różnorodne luki w mojej wiedzy, ale w pewnym momencie okazało się, że kolejne jej porcje są jak plastry naklejane warstwami na znaną strukturę.
Przez jakiś czas szukałem innego medium źródłowego dla inspiracji - znalazłem go w filmach. Film ma tą przewagę nad książką, że (o ile nie jest serialem) zajmuje nam dość mało czasu. Przeżycie z bohaterami pewnej historii i wchłonięcie całej treści nie zajmuje z reguły więcej niż 1-2 godziny. W takim wypadku emocjonalne uzależnianie od filmu nie ma sensu. Autorzy skupiają się aby cały przekaz był spójny i zamknięty. Niestety w tak krótkim filmie raczej ciężko przekazać wiedzę zachowując potencjał motywacyjny. Film z natury rzeczy jest dużo bardziej symbolicznym przekazem, ale pozwala chyba być bardziej konkretnym i wyrazistszym medium. Choć całkiem możliwe, że jest tak również z powodów finansowych - z jednej stronie wymaga większych nakładów, więc ostrożniej dobiera się treści, a z drugiej jak już ma się dobry produkt, to łatwiej na nim zarobić.
Od kilku lat obserwuję jednak powrót książki. W pewnej mierze jest w tym trochę ze snobistycznego podejścia ("czytam książki, więc jestem inteligentny"). Ale to nie wyjaśnia wszystkiego. Czytanie książki (w porównaniu choćby do oglądania filmu) wymaga sporej dozy koncentracji i odcięcia się od bodźców zewnętrznych. Choć czytaniu książki towarzyszą często emocje, to jednak ich źródłem jest coś wewnątrz nas. Najpierw musimy się wyciszyć aby zrobić miejsce na ten wewnętrzny świat.
Podobną sytuację obserwuje się w dziedzinie muzyki - ludzie zaczynają kupować płyty winylowe aby słuchać muzyki nie na ulicy, ale w domu, na spokojnie, z namaszczeniem. Dla relaksu właśnie. Zauważono też, że w tej formie muzyka daje nieporównywalnie większą satysfakcję - również pod względem jakości.
W świecie książki również zauważyłem znaczną poprawę jakości. Już nie daje się łatwo przyciągnąć czytelnika krzykliwą okładką. Trzeba zaoferować coś wartościowego.
Właśnie do takich refleksji skłoniła mnie "Mewa", która niedawno trafiła ponownie do mnie. Książkę (w elektronicznej wersji) otrzymałem od znajomych z zaznaczeniem "bardzo ciekawa". Interesujące, że miała tytuł "Jonathan Livingston" - coś mi to mówiło...
Gdy zacząłem czytać, to dość szybko zorientowałem się o jaką książkę w istocie chodzi. Odgrzebałem swój drukowany egzemplarz i... Znów pochłonął mnie świat Jonathana.
Ponownie czułem tą samą tęsknotę, te same pragnienia sięgnięcia po coś wartościowego, co przed laty. Znów płynąłem na skrzydłach wiatru ponad chmury, do innych światów. Znów postawiłem sobie odwieczne pytania o sens życia, o nasze przeznaczenie. Tym razem jednak stawiałem je mając w dorobku kilkadziesiąt lat doświadczenia - przeżytych chwil radosnych i smutnych, wzniosłych i tych, o których chciałbym jednak zapomnieć.
Do końca książki dotarłem jednak z dużo większym zrozumieniem, czym jest miłość i współczucie do wszystkich tych, którzy nie czują tego żaru i tej tęsknoty.
Książka nic się nie zestarzała.
W swojej głębi - ja również.
]]>
Jest to już ostatni z serii artykułów zainspirowanych (a w dużej części będących po prostu tłumaczeniem) przemyśleniami Nicka Farrella. Niewiele mogę tu dodać od siebie, ale jest to kluczowa sprawa, więc moją pracę wykonuję do końca. Wiedza, jaką możemy uzyskać od organizacji ezoterycznej jako jej członkowie jest ostatnim z elementów, które koniecznie powinny zostać rozważone przed decyzją o przystąpieniu do niej. Ogólnie rzecz ujmując ezoteryczne organizacje mogą przekazać nam wiedzę o specyficznym modelu świata, dzięki któremu adept będzie mógł uzyskać kontakt ze światem duchowym. Model ten zazwyczaj zawiera symboliczny alfabet, w którym zapamiętane są treści o duchowym znaczeniu. Drugim z elementów tego modelu jest zestaw praktyk - ćwiczeń duchowych i psychicznych, rytuałów, modlitw - dzięki którym możesz nauczyć się docierać do duchowych przestrzeni. Wbrew temu, co jest publicznie głoszone, większość tych modeli i praktyk można poznać samodzielnie. Niewiele tajemnic pozostało prawdziwymi tajemnicami w dzisiejszych czasach. Grupa jednak ma tą zaletę, że jest silnym wsparciem na ścieżce, a praktyka odbywa się w sposób usystematyzowany.
Niektóre grupy praktykują inicjację rytualną. Teoretycznie te rytuały przejścia mają otworzyć drogę dla wtajemniczonego do postępu w ramach grupy. Ale wtajemniczenie oznacza wskazanie drzwi, nie dotarcie do celu. Takie inicjacje mają moc emocjonalną i często są skutecznymi doświadczeniami duchowymi. Jednakże nawet doświadczeni członkowie nie będą w stanie otworzyć duchowych drzwi dla ucznia, który nie jest na to gotowy.
Wiele szkół i zakonów dokonuje inicjacji rytualnych na długo przed tym, jak ich wtajemniczeni rozwiną duchową dojrzałość, aby zrozumieć i świadomie osiągnąć stan, w który zostali symbolicznie wprowadzeni. W hermetycznym Zakonie Złotego Brzasku można przejść przez pierwsze pięć inicjacji w dwa i pół roku. Ale jeśli przeanalizujemy, co te inicjacje mają reprezentować, zobaczymy, że pokazują ścieżkę, która ma poprowadzić nas w kierunku dzieła życia. Większość dobrych grup otwarcie powie, że inicjacje dostarczają tylko symboli tych duchowych stanów, które można osiągnąć później.
Czasami jednak spotkać się można z niewłaściwą postawą wynikającą z przekonania, że inicjator jest potężną istotą - i że inicjator ma prawo odmówić darowania inicjacji temu, kogo uzna za niegodnego. Prawdą jest, że inicjator musi być świadomy tego, co robi, ale samo wykonanie obrzędu inicjacji nie wykona koniecznej duchowej pracy. I nie pomoże to, że przywódca wydaje się boski.
Uczynienie z inicjacji skutecznym narzędziem "przyjęcia" kandydata - tak, że grupa staje się częścią jego życia - jest prawdziwym celem tych obrzędów. W tym sensie nie ma to nic wspólnego z inicjatorem; jest to wyłącznie praca inicjowanych. Prawdziwa inicjacja nie wymaga rytuału ani inicjatora. Może się to zdarzyć spontanicznie w sercu i umyśle osoby na ścieżce. Jak mówi rytuał neofity Złotego Świtu:
"Tylko Bóg jest naszym Światłem i Obdarzycielem Doskonałej Mądrości. Żadna śmiertelna moc nie może uczynić nic więcej, niż doprowadzić cię do Ścieżki tej Mądrości, którą mógłby, jeśli tak mu się spodoba, umieścić w serce dziecka."
Tradycja ezoteryczna od czasów Towarzystwa Teozoficznego głosi, że grupa ezoteryczna kierowana jest przez wysoko rozwiniętych duchowych mistrzów, którzy stanowią z jednej strony pomoc, z drugiej zwierzchność dla adeptów grupy. Ci duchowi mistrzowie to historyczne osoby, które umarły, ale były tak rozwinięci za życia, że nie potrzebowały już reinkarnacji. Żyją dalej w sferze duchowej i pomagają grupom realizować wielkie kosmiczne cele. Zrobiły to, aktywując się na astralu i działając jako kanał dla wybranych grup specjalnych. W takich grupach główna praca adepta sprowadza się do uzyskania kontaktu z tymi mistrzami.
Jeśli ktoś wierzy w taką możliwość, to jest duża szansa, że sama przynależność do takiej grupy będzie sprzyjała jego postępom. Nie zmienia to jednak faktu, że żaden Wniebowstąpiony Mistrz nie zastąpi w pracy (nawet tej najbardziej duchowej) żadnego adepta... Z kolei osoba, która nie wierzy w istnienie Wniebowstąpionych Mistrzów może nie odczuć korzyści z przynależności do takiej grupy i być może lepiej byłoby dla niej pracować z grupą, która na takim kontakcie nie polega.
Jednak bez względu na to, czy wierzysz, czy też nie w taką formę kontaktu większość grup oferuje możliwość rozwoju na sferze nazywanej tradycyjnie astralną. Grupy pracujące zbiorowo przez dłuższy czas wykształcają własną, specyficzną dla niej przestrzeń, zwaną egregorem, która zapewnia pewien komfort pracy dla adepta. Umiejętność dostrojenia się do tej przestrzeni jest też jakimś wyznacznikiem poziomu rozwoju adepta.
Niektóre grupy ezoteryczne twierdzą, że są jedynym depozytariuszem pewnej tradycji. Grupy tego rodzaju często powołują się na dokument, który daje im prawo inicjowania innych w tej szczególnej tradycji. Oczywiście takie grupy faktycznie mogą być jedynymi depozytariuszami tej tradycji, ale dokument nie dodaje niczego do duchowych możliwości grupy. Grupa albo ma łączność z tradycją, albo jej nie ma. Dokument jej w tym nie pomoże, choć przekonanie grupy o istnieniu takiej łączności - już tak.
Sama idea linii przekazu jest podobna do tej w kościele chrześcijańskim. Kościół twierdzi, że jego kapłani mają prawo wykonywać swoją pracę, ponieważ Chrystus położył swoje ręce (pobłogosławił ich) na apostołach, którzy położyli ręce na tych, którzy zostali kapłanami nowego kościoła. Stworzyło to nieprzerwany psychiczny związek od Chrystusa do współczesnych kapłanów.
Niektóre nowoczesne grupy ezoteryczne twierdzą, że pochodzą od starszych grup, chociaż niewiele z tych twierdzeń przetrwało jakiekolwiek badania naukowe. Nawet gdyby istniały dowody na istnienie takich powiązań, nie ma gwarancji, że takie połączenie psychiczne jest pożądane.
Na przykład: ezoteryczne nauczanie wiktoriańskie jest dość ponadczasowe, ale struktura społeczna i kodeksy moralne tego okresu niewiele mają do zaoferowania w XXI wieku. Utworzenie związku psychicznego z grupą z XIX wieku mogłoby sprzyjać przestarzałym pomysłom, a nie wzmacniać nowoczesną grupę roboczą.
Jeśli grupa wykonuje swoją ezoteryczną pracę poprawnie, używając starszej tradycji, ma prawo inicjować nowych członków, ponieważ boskość zgadza się manifestować poprzez grupę. Jeśli istoty duchowe nie chcą kogoś zainicjować, żadna grupa nie będzie w stanie tego zrobić.
Idea oceniania członków szkół okultystycznych jest popularna od wieków. Klasyfikacja wywodzi się ze średniowiecznych cechów rzemieślniczych - systemu, w którym robotnik wszedł do zawodu jako praktykant u eksperta i osiągnął poziom czeladnika po zdobyciu znacznego doświadczenia. Wreszcie, po wielu latach pracy, czeladnik został mistrzem i miał swobodę praktykowania swoich umiejętności bez pomocy.
Zaadaptowana wersja tego systemu stała się częścią większości szkół ezoterycznych, od Wicca po hermetyczny Zakon Złotego Brzasku. Zwykle są to trzy stopnie, a każdy z nich symbolizuje pracę, której musisz się nauczyć:
Na tym poziomie uczysz się symbolicznego języka swojej ezoterycznej grupy. Większość grup uczy prostych rytuałów dla początkujących na tym poziomie. Rytuały te pozwalają przybyszom doświadczyć mocy, z którymi będą pracować po uzyskaniu wyższych stopni. Ten stopień skupia się na tym, co widzisz na płaszczyźnie materialnej, ziemskiej. Niektóre grupy proszą cię o pracę z ciałem fizycznym, podczas gdy inne podchodzą do każdego z czterech żywiołów. W tym stopniu masz doświadczenia, które pomagają zintegrować energie z twoją świadomością.
Na tym poziomie zaczynasz stosować podstawowe informacje, których nauczyłeś się w pierwszym stopniu. W niektórych szkołach zaczniesz szukać osobistego kontaktu z mistrzem wewnętrznym lub przewodnikiem, w innych pracujesz, aby spotkać swojego Świętego Anioła Stróża. W niektórych grupach pracujesz także nad zrównoważeniem energii żywiołów, których doświadczyłeś w pierwszym stopniu, używając piątego elementu - ducha. W tym stopniu przygotowujesz swoją osobowość i duszę do głębszych doświadczeń trzeciego stopnia.
Na tym poziomie jesteś ekspertem od tradycji swojej grupy. Zazwyczaj zdobyłeś ten stopień, gdy spotkałeś się i utworzyłeś bezpośredni związek ze swoim Wyższym Ja. W grupach, które używają kontaktów, nawiązanie relacji z Wyższą Jaźnią rozpoczyna się, gdy zgodzisz się pracować z określonym mistrzem płaszczyzny wewnętrznej. W innych możesz zacząć pracować bezpośrednio ze swoim Wyższym Ja. W Wicca osoba, która uzyskała trzeci stopień, może zostać arcykapłanem lub kapłanką własnego sabatu.
Każda grupa używająca stopni ma wariacje na ten temat. Często istnieje zewnętrzna klasa, którą musisz przejść przed osiągnięciem pierwszego stopnia. Nie wszystkie grupy pracują z systemem stopni i musisz zdecydować, czy jest to system, który chcesz aby był częścią twojej duchowej ścieżki.
Jeśli grupa ma prawdziwą wiedzę, może zrobić o wiele więcej niż jednostka. Prawdopodobnie zobaczysz więcej magicznych i duchowych fajerwerków pracujących z ezoteryczną grupą, niż sam byś pracował. Ale tak jak chodzenie do kościoła w każdą niedzielę nie czyni cię dobrym chrześcijaninem, twoja ezoteryczna ścieżka duchowa wciąż zależy od pracy, którą wykonujesz sam. Ezoteryczne szkoły i grupy powinny dać ci dużo pracy domowej i tylko dzięki odrabianiu lekcji skorzystasz z osobistego rozwoju duchowego, który grupa może zaoferować.
]]>
Niniejsze rozważania to oczywiście ciąg dalszy wcześniejszego artykułu na temat "jak wybrać organizację ezoteryczną?" W dalszym ciągu opieram się na artykule Nicka Farrella, który w zasadzie tłumaczę i nieco rozszerzam o osobistą perspektywę (czyli Zakon A.M.O.R.C.). Kiedy sam poszukiwałem organizacji różokrzyżowej wiedziałem jedynie, że chcę studiować różokrzyżowe nauki - nie miałem wtedy specjalnego wyboru. Miałem w zasadzie trzy możliwości i wybrałem tę, która najlepiej ze mną rezonowała. Jednak dziś, z perspektywy wielu lat własnych doświadczeń, potrafię docenić również wagę zasad wg których działa mój Zakon. Zasady te to właśnie struktura organizacyjna grupy. Różne jej rodzaje powodują różne problemy - np. struktura bardzo hierarchiczna może być trudna do zaakceptowania, gdy nie jesteś osobą potrafiącą się podporządkować. Oczywiście problemy (różnego rodzaju) mogą wystąpić w grupie o dowolnej strukturze. Każda bowiem ma swoje dobre i złe strony, a jeśli dołączysz do ezoterycznej grupy, powinieneś być świadomy tego, jakie one są.
To pierwszy rodzaj struktury wyróżniony przez Nicka. Guru jest kimś, kto dzięki doświadczeniu i wiedzy staje się naturalnym przywódcą grupy. Guru jest nauczycielem i władcą grupy, a szeregowi członkowie grupy rywalizują o jego uwagę. Guru przekazuje zadania i zaszczyty zgodnie ze swoimi zachciankami. Z jednej strony guru daje grupie poczucie ciągłości i spójności nauczania (w tym sensie, że nauczanie pochodzi z jednego źródła), z drugiej może stać się postacią mesjanistyczną dla grupy. Jest to atrakcyjne dla studentów, którzy szukają w innych archetypu ojca lub matki, którego może brakowało w życiu. Jednak władza psuje - bo guru jest dyktatorem. Grupy oparte na guru są niebezpieczne również dla przywódcy, który mogą zacząć wierzyć, że jest bogiem na ziemi.
Historia zna wiele przypadków grup zbudowanych wokół postaci lidera. Niektóre są pozytywne - tu wymieniłbym np. antropozofie i Rudolfa Steinera. Ciężko jest mi znaleźć jakiś element, poza pewnego rodzaju ograniczeniem poglądów, który w przypadku antropozofii mógłbym uznać za negatywny. W sumie Zakon A.M.O.R.C. stworzony został przez podobnie charyzmatyczną postać - H.S. Lewisa. Wpływ Lewisa na członków nie był jednak tak bardzo osobisty i bezpośredni, jak w przypadku klasycznego guru.
Zapewne każdy słyszał jednak o przypadkach sekt, których działalność wyrządziła wielkie szkody, zarówno względem własnych członków, jak i całych społeczeństw. Trzeba być bardzo ostrożnym, gdy ma się do czynienia z grupą kierowaną przez guru.
Niektóre grupy oparte na jednoosobowym przywództwie są świadome problemów tkwiących w systemie guru i starają się złagodzić moc swojego przywódcy, przeprowadzając coroczne wybory. Stanowiska kierownicze w organizacji określa głosowanie na dorocznym spotkaniu. Zaletą tego systemu jest zapewnienie członkom grupy pewnej kontroli nad tym, kto zarządza ich grupą. Oznacza to również, że liderzy, którzy osiągają słabe wyniki, mogą zostać wykluczeni. Każdy ma głos w prowadzeniu grupy i nic się nie dzieje bez błogosławieństwa większości.
Ale demokracja - która w tym kontekście jest zasadniczo konkursem popularności - rzadko działa w ezoterycznej grupie, w której może być konieczne podejmowanie niepopularnych decyzji dotyczących członków grupy. Demokratyczna grupa może wpaść w gorzkie konflikty, chyba że wyłoni się silny przywódca, który całkowicie rozumie "wolę ludu".
Niektóre wiccańskie koweny działają z założenia pod kierownictwem kapłana i kapłanki. Teoretycznie jedna osoba może złagodzić moc drugiej. Jeśli jeden przywódca usiłuje narzucić swoją wolę wbrew członkom grupy, to mogą oni zwrócić się do drugiego, aby uzyskać drugą opinię. Jeśli kapłan i kapłanka się nie zgadzają, mogą skutecznie się zneutralizować, a w rezultacie podejmowanie decyzji jest wstrzymane lub nawet całkowicie przerwane. Dodatkowo kapłan i kapłanka często są w osobistym lub magicznym związku, który sprowadza się do tego samego. Z tego powodu osobiste spory i argumenty krajowe mogą wpływać na ich skuteczność w prowadzeniu grupy.
Inny przypadek to sytuacja, gdy aktywność organizacji wymaga wykształcenia specyficznej grupy ludzi - zazwyczaj powstaje wtedy swego rodzaju "kasta" kapłańska. To nie musi oznaczać nic złego, bo przy większych liczebnie organizacjach istnienie takiej elity nadającej ton usprawnia funkcjonowanie całości. Oczywiście może to nieść ze sobą pewne napięcia zwłaszcza, gdy ograniczany jest sztucznie dostęp do tej "grupy trzymającej władzę".
W tej strukturze przywódca jest jedynie tytularną figurą "króla" lub "królowej". Taka osoba jest zwykle najbardziej doświadczonym członkiem grupy lub najbardziej naturalnym nauczycielem. Ten przywódca ma ostatnie zdanie we wszystkim, ale oczekuje się, że będzie rządził zgodnie z konsensem całej grupy. Struktura Okrągłego Stołu ma tę zaletę, że członkowie grupy uważają, że mają wpływ na większość decyzji. Komunikacja jest zwykle dobra, ponieważ król lub królowa jest często wzywany do uzasadnienia swojej decyzji wobec grupy.
Ale aby ta struktura działała skutecznie, król lub królowa musi posiadać umiejętności zarządzania ludźmi i musi być w stanie zorganizować konsensus. Wielu nauczycieli lub liderów uważa to za trudne, ponieważ umiejętności przewodniczącego mogą nie być dla nich tak naturalne. Dodatkowo król lub królowa mogą nadal chcieć kierować grupą jak guru lub dyktator i odrzucić spotkania Okrągłego Stołu jako potwierdzenie podjętych już decyzji.
Teoretycznie grupy Złotego Świtu mają trzech wodzów. Wszystkie trzy funkcje (Nauczyciel, Administrator oraz Imperator) są początkowo wyznaczane przez zewnętrzną, lub nadrzędną organizację. Wszystkie trzy mają jednakową moc. Decyzje wewnątrz grupy podejmowane są szybko, ponieważ każdy z szefów ma kontrolę nad swoim obszarem specjalizacji.
Jeśli wszyscy trzej wodzowie są silni, niemożliwe jest posiadanie całkowitej kontroli. Kiedy władza jest zrównoważona, jeden wódz może zostać zwolniony przez pozostałych dwóch, jeśli stanie się w jakiś sposób niezdolny do sprawowania swej funkcji. Ale jeśli jeden wódz jest o wiele silniejszy niż dwaj pozostali, system ten zasadniczo powraca do struktury z guru, w którym inni wodzowie sprawują władzę tylko tytularną.
W zasadzie polski oddział Zakonu A.M.O.R.C. w czasach gdy do niego przystępowałem miał strukturę demokratyczną (było to stowarzyszenie), ale z racji tego, że polskiego "szefa" zatwierdzała jednak "centrala" to jednak nie do końca się to sprawdzało. Konflikt pomiędzy wymaganiami prawnymi co do działania stowarzyszenia, w których wszystko z mocy polskiego prawa podlega demokratycznym regułom, a realiami zakonu sprawił, że stowarzyszenie zostało przekształcone w fundację. Obecnie demokracja ma się dobrze na poziomie struktur terenowych, które same organizują swoją codzienną aktywność, a działania "władz" obejmują przede wszystkim koordynację działalności na poziomie krajowym. W obszarze wpływania na struktury lokalne w praktyce ogranicza się to do kwestii rytualnych i merytorycznej wiedzy przekazywanej w Zakonie.
W Zakonie A.M.O.R.C. istnieją funkcje:
Dodatkowo dla bieżących potrzeb osoba kierująca strukturą dobiera sobie pomocników - formalnie nazywanych doradcami. W naturalny więc sposób wykształca się struktura "kastowa" z dwupoziomową elitą, która jednak wewnętrznie funkcjonuje na zasadzie Okrągłego Stołu. Nie jest to formalnie narzucone i zapewnie wygląda nieco odmiennie w różnych miejscach na świecie, ale ogólnie można przyjąć, że członkowie dzielą się na tych, którzy tylko konsumują treści dostarczane przez Zakon oraz tych, którzy chcą się angażować aktywnie i poświęcają swój czas na służbę innym jako oficerowie, przez co mają wpływ na funkcjonowanie Zakonu.
Oczywiście ten opis działania Zakonu A.M.O.R.C. odnosi się do struktur lokalnych i warunków tam panujących. Na poziomie światowym wygląda to jednak bardzo podobnie - Imperator kierujący całym Zakonem wspierany jest przez Wielkich Mistrzów organizmów krajowych, którzy razem tworzą własny Okrągły Stół.
]]>
Umiejętność korzystania z analogii jest bardzo przydatna gdy chcemy poznać nowy obszar, lub odwrotnie, gdy chcemy przekazać wiedzę o nim - dokładnie tak samo, jak z mapami. Aby skutecznie korzystać z map musimy najpierw poznać stosowane w nich symbole. Symbolizmu map topograficznych uczymy się na lekcjach geografii - w zasadzie wystarczy sama intelektualna wiedza abyśmy mogli skutecznie z nich korzystać. Ale pierwsze próby praktycznego wykorzystania tej wiedzy są obarczone niepewnością i nie zawsze przynoszą efekty - łatwo się zgubić, a zagubienie się na nieznanym terenie może być niebezpieczne. Korzystanie z map najlepiej rozpocząć od treningu na znanych sobie obszarach - tam nabieramy wprawy i pewności, a każda kolejna próba jest łatwiejsza. Z czasem stajemy się ekspertami i sami badać nowe tereny - wtedy sami zaczynamy tworzyć mapy.
Analogie i mapy to chleb powszedni na mistycznej ścieżce. Np. alchemia jest takim symbolicznym zapisem ścieżki duchowego rozwoju. Jest mapą, która pokazuje nam drogę. Trzymając się takiej mapy wiemy, jakie powinny być kolejne kroki.
Dziś to doskonale rozumiemy i staramy się zawsze w ten sposób patrzeć na nią. Przyjrzyjmy się jednak na czym polega alchemiczna praca - nie poruszamy się tam po terenie, jaki symbolizuje mapa, ale w gruncie rzeczy po samej... mapie. Możemy mówić, że alchemia tylko symbolizuje transformację duszy, ale w rzeczywistości alchemik zajmuje się wyłącznie próbami przemiany jednej rzeczy w inną starając się wytworzyć doskonałe narzędzie (kamień filozoficzny) dzięki któremu będzie mógł dokonywać tej przemiany jeszcze skuteczniej. Natomiast nie zajmuje się wprost duszą - przemiana duszy zachodzi nieco przy okazji.
Oczywiście alchemia to tylko jedna z możliwych dróg-map. Może to być astrologia (mapa nieba to również "mapa"), może to być kabała (drzewo życia to doskonała mapa prawie wszystkiego).
Nasz umysł posługuje się wyłącznie symbolami. Każde słowo i każde nasze wyobrażenie jest jedynie symboliczną reprezentacją rzeczywistości. Nie jest samą rzeczywistością. Już starożytni zauważyli, że symbole przynależą w takim samym stopniu do świata materialnego, jak i duchowego. Są dla nich rzeczą wspólną. Dlatego mogą być wykorzystywane do komunikacji pomiędzy tymi poziomami.
W hunie (i wielu innych tradycjach) mapa człowieka wyznacza trzy obszary: świadomości, podświadomości i nadświadomości. Podświadomość możemy zinterpretować jako nasze ciało fizyczne i mózg. Nadświadomość z kolei jako sferę ducha. Świadomy człowiek działa w przestrzeni pomiędzy swoją podświadomością a nadświadomością, ale kontakt ma jedynie z podświadomością. Tylko podświadomość może kontaktować się z nadświadomością. Jeśli więc chcemy przekazać (lub też odebrać) jakąś informację do świata duchowego musimy skorzystać z pośrednika. Ale możemy to zrobić jedynie za pomocą symboli. Tak więc odbierając przekaz duchowy dostajemy symbole, ale również przekazując jakąś prośbę również musimy sięgnąć po symbole.
Jeśli więc chcemy jakiejś zmiany najpierw musimy znaleźć symbol, który tą zmianę symbolizuje. Na tym polega cała magia - nie próbujemy w niej zmieniać świata. Zmieniamy tylko mapę. Symboliczna zmiana mapy powoduje, że informacja ta staje się zrozumiała dla naszej podświadomości i przenika do świata duchowego.
Wkraczając na ścieżkę duchowego rozwoju sięgamy więc po taką mapę, jaka wydaje nam się najlepsza i zaczynamy iść według jej wskazań. Początki są bardzo trudne, bo zazwyczaj dotykamy materii, która jest nam zupełnie obca. Po pierwszych niepowodzeniach sięgamy więc po kolejne mapy i... rzadko efekty nas zadowalają.
Przyczyna niepowodzeń zazwyczaj leży w naszym podejściu. Bowiem nie uczymy się gruntownie wszystkich znaków, począwszy od najbardziej podstawowych, a sięgamy od razu do odległego celu i dziwimy się, że się zgubiliśmy. Przedstawiony wcześniej opis procesu nauki korzystania z map kartograficznych jest świetną analogią dla mistycznej ścieżki. Może więc być on również mapą naszego rozwoju. Najpierw nauczmy się wszystkich stosowanych w danym systemie (mapie) symboli, a następnie zacznijmy od jak najbardziej znanych nam miejsc - przeróbmy wszystkie podstawowe ćwiczenia, opanujmy je, a dopiero potem zajmijmy się przemierzaniem nieznanego, a na końcu również zmienianiem mapy.
Kiedyś w kontekście rozwoju duchowego przeczytałem takie właśnie zdanie. Nie rozumiałem go i denerwowało mnie. Przecież wyraża oczywistość, więc czemu autor tak je podkreśla?
Czasami ciężko jest nam przyjąć i zaakceptować ograniczenia map. Świat jest żywy i realny, zmienia się. Tymczasem mapa jest statyczna. Nawet w opisie procesów. Zazwyczaj staramy się korzystać z map jak najnowszych, ale gdy napotykamy mapę sprzed jakiegoś czasu musimy uwzględnić nie tylko zmiany w znaczeniu symboli na niej umieszczonych, ale również, że mógł ulec zmianie sam teren.
Podobnie jak z mapami jest ze wszystkimi analogiami. Prowadziłem ostatnio kilka dyskusji w których moi adwersarze odwoływali się do różnych analogii i traktowali je jako ostateczną wyrocznię słuszności swoich twierdzeń. Niestety fakt, że jedna rzecz lub zjawisko jest podobna do innej w jakimś obszarze, nie oznacza, że będzie podobna we wszystkich pozostałych. Bardzo częstym błędem logicznym w dyskusji jest użycie analogii jako argumentu. Analogia nigdy nie może być argumentem - jest pomocna tylko w przekazaniu naszego punktu widzenia, ale musimy pamiętać, że gdy mówimy
"ta rzecz jest podobna to tamtej"
tak na prawdę mamy na myśli:
"wydaje mi się, że ta rzecz jest podobna to tamtej"
"Wydaje mi się" nie jest żadnym argumentem. Pamiętajmy o tym, gdy patrzymy na mapę - ona nie jest wyrocznią.
]]>
Chcąc jak najlepiej postępować w takich przypadkach staram się też obserwować tego typu dyskusje innych, aby wykształcić w sobie postawę, która faktycznie może pomóc innym. Właśnie przy okazji i dzięki jednej z takich dyskusji dotarłem do strony autorstwa Nicka Farrella "Wybór grupy ezoterycznej" - prezentuje ona bardzo wartościowe ujęcie tematu oparte o kilka dość zaskakujących elementów.
Na wstępie autor zauważa, że dotarcie do grup ezoterycznych dzięki szerokiemu rozpowszechnieniu ezoterycznych informacji, szczególnie w Internecie, jest obecnie stosunkowo łatwe. Każdy ma możliwość porównania informacji o różnych organizacjach, a co ważniejsze również opinii o nich. Tak więc o tym, co można merytorycznie zyskać na przystąpieniu do organizacji zazwyczaj można się dowiedzieć przed wstąpieniem do niej.
Przede wszystkim trzeba najpierw usunąć mity, które zgromadziły się wokół ezoterycznych Zakonów i zobaczyć, czym one naprawdę są. Osoby zainteresowane ezoteryką często wierzą, że istnieje jakiś uniwersytet Hogward, lub też Niewidzialne Kolegium, które obdarzyło zaufaniem tylko jedną wybraną organizację i tylko ona jest słuszna - a właściwie "skuteczna", tzn. dysponuje jakimś magicznym panaceum zdolnym przemienić swojego ucznia/członka w istotę oświeconą i doskonałą.
Niestety nic takiego nie ma miejsca. Postęp na duchowej ścieżce adept musi zawsze wypracować sam. Gdyby Bóg (lub ktokolwiek inny) chciał aby doskonałość była osiągana na pstryknięcie palców, to zapewne od razu uczyniłby nas doskonałymi.
Gdy to już zrozumiemy i szukamy jakiejś organizacji, to musimy wiedzieć czym są takie grupy.
W najprostszym ujęciu ezoteryczna grupa to zgromadzenie ludzi, którzy dążą do jakiegoś celu - np. opanowania technik, które podniosą świadomość poszczególnych członków grupy. Grupy zapewniają zbiorowe bezpieczeństwo ludziom idącym ścieżką ezoteryczną. Ludzie w ezoterycznym świecie są przeważnie niezwykłymi ludźmi o niezwykłych wzorcach przekonań. Łącząc się, uspokaja ich fakt, że są inni podobni do nich (czyli, że jednak nie są tacy dziwni, jak im się wydawało).
Grupy ezoteryczne można zasadniczo podzielić na trzy kategorie: hermetyczne, religijne i mistyczne. Grupy hermetyczne skupiają się na strukturze, uporządkowanym rytuale i myśleniu. Grupy oparte na zasadach religijnych są bardziej związane z uczuciem i mają luźniejsze struktury. Mistyczne grupy są rzadkie, ponieważ ścieżka mistyka jest ścieżką samotników, jednak zazwyczaj mają domieszkę dwóch pozostałych.
Na przełomie XIX i XX wieku grupy magiczne ukształtowały się w dwa główne typy: szkoły i zakony.
Szkoła prezentuje zazwyczaj pewien system mistyczny. Z początku delikatnie wprowadzający różne pomysły, a następnie pozwala ćwiczyć samodzielnie. Od czasu do czasu małe grupy spotykają się, aby wykonywać obrzędy, ale w większości uczniowie zajmują się własnymi przedsięwzięciami. W tym sensie Zakon Złotego Brzasku jest szkołą, bo oprócz inicjacji nie robi wiele w dziedzinie magii. Gdy nauczysz się tradycji ze szkoły, oczekuje się, że będziesz pracował w dużej mierze samodzielnie.
Zakon jest siecią grup, które wykonują rytuały z wykorzystaniem tych samych tradycji lub magicznych języków. Członkowie Zakonu spotykają się w świątyniach lub lożach, co porównać można do franczyzy: opierają się o taką samą podstawową strukturę jak główny Zakon, ale mają pewien stopień autonomii we własnym regionie i względem swoich członków. Czasami zdarza się, że niezadowoleni członkowie odwołują się od decyzji lokalnych zwierzchników do władz centralnych.
Od tamtego czasu sporo się zmieniło w tej klasyfikacji. Przede wszystkim pojawiły się publiczne wystąpienia, coś w rodzaju forum lub otwartej medytacji, na którym omawiane są podstawowe ezoteryczne tematy. Najczęściej jest to forma marketingu i agitacji nowych członków.
Podobnie do publicznych wystąpień są różnego rodzaju świąteczno-niedzielne ceremonie przypominające nabożeństwa kościelne. Ta forma prawdopodobnie wynika z możliwości skorzystania ze zwolnień podatkowych dla organizacji religijnych, w Polsce praktycznie nieobecna. Przykładem są tu Budowniczowie Audytum.
Również granica między szkołą a zakonem przez ostatni wiek rozmyła się i niektóre zakony mają programy nauczania, a niektóre szkoły mają teraz różne programy teurgiczne.
Pierwotne grupy wiccańskie były bardziej organizacjami religijnymi i trochę szkoleniowymi. Obecnie bardziej przypominają zakony i są dobrym przykładem nowoczesnej hybrydy.
Zakon A.M.O.R.C. od samego początku jest pewnego rodzaju hybrydą i choć powstał na samym początku kształtowania się tego typu organizacji, to fakt przetrwania w dobrej kondycji do dnia dzisiejszego świadczy o jego przemyślanej i nowoczesnej konstrukcji.
Można śmiało napisać, że oryginalnie zaprojektowany był jako szkoła - podstawą aktywności członków jest bowiem studiowanie monografii. Edukacja nie polega jednak na wyćwiczeniu jakiś umiejętności, która jest bramą do następnego etapu studiów, więc każdy może dostosować tempo do swoich możliwości i potrzeb - można nawet przyspieszyć studiowanie w szczególnych okolicznościach (nie jest to zalecane, ale czasami są ku temu powody).
Jednocześnie od początku istnienia udostępnia również formę pracy typową dla zakonu - ze spotkaniami w organizmach terenowych. Jest to forma nieobowiązkowa i większość członków z niej nie korzysta. Choć spotkania grupowe nadają zupełnie nowy wymiar afiliacji, to jednak A.M.O.R.C. jest zakonem mistycznym - czyli, jak zostało to wspomniane na początku, skupia zazwyczaj samotników.
Oczywiście wybór organizacji w oparciu o samą strukturę nie jest precyzyjny, ale typowe szkoły mają zazwyczaj dużo pracy własnej, zakony zaś wymagają regularnej obecności na spotkaniach. Zakon A.M.O.R.C. wydaje się tu być uniwersalnym kompromisem, który oferuje szerokie spektrum doświadczeń.
Do innych kwestii związanych z wyboru organizacji wrócę niebawem, bo oczywiście powyższe nie wyczerpuje zagadnienia, ale mam nadzieję, że przybliża nieco naturę naszego Zakonu.
]]>
Jednak wiele osób (do których i ja niewątpliwie się zaliczam) szuka też dróg zrozumienia i poznania - również intelektualnego. Jest to tzw. "ścieżka głowy". Mieści ona w sobie zarówno rozważania natury teologicznej, jak i poszukiwania czysto ezoteryczne - oparte na rozwijaniu zdolności paranormalnych, badaniu praw natury i próby dotarcia do poziomów duchowych w oparciu o różne eksperymenty. Jest to również mistyczny sposób, ale jednak odległy od modlitwy i kontemplacji. Oczywiście mówiąc o ezoterycznym podejściu mam na myśli teurgię, czyli "magię" w rozumieniu Praracelsusa, ale i tak pogodzenie tych ścieżek rozwoju jest często bardzo trudne. Skłonność do obydwu powoduje pewnego rodzaju konflikt wewnętrzny, bo gdy korzystamy z obu możemy czuć się rozdarci, a z drugiej strony rezygnacja z jednej ze ścieżek może wywołać uczucie pewnego rodzaju pustki i niespełnienia.
Ostatnio pracuję z metodami hermetycznymi wywodzącymi się zapewne z tych praktykowanych w Złotym Brzasku. Ich bogactwo, przemyślana konstrukcja, a przede wszystkim skuteczność zachwycają mnie. W ćwiczeniach tych czasami co prawda ciężko się dopatrzeć oryginalnej "magii", gdyż przyjęły formę eksperymentów psychicznych, bardzo podobną do tych proponowanych przez A.M.O.R.C. - różnica jednak jest dość znaczna, z korzyścią dla ćwiczeń hermetycznych.
Po pierwsze ciągle konstrukcja opiera się na tych samych elementach, co wiek temu - pracuje się z żywiołami, symbolami astrologicznymi i drzewem życia. Zachowanie podbudowy filozoficznej (bez względu na nasze poglądy co do jej słuszności) daje spójność poszczególnych elementów i jest bardzo klarowne. Wiemy co i skąd się bierze, nawet, gdy ich wykorzystanie nas zaskakuje.
Drugim elementem jest moc wykorzystywanej symboliki. Nie bez przyczyny nazwałem te ćwiczenia eksperymentami psychicznymi - wydają się one bowiem zmodyfikowane wg nowoczesnych koncepcji psychologicznych tak, aby maksymalnie wzmocnić ich skuteczność. W ćwiczeniach znanych mi z A.M.O.R.C. czasami ciężko jest dostrzec jakie mechanizmy za nimi stoją.
To ostatni z elementów, które mnie przekonują o wyższości ćwiczeń hermetycznych nad innymi (w domyśle - ćwiczeń proponowanych przez A.M.O.R.C.). Choć są podobnej natury, to jednak adept hermetyzmu jest cały czas informowany co robi, w jaki sposób to działa i jaki jest cel ćwiczenia.
Choć osobiście nie odczuwam dysharmonii pomiędzy metodami A.M.O.R.C. a hermetyzmem (wydają mi się bardzo podobne) to i tak nie uniknąłem poczucia pewnego rodzaju wewnętrznego konfliktu, którego istotą jest kroczenie na raz dwiema drogami. W pewnym zakresie mogło to dotyczyć czasu, jaki poświęcam na hermetyzm - przecież mogłem go wykorzystać na pogłębione studiowanie monografii, czy lepsze opanowanie ćwiczeń w nich udostępnianych. Nie wyjaśniało to jednak w pełni tego co czuję i przeżywam.
Poprosiłem więc przewodników duchowych o ukazanie mi natury tego mojego wewnętrznego konfliktu. W takcie medytacji ujrzałem piękny kryształ, nieco niesymetryczny, ale z dwóch stron zakończony ostrym końcem. Symbol wyraźny, ale ciągle niezrozumiały dla mnie.
Poprosiłem o wyjaśnienie znaczenia tego symbolu. W odpowiedzi dostałem informacje, że rozwój duchowy to w dużej mierze rozwijanie narządów postrzegania pozazmysłowego - jeden z nich jest umieszczony w sercu, drugi w głowie. Są one niczym dwa końce tego samego kryształu, choć do ich rozwoju konieczne są rożne impulsy, różne metody.
Organ w sercu rozwija się pod wpływem wzniosłych uczuć, a organ w głowie dzięki wyrafinowanemu myśleniu.
Jest co prawda tak, że rozwinięcie jednego z tych organów automatycznie powoduje rozwój drugiego, choć zazwyczaj jeden jest wykształcony lepiej niż drugi. To tak, jak w krysztale - zazwyczaj jeden koniec kryształu osadzony jest mocno w podłożu i rośnie on w jednym kierunku pięknie wykształcając tylko jeden z wierzchołków, ale mając na myśli "kryształ" nie widzimy wyłącznie jeden jego koniec - widzimy cały kryształ.
Naturalnym jest też postrzeganie obu końców jako przeciwstawnych sobie - są one niejako w opozycji do siebie, jest wyraźnie widoczne pomiędzy nimi napięcie. Ale nieważne jak bardzo te końce się różnią. Natura obu końców jest taka sama i światło, które pojawia się na jednym z jego końców widać wyraźnie i na drugim. Zawsze będzie to jeden kryształ. Tak samo jest z naszym rozwojem i postrzeganiem duchowym.
Niewątpliwie "ścieżka serca" A.M.O.R.C. koncentruje się na rozwijaniu organu duchowego umiejscowionego w sercu, natomiast metody magii hermetycznej na organie umieszczonym w głowie. Jest to więc powód różnic pomiędzy nimi. Obie metody jednak dotyczą tej samej istoty, którą jesteśmy i muszą pracować z tym samym człowiekiem - jego charakterem, osobistymi doświadczeniami i usiłują prowadzić go ku temu samemu celowi. I to jest powód, dla którego są tak do siebie podobne.
]]>
Czytając w gazecie horoskop wyobrażamy sobie jego twórcę raczej jako wróżkę (lub wróża...) nad szklaną kulą, niż naukowca ślęczącego nad skomplikowanymi rachunkami wśród zakurzonych ksiąg. Raczej nie zdajemy sobie sprawy, że stworzenie rzetelnego horoskopu oprócz intuicji wymaga olbrzymiej wiedzy i dużych umiejętności obliczeniowych. Z drugiej strony musimy też pamiętać, że dziś wszystkie obliczenia i całość wiedzy może przygotować dla nas komputer. Wystarczy jak astrolog potrafi dokonać interpretacji tych informacji - czyli skorzystać ze swej intuicji...
Na szczęście nie interesują mnie specjalnie horoskopy - nie muszę się troszczyć ani o obliczenia ani o ich interpretację. Interesuje mnie przede wszystkim filozofia stojąca za astrologią oraz wiedza, jak mógłbym ją spożytkować.
Jedyne co trzeba poznać, to symbolikę astrologiczną.
Każdemu ze znaków zodiaku przyporządkowano specyficzny symbol oraz zestaw cech charakteru, jakimi "rządzą" znaki.
Wiedzę tą możemy łatwo odnaleźć w Internecie. Z reguły znamy kilka znaków bez żadnego przygotowania - np. zazwyczaj jesteśmy w stanie dość dobrze opisać swój własny znak, znak najbardziej nam przyjazny, czy też znak, który szczególnie lubimy (lub nie). Jeśli chodzi o całą resztę to, na szczęście dla nas, informacje o nich dość łatwo daje się zapamiętać - są trwale obecne w naszej kulturze i zapewne często się z nimi spotykaliśmy.
Nieco gorzej niż ze znaczenim znaków jest niestety z zapamiętaniem ich kolejności oraz samych symboli. Tradycyjna kolejność wygląda tak, jak poniżej:
Żywioły hermetyczne następują po sobie w takiej kolejności (począwszy od Barana):
Na rysunku z symbolami (4 kolumny x 3 rzędy) kolejne żywioły reprezentowane są przez kolumny.
Oznaczenia żywiołów wzbogaciłem o kolorowe symbole i opis podstawowych cech. Tradycyjnie tylko powietrze, woda i ogień są traktowane jako "prawdziwe" żywioły - ziemia to mieszanka tych trzech podstawowych. Nie ma to jednak specjalnego znaczenia w obszarze, który tu rozważamy.
Znaki zodiaku swoje cechy wywodzą właśnie z żywiołów. Jednak żywioły te w różny sposób oddziałują na znaki. Sposób oddziaływania żywiołów opisywany został jako jakość znaku:
Jakości te również następują po sobie, również począwszy od Barana. Gdybyśmy chcieli przedstawić to w podobnej macierzy, do tej powyżej, to miałaby ona 3 kolumny - oczywiście kolejne jakości reprezentowane byłyby również przez kolumny.
Kolorystyka znaków to rzecz nieco złożona i niejednoznaczna. Najpierw spróbujmy to ułożyć tak, aby było wiadomo skąd co się bierze, a następnie wprowadzimy niezbędne poprawki i przyporządkujemy odpowiednie kolory do znaków.
Zacznijmy od tego, że bazą kolorów jest model RYB (Red-Yellow-Blue Czerwony-Żółty-Niebieski), ale... w swojej dość starej wersji, gdzie czerwony był taki nie do końca czerwony, niebieski nie do końca niebieski, a żółty taki z lekka zielony... Dokładnie tak, jak na grafice po lewej.
Sprawę komplikuje jeszcze fakt, że ten nie do końca czerwony to karmazynowy (po angielsku crismon) tylko, że angielski crismon, to nieco inny kolor niż polski karmazyn...
Tak więc początki mamy już za sobą. Po prawej mamy już nowoczesną, pełną paletę 12 kolorów RYB z której będziemy korzystali. Co prawda paletę kolorów musiałem obrócić aby ich układ pasował do mapy zodiaku. Dodatkowo kolory na niej nieco różnią się od tej palety historycznej, która jest właściwa dla hermetycznego przyporządkowania w astrologii.
Różnica pomiędzy kolorystyką historyczną a współczesną ma swoje źródło w dostępnych kiedyś barwnikach malarskich z których komponowano pozostałe kolory. Dziś najbardziej zbliżoną paletę kolorów podstawowych oferuje standard CMYK wykorzystywany głównie w poligrafii.
Jeśli będziemy pamiętali o lekkiej korekcie na historię i czerwony będzie mniej czerwony, żółty mniej żółty a niebieski mniej niebieski (tak aby odpowiadały kolorom historycznym) to... wszystkie inne kolory już się w zasadzie zgadzają - ewentualne poprawki można z czasem nanosić samodzielnie wg uznania i w miarę naszych postępów w eksploracji hermetycznych korespondencji.
A więc zaczynamy: czerwony kolor odpowiada Baranowi i dalej zgodnie z ruchem wskazówek zegara: Byk, Bliźnięta, Rak, itd...
W starożytności pojęcie planety miało inny sens - na niebie były widoczne:
Spośród obywateli nieba jednak kilka gwiazd wyróżniało się jasnością i zachowaniem (zmieniając swoją pozycję) - łącznie ze Słońcem i Księżycem nazwano je właśnie planetami (gwiazdami błądzącymi) - dla odróżnienia od gwiazd stałych:
Planetom, podobnie jak znakom zodiaku, również przyporządkowano różnorodne cechy, co zaznaczyłem w opisie powyżej. Zazwyczaj przedstawia się je łącznie w postaci takiego heksagramu:
Na rysunku poniżej przedstawiono w atrakcyjnej formie połączenie znaków zodiaku i planet w astrologii.
Niestety nie oddaje to prawdziwych astrologicznych relacji pomiędzy planetami a zodiakiem. Sprawa jest nieco pogmatwana:
Jak widać ciężko takie zależności oddać na wykresie, zwłaszcza, że planety mają zazwyczaj po dwa przypisane kolory. Pewną próbą, dość udaną, jest poniższy rysunek, choć Słońce zamieniło się miejscami z Księżycem a tradycyjną kolejność znaków odwrócono.
Po odkryciu kolejnych planet klasyfikacja astrologiczna była zmieniana, tak aby uwzględnić ich istnienie i uwzględnić ich wpływ na nasze losy, ale należy mieć świadomość, że było to trochę niezgodnie z podstawową ideą astrologii hermetycznej, gdzie na życie (jako takie) ma wpływ światło, a nie jakieś gwiazdy, czy planety...
Zgodnie z tą ideą największe znaczenie ma w astrologii Słońce. To od niego otrzymujemy największą porcję światła. W zasadzie liczy się tylko ono, gdyż światło Księżyca i planet to przecież światło słoneczne, ale w starożytności tego nie wiedziano. Widziano natomiast, że gwiazdy są nieruchome, więc nie mogą zmieniać losów człowieka. Położenie Słońca liczy się więc najbardziej - również w horoskopie. Znaczenie Księżyca oczywiście też jest w takim ujęciu niebagatelne, choć mniejsze. Jeszcze mniejsze znaczenie niż Księżyc mają pozostałe planety.
Natomiast coś, czego nie widać (planet odkrytych w ostatnich wiekach), zgodnie z tą ideą znaczenia światła, nie ma sensu brać pod uwagę, nawet w obecnych czasach.
Jednym z najważniejszych zarzutów wobec astrologii jest jej determinizm - brak miejsca na wolną wolę. Jednak, gdy się zastanowić nad tematem w kontekście idei oddziaływania światła, to nic takiego w astrologii, jak determinizm, nie ma. Można w skrócie powiedzieć, że pod astrologicznymi wpływami kształtuje się charakter człowieka - ale czy charakter determinuje jego losy?
Tak, jak dwie rośliny identycznie oświetlone nigdy nie będą identyczne, dwie osoby urodzone w nawet niemal identycznych warunkach astrologicznych, mające ten sam potencjał, te same przeszkody, dokonają różnych wyborów. Ostatecznie to i tak nasza wola decyduje o kształcie naszego życia.
]]>
Do zapisu języka mówionego używane jest pismo. Wykorzystuje się je do porozumiewania się oraz odzwierciedlenia mowy i myśli. Początki pisma odnajdujemy w obrazkach za pomocą których usiłowano wyrazić jakieś idee. Pisma fonetyczne oparte na alfabecie jest jego rozwinięciem. Alfabet od samego początku dziejów był ezoteryczny, gdyż tylko nieliczni umieli się nim posługiwać. Dziś ezoteryzm jest jedynie w tajnych alfabetach, które mogą spełniać funkcję szyfru. W praktyce taki szyfr nie zapewnia wielkiego bezpieczeństwa, choć umożliwia sekretną komunikację i rejestrację informacji. Podobną rolę do szyfru spełnia skrót. Skrót, w odróżnieniu od alfabetu, nie jest jednak jednoznaczny i choć symbolizuje jakąś informacje, to z niego samego nie da się odtworzyć pełnej tresci tej informacji. Skrót najczęściej bywa używany do podpisu dla potwierdzenia tej informacji.
Większość normalnych alfabetów ma mistyczne lub magiczne zastosowanie ale niektóre z nich są pod tym względem bardziej kojarzone z takimi celami.
Najbardziej znanym alfabetem mającym związki z mistycyzmem jest oczywiście alfabet hebrajski. W sensie ścisłym nie jest on alfabetem, bo ten sam tekst da się odczytać w różny sposób, ale to bez większego znaczenia. Za pomocą alfabetu hebrajskiego spisano Torę - świętą księgę judaizmu.
Litery alfabetu hebrajskiego mają własne, codziennie znaczenie (jak w piśmie obrazkowym), ale dzięki jego specyficznym cechom stał się podstawą systemu mistycznej kabały. Wyróżnia się m.in. powiązaniem liter z liczbami (to nie jest jakiś zupełnie szczególny przypadek - np. liczby rzymskie to w sumie też powiązanie liczb z literami) a dodatkowo całą mitologią odnoszącą się do znaczeń mistycznych liter.
Inną kategorię alfabetów mistycznych reprezentuje malachim - wywodzi się on z alfabetu hebrajskiego i greckiego. Stworzył go Heinrich Cornelius Agryppa i jest w dalszym ciągu wykorzystywany przez masonów wysokich stopni.
"Malachim" pochodzi od hebrajskiego (מלאך, mal'ach) i oznacza "anioły" lub "posłańcy".
Język enochiański to więcej niż alfabet. Opracowany został przez Johna Dee i Edwarda Kelleya - przekazany im przez anioły, choć częściej uznawany za język sztuczny. Warto zauważyć, że jedno z pierwszych dzieł w tym języku powstało w Polsce. Język wykorzystywany jest podczas magicznych inwokacji - tak, jak był wykorzystywany przez dr. Dee i Kelleya, którzy intonowali enochiańskie zaklęcia przed wróżeniem.
Nazwa języka pochodzi od apokryficznej księgi Henocha (Enocha), opisującej kontakty proroka z aniołami.
Istnieją również "specjalne" alfabety wymyślone w celu ukrycia istotnych informacji lub też do specjalnych kontaktów - są one zupełnie sztuczne.
Szyfr masoński to "geometryczny szyfr podstawieniowy". Jest on w zasadzie alfabetem, w którym litery wymienia się na symbole umieszczone w odpowiednich figurach geometrycznych. Zazwyczaj klucz do szyfru podawany jest w polach kwadratowych, lub trójkątnych, w zależności od wariantu.
W kryptografii skróty wykorzystuje się do podpisu informacji. Podpis nie zawiera całej informacji i nie da się z niego jej odtworzyć, ale w sposób jednoznaczny reprezentuje tą informację. Skrót tworzy się w bardzo konkretny sposób - każdy może go zrobić - oczywiście mając do dyspozycji samą informację oraz algorytm jego tworzenia.
W mistyce i magii skróty tworzone są na potrzeby talizmanów i sygili. Najbardziej znanym systemem magicznym opartym na sygilach jest oczywiście magia chaosu, która źródła ma w pracach Austina Osmana Spare.
Ale źródła samych sygili są znacznie starsze. Sygile tworzono m.in. w oparciu o magiczne kwadraty planet. Jednym z bardziej znanych narzędzi do sygilizacji jest Różokrzyż Bytu.
Symbole tworzone w ten sposób mogą odzwierciedlać dokładnie treść informacji jaką symbolizują, ale jest to możliwe jedynie dla krótkich treści - np. imię archanioła (z przykładu powyżej).
Bazując na tych informacjach stworzyłem własne narzędzie. Przykład jego wykorzystania opisałem w artykule "Przemiana w ogniu".
Sama tablica szyfrująca jest dostępna jako lead tego artykułu. Zaszyfruję za jej pomocą najpierw moje imię (Karma Yonten Gyamtso):
I utworzę znak - w tym celu zrobię to w oparciu o litery, a nie cyfry (jak we wspomnianym artykule), a dla zmniejszenia ilości liter (ilości linii) pozbędę się powtarzających liter:
KARMYONTEGS
]]>Żegnając się z rokiem 2018 z przyjemnością patrzę wstecz. Był to czas wielkiego dla mnie wysiłku, ale i olbrzymiej satysfakcji z dokonanej pracy. Ciężko tu mówić o osiągniętych wynikach, bo nie mam pojęcia czym je mierzyć, więc mogę mówić tylko o tym, co zrobiłem. A jest tego całkiem sporo...
...to niewątpliwie źródło mojej największej satysfakcji. Tworzyłem go od początku roku - najpierw techniczne przygotowanie samej witryny, przemyślenie i opracowanie formatu oraz zebranie materiału początkowego.
Jakiś czas temu jeden z Braci wymyślił Klub Przyjaciół A.M.O.R.C. - niestety został przedstawiony jedynie zarys koncepcji, a realizacja pomysłu odkładana była wielokrotnie odkładana. Sama idea Klubu była stosunkowo prosta: dać ludziom możliwość wypowiedzi o tym, co robią, czym się zajmują i jaką ma to relację do ich duchowych aspiracji.
Ponieważ nie mogłem się doczekać realizacji oryginalnej koncepcji postanowiłem sam podjąć podobne wyzwanie, ale odnoszące się tylko do mojej osoby. Dawno, dawno temu prowadziłem już podobnego bloga, ale wtedy wydawało mi się, że jest to mało istotne, obawiałem się tego, jak zostanie moja praca przyjęta przez innych, no i oczywiście, czy będzie to dla kogokolwiek (łącznie ze mną) przydatne. Dziś nie mam już tego typu wątpliwości.
W warstwie merytorycznej ten blog to 58 artykułów na temat historii, moich przemyśleń i przeżyć. Średnio wychodzi więc sporo ponad jeden artykuł tygodniowo (piszę od kwietnia).
W ostatnim roku odwiedziło te strony 1,5 tys. unikalnych czytelników, z czego prawie 90% wracała na moje strony wielokrotnie. Moje artykuły były czytane 7,5 tys. razy.
Z tą stroną powiązana jest moja witryna na Facebook. Ruszyła ona w zasadzie w tym samym momencie, co sam blog.
Nie była ona jednak pierwsza - od samego początku zajmuję się również facebookową stroną AMORC Polska - większość materiałów tam zamieszczonych przeszła przez moje ręce.
Moja aktywność w internecie skłoniła Polską Administrację do odświeżenia wyglądu internetowego serwisu A.M.O.R.C. Polska w czym z przyjemnością brałem udział.
Na koniec wreszcie - powstanie Klubu Przyjaciół A.M.O.R.C. - jako strony internetowej, oraz strony i grupy na Facebook.
W 2018 nie planowałem niczego. Po prostu zacząłem działać. Wyszło wspaniale. Teraz, na rok 2019, też niczego konkretnego nie planuję, ale oczywiście mam jakieś aspiracje, drobne marzenia...
Priorytetem jest przede wszystkim dalszy rozwój tej witryny. Narzuciłem sobie wielkie tempo i wiem, że nie dam rady go w nadchodzącym roku utrzymać, ale dołożę starań, aby zwiększyć merytoryczny poziom artykułów.
Zależy mi też, aby podzielić się z kimś obowiązkami związanymi z aktywnością Zakonu w Internecie. Zdaję sobie sprawę, że nikt nie wstępował do A.M.O.R.C. aby zajmować się aktywnością marketingową (bo tym to w sumie jest), ale niestety w dzisiejszych czasach to z jednej strony konieczność a z drugiej - niewiele jest rzeczy które równie silnie i wyraźnie pozwalają wyrazić swój związek z Zakonem. Jeśli więc ktoś z moich Braci lub Sióstr czyta te słowa i poczuje w sobie chęć podjęcia takiej pracy to prośba o kontakt z Administracją.
Chęć wycofania się z obecnej aktywności związana jest przede wszystkim z pewnymi projektami nad jakimi pracuję obecnie. Większość z nich skierowana jest na wewnętrzne i zewnętrzne potrzeby Zakonu, ale są również i takie, które nie są związane z Zakonem. Jeden z tych projektów jest na końcowym etapie realizacji, więc zapewne wkrótce pojawi się o tym informacja na tym blogu. Mam nadzieję, że nie będzie to jedyna nowość o jakiej będę informował w 2019 roku.
Co do marzeń - niewątpliwie moim wielkim pragnieniem jest sprowadzenie Zakonu Martynistycznego do Polski. Nie chodzi o to, że ja sprowadzę, bo niestety w tym zakresie w zasadzie nie mogę zrobić nic ponad zgłaszaniem do Administracji mojego zainteresowania tematem. Chodzi o to, żeby po latach aktywować ponownie tę formę duchowości na ziemiach polskich. Jest tak wiele czynników mających wpływ na podjęcie decyzji z tym związanych, że po prostu ja i wszyscy zainteresowani muszą cierpliwie czekać na rozwój wypadków.
Nie powiodło się wszystko, czego się podjąłem w 2018 roku - choć z drugiej strony, to jest tak, jak napisałem powyżej - niczego nie planowałem, więc ciężko mówić o niepowodzeniu. Po prostu działałem, choć niektórzy zapewne życzyliby sobie abym więcej wysiłku włożył w inne obszary.
Zapewne nie każdy przychylnie patrzy na moją aktywność - nie jest jednak moim celem zadowolić każdego. Każdy w gruncie rzeczy kroczy własną drogą, więc jeśli nasze ścieżki przez chwilę się skrzyżowały i mogliśmy iść choć trochę razem.
]]>