Według starożytnych filozofów świat materialny składał się z czterech elementów - ognia, powietrza, wody i ziemi - wszystko, co możemy zaobserwować i doświadczyć na planie materialnym jest kombinacją tych elementów (w różnych proporcjach). Toczył się też spór o to, który z tych elementów jest najbardziej podstawowy, będący źródłem dla pozostałych. O ten prymat walczyły woda, powietrze i ogień, uznawane za "prawdziwe" elementy, natomiast ziemia zazwyczaj była uważana za zrównoważoną ich mieszaninę, ale ta mieszanina dała zupełnie nową, niepowtarzalną jakość.
Elementy były ze sobą powiązane atrybutami jakościowymi połączonymi w dwie przeciwstawne pary: suchy i wilgotny, gorący i zimny. W bardziej nowoczesnym ujęciu może to być jakość elektryczności i magnetyzmu.
Żywioły łączono też z różnymi innymi atrybutami - począwszy od koloru, poprzez cechy charakteru aż po ciała niebieskie. Bogactwo kombinacji elementów pozwalało wyjaśniać zachowanie oraz cechy wielu rzeczy, ale okazało się, że w tym modelu brakuje miejsca na środowisko w jakim mogłyby się te elementy przejawiać. Z tego powodu Arystoteles wprowadził piąty element, eter.
Dla średniowiecznej alchemii, opartej na teorii "żywiołów" ale nastawionej bardzo praktycznie, poszukiwanie jak najlepszego, uniwersalnego modelu w którym można opisać świat było kluczowe i jeśli koncepcja czterech elementów nie była wystarczająco dobra to starali się ją poprawiać. Dlatego alchemicy z tego czasu wzorem swych arabskich protoplastów rozważali też inne "zasady" - pierwotnie były to siarka i rtęć (najczęściej utożsamiana z wodą i ogniem), od czasów Paracelsusa dodawano do tego sól a później jeszcze inne (ziemia i flegma).
Alchemiczne zasady miały tą przewagę nad oryginalnymi żywiołami, że potrafiły opisać nie tylko statyczne cechy, ale również i zachowanie różnych bytów (z tych zasad zbudowanych).
To właśnie procesy przemiany były najważniejsze w alchemii i ich zrozumienie zapewniało możliwość stworzenia Kamienia Filozoficznego.
Żywioły, a w zasadzie ogólna koncepcja elementarnych składników z których zbudowany jest świat była znana w różnych kulturach na przestrzeni dziejów.
Jednym z przykładów takiej koncepcji (bardzo zbliżonym do starożytnych żywiołów) jest model chiński w którym jest pięć żywiołów (woda, ogień, drewno, metal i ziemia), które powiązane są szeregiem cykli, takich jak cykl tworzenia, nierównowagi, zwyciężania, zniewagi.
Nowoczesne rozumienie żywiołów związane było z rozwojem nauki. Popularne skojarzenie z czterema podstawowymi elementami wiązane jest zazwyczaj z czterema stanami skupienia materii:
Jednak model pięciu żywiołów hermetycznych opisanych na pentagramie jest dużo głębszy i bardziej uniwersalny. Przede wszystkim pozwala opisać relacje pomiędzy żywiołami. W takim ujęciu świat byłby uporządkowany tak:
Z takim podziałem związane jest pewnego rodzaju uszeregowanie - przede wszystkim jest wyraźny podział na dwie strony. Tradycyjna opozycja wody i ognia, oraz powietrza i ziemi jest uzupełniona podziałem pionowym, w którym elementowi ziemi przeciwstawia się ogień, a elementowi powietrza - woda.
]]>
Choć obecnie teozofia kojarzy nam się z Towarzystwem Teozoficznym, to sam termin jest dużo starszy. Juz w III wieku n.e. pojawia się jako synonim teologii. Został po raz pierwszy użyty przez neoplatonika Amoniusza Sakkasa na oznaczenie wiecznego systemu etyki, godzącego wszystkie religie.
Oryginalne znaczenie tego terminu zmienia się w XIII wieku, gdy pojawiło się rozróżnienie na teozofów jako autorów inspirujących się świętymi księgami oraz teologów jako tych, którzy starają się wyjaśnić teozofię.
Kolejna zmiana znaczenia terminu teozofia pojawia się pod wpływem dzieł Paracelsusa, choć nie od razu odnosi się do ezoteryki. Jednak za twórcę nowoczesnej teozofii uważa się mistyka chrześcijańskiego Jakuba Boehme (1575-1624), a dalej rozwinęli ją Jan Baptist van Helmont (1618-1699), Robert Fludd (1574-1637), John Pordage ( 1608-1681 ), Jane Leade (1623-1704), Henry More (1614-1687), Pierre Poiret ( 1646-1719) i Antoinette Bourignon (1616-1680).
Teozofia w tym czasie staje się jedną z siedmiu prądów w zachodniej myśli ezoterycznej (pozostałe to: Alchemia, astrologia, hermetyzm, chrześcijańska kabała, okultyzm i Różo-Krzyż).
Kolejnym kamieniem milowym dla terminu teozofii jest rok 1875 gdy Helena Pietrowna Bławatska zakłada w Nowym Jorku Towarzystwo Teozoficzne. Od tamtej pory następuje w zasadzie utożsamienie znaczenia terminu z samą organizacją. Teozofia staje się także niemalże religią i zyskuje dodatkowe znaczenie w postaci synkretyzmu religijnego.
W literaturze często dla odróżnienia samego terminu od organizacji używa się nazwy Teozof (z wielkiej litery) na określenie członka Towarzystwa Teozoficznego, teozofem (z małej litery) zaś jest nazywany każdy, kto twierdzi że poznaje Boga na podstawie wizji lub intuicji.
Teozofia utrzymuje, że istnieje starożytne i skryte braterstwo duchowych adeptów zwanych Wniebowstąpionymi Mistrzami, którzy - chociaż znajdują się na całym świecie - skupiają się w Tybecie, gdzie kultywowali wielką mądrość i nadprzyrodzone moce. Nowoczesny ruch teozoficzny poprzez rozpowszechnianie swoich nauk stara się ożywić wiedzę o starożytnej religii, którą niegdyś odkryto na całym świecie i która ponownie przyjdzie, by zaćmić istniejące religie świata. Teozoficzne grupy nie odnoszą się jednak do ich systemu jako "religii".
Teozofia głosi istnienie jednego boskiego Absolutu. Promuje kosmologię emanacjonistyczną, w której wszechświat postrzegany jest jako zewnętrzne odbicia z tego Absolutu. Teozofia uczy, że celem ludzkiego życia jest emancypacja duchowa i twierdzi, że dusza ludzka podlega reinkarnacji po śmierci cielesnej zgodnie z procesem karmy. Promuje wartości uniwersalnego braterstwa i poprawy społecznej, chociaż nie określa konkretnych kodeksów etycznych.
Mimo, że nie uważają się za religię to podstawą ruchu są wierzenia:
Według teozofii, człowiek jest istotą zawierającą w sobie 7 form istnienia, różniących się trwałością i doskonałością:
Tylko trzy ostatnie elementy są nieśmiertelne i tworzą razem duszę. Po śmierci dusza jednoczy się z Absolutem, wchodząc w stan niczym nie zmąconego szczęścia, zwany dewachanem.
Teozoficzne koncepcje, takie jak reinkarnacja i ewolucja duchowa, ludzka aura czy czakry przeniknęły trwale do ludzkiej świadomości. Zainteresowanie Atlantydą i misteriami starożytnego Egiptu to również terminy i pomysły tworzone lub rozpowszechniane przez rzeczników Towarzystwa Teozoficznego.
Założyciele wielu nowych ruchów religijnych zaangażowali się w teozofię. Wiele ezoterycznych grup - takich jak Szkoła Tajemna Alice Bailey i Antropozofia Rudolfa Steinera - wywodzi się z teozofii.
Idee teozoficzne, w tym te o istnieniu Wniebowstąpionych Mistrzów, daje się również dostrzec w naukach Zakonu A.M.O.R.C.
]]>Już po lekturze książki odkryłem, że system ćwiczeń w niej zaproponowany nie jest czymś unikatowym - zresztą gdyby był to zapewne ciężko byłoby nazwać go różokrzyżowym. Sam system miał być ukryty w Koranie, pod symbolicznymi "literami wstępnymi", od których zaczynają się niektóre sury (nazywane w książce "suratami"). Koran podyktował sam Mahomet, a litery miały być umieszczone wg specjalnego klucza. System ten Mahomet poznał od swego nauczyciela, pustelnika Ben Chasi. Pustelnik na koniec nauki podarował Mahometowi tabliczkę z formułami i wtajemniczył go w ich znaczenie. Po śmierci nauczyciela Mahomet rozpowszechniał system w ścisłym gronie przyjaciół a do Koranu wprowadził go dla zabezpieczenia przed zaginięciem. System jest więc dostępny dla każdego, kto zna klucz pozwalający go zrekonstruować. Wiedza o tym systemie była wiedzą tajemną znaną dawnym wolnomularzom i różokrzyżowcom a jej pozostałości są ciągle widoczne w symbolach masońskich i alchemicznych.
Poniżej podaję za książką porządkowe liczby sur, w których formuły się znajdują, ich nazwy, oraz litery wstępne wraz z wymową.
Surat | Nazwa Suratu | Formuła | Wymowa |
2. | Krowa | A.L.M. | alam |
3. | Dom Amrana | A.L.M. | alam |
7. | El Araf | A.L.M.S. | alamas |
10. | Jonasz | A.L.R. | alar |
11. | Hud | A.L.R. | alar |
12. | Józef | A.L.R. | alar |
13. | Grzmot | A.L.M.R. | alamar |
14. | Abraham | A.L.R. | alar |
15. | El Hidżr | A.L.R. | alar |
19. | Maria | K.H.I.A.S. | kaha ja as |
20. | T. H. | T.H. | ta ha |
26. | Poeci | T.S.M. | tasam |
27. | Mrówka | T.S. | tas |
28. | Historia | T.S.M. | tasam |
29. | Pająk | A.L.M. | alam |
30. | Grecy | A.L.M. | alam |
31. | Lokman | A.L.M. | alam |
32. | Uwielbienie | A.L.M. | alam |
36. | J. S. | J.S. | jas |
38. | S. | S. | sa |
40. | Wierny | H.M. | ham |
41. | Objaśniony | H.M. | ham |
42. | Narada | H.M.A.S.K. | ham asak |
43. | Blask Złota | H.M. | ham |
44. | Dym | H.M. | ham |
45. | Na klęczkach | H.M. | ham |
46. | El Akhaf | H.M. | ham |
50. | K. | K. | ka |
68. | Pióro | N. | na |
Tradycja ezoteryczna uczy, że liczba suratu, w którym formuła występuje, podaje ilość dni, przez które winna być ćwiczona w całokształcie systemu. Ponieważ wszystkie suraty, zawierające litery wstępne, dają razem 822 dni co czyni 25 miesięcy księżycowych bez trzech dni, podczas których kandydat zajmować się będzie czym innym, o czym powiemy później – tedy czasokres ten oznacza długość trwania wszystkich ćwiczeń. Formuły występują w 29 suratach. Nawiasem zaznaczamy, że astrologia zna 28 stacyj księżycowych, a synodyczny obieg księżyca wynosi 29 dni. Dwadzieścia osiem etapów, które kandydat musi przejść według tajemnej tablicy Proroka, równają się drodze Księżyca (zaś Księżyc w systemach ezoterycznych symbolizuje duszę). Każda stacja odpowiada czasowi ćwiczenia danej formuły. I tak pierwsza jest dwudniowym ćwiczeniem formuły alam, druga, ponownym, tym razem trzydniowym ćwiczeniem tejże samej formuły, trzecia siedmiodniowym ćwiczeniem alamas etc.
Oto droga, którą kroczyli prawdziwi różokrzyżowcy, alchemicy i wolnomularze.
Ponieważ system nie jest szczególnie skomplikowany, a nie chciałbym wprowadzać w nim jakichkolwiek modyfikacji, prezentuję go w oryginalnej formie poddając jedynie drobnym modyfikacjom formy.
Podstawy.
- Znak – I –
Zacisnąć prawą rękę w pięść i wystawić palec wskazujący do góry.- Znak – A –
Dłoń ułożyć w ten sposób, ażeby wszystkie palce znalazły się na jednej płaszczyźnie, a kciuk utworzył kąt prosty z palcem wskazującym.- Znak – O –
Zgiąć palce w ten sposób, ażeby wierzchołek kciuka dotykał końca palca wskazującego.Chwyty.
Chwytów, ułożoną w ten sposób dłonią, rozróżniamy cztery:
- Chwyt szyjny.
Zgiętą rękę tak na szyi ułożyć, ażeby kciuk dotykał prawej arterii, palec wskazujący spoczywał na gardle, a pozostałe palce znajdowały się w płaszczyźnie wskazującego. Następnie odjąć zgiętą rękę, przesuwając silnie palcem wskazującym po gardle, aż dłoń znajdzie się na równej wysokości z prawym ramieniem, po czym należy ją opuścić.- Chwyt piersiowy.
Właściwe położenie uzyskuje się utworzywszy prawą ręką chwyt szyjny, zaś zgiętą lewą tak przyłożywszy, iż kciuk dotyka małego palca prawej. Chwyt bywa tak nakładany, że końce czterech palców dotykają lewego ramienia, dłoń zatem spoczywa na lewej piersi. Przeciąga się podpierającym kciukiem, aż końce palców dotkną prawej części ciała.- Chwyt średni.
Wykonuje się go nieco niżej od chwytu piersiowego. Właściwe położenie znajduje się, ułożywszy zgiętą prawą rękę w chwycie piersiowym, poniżej niej zaś lewą tak, ażeby podpierający kciuk dotykał małego palca prawej.- Chwyt mistrzowski.
Przeprowadza się go o szerokość dłoni niżej od położenia chwytu średniego, mniej więcej nad pępkiem, tuż nad splotem słonecznym, w analogiczny sposób, jak poprzednie.
Słowa znajdują się w Tablicy Muhammada. Zanim jednak formuły te zostaną zastosowane, należy wpierw ożywić trzy samogłoski:
I – A – O,
a później połączenia
si – sa – so,
przy czym I i Si tylko w związku ze znakiem - I,
A i Sa tylko w związku ze znakiem - A,
O i So tylko w związku ze znakiem - O.Niezbędnym warunkiem przystąpienia do ćwiczeń jest wiara w Boga i świadomość jedności z Nim, zaś warunkami przyjęcia: cierpliwość, wytrwałość i odwaga. Nie wyrządzą one żadnej szkody uczciwym i bezinteresownym, szkodzić jednak będą tym, którzy przystąpią do nich z egoistycznym zamiarem wdarcia się w tajemnice, które winne pozostać przed nimi zakryte.
Ćwiczenia.
Składają się z trzech części:
- Wstępnych.
- Zasadniczych.
- Końcowych.
I. Ćwiczenia wstępne.
Stanąć w prostej postawie, utworzyć znak - I i skoncentrować uwagę na podniesiony palec, myśląc bez przerwy: I, I, I. Rychło uczuje się, że palec w osobliwy sposób zaczyna się rozgrzewać. Wówczas rękę opuścić, a po chwili utworzyć znak – A. Teraz jego w analogiczny sposób należy ożywić. Rezultatem będzie suche ciepło w kciuku. Następnie utworzyć znak - O i poddać go temu samemu procederowi. Gdy ogrzanie wystąpi, utworzyć I i ożywiać palec przez: Si, Si, Si, aż uczuje się podniesienie temperatury wskazującego palca, po czym rękę opuścić i utworzyć natychmiast A. Ożywiając zgiętą rękę przez: Sa, Sa, Sa - uczynić nią po chwili chwyt szyjny, wprowadzając tą drogą do organizmu świeżo przyjęte subtelne siły przyrody. Myśleć przy tym nieustannie: Sa, Sa, Sa - po czym ukończywszy chwyt, utworzyć natychmiast znak – O. Po ożywieniu go przez: So, So, So, doprowadzić obudzone w ten sposób energie chwytem mistrzowskim do splotu słonecznego.
Zaznaczyć musimy, że ćwicząc rankiem lub wieczorem po 10 minut, pierwsze objawy występują dopiero po kilku dniach. Całokształt ćwiczeń wstępnych zajmuje 10 dni: trzy ożywianie pojedynczej samogłoski, zaś siedem głoski, powstałej przez dodanie s do samogłoski.
II. Ćwiczenia zasadnicze.
Dziennie 5–10 minut. Przez siedem dni powtarzać ćwiczenia wstępne. Siódmego dnia podnieść palec wskazujący zgiętej ręki po ożywieniu przez Sa do nosa: uczuje się subtelną woń siarki, wówczas można iść dalej – w przeciwnym razie należy siedem dni dłużej ćwiczyć.
Dziennie 10 minut przez 14 dni. Utworzyć znak – I, ożywić przez Si, gdy wystąpi rozgrzanie, rękę opuścić. Utworzyć znak – A, ożywić przez zgłoskę a l a m, wykonać chwyt szyjny, przeprowadzając go podczas nieustannego powtarzania formuły. Wreszcie utworzyć znak – O. Po 14 dniach, zbliżywszy wskazujący palec zgiętej ręki do języka, winno się odczuć gorzkawy posmak sublimatu rtęciowego.
Dziennie 10 minut przez 14 dni. Utworzyć znak – I, ożywić przez Si, po czym utworzyć znak – A, ożywiając go:
dwa dni przez alam,
dwa dni przez alamas,
siedem dni przez alar,
trzy dni przez alamar.
Po czteru dniach – gdy dotknie się języka palcem wskazującym zgiętej ręki - da się odczuć posmak soli. Wówczas nadchodzi pora wyostrzenia wzroku. Gdy kandydat spostrzeże czarny cień, pierwsza część pracy jest ukończona. W dniu tym otrzyjmuje imię duchowe, święcąc go, jako początek nowego życia.
Czas trwania następnego okresu wynosi – według Tablicy Muhammada - 696 dni. Zależy on jednak właściwie wyłącznie od indywidualności kandydata.
Wchodzą teraz w użycie chwyty: piersiowy i środkowy. Przez czas krótki ożywia się znak -- I, po czym natychmiast przechodzi się do znaku – A, ożywiając go odpowiednią formułą. Spostrzegłszy prędzej odnośną barwę, opuszcza się pozostałe formuły i przystępuje do następnego ćwiczenia: ożywiwszy znak -- A, wcielić go do organizmu chwytem piersiowym. Formułami tego okresu są:
alar, kaha ja as, taha, tasam, tas tasam.
Kolejno spostrzega się następujące barwy: z czarnego cienia wyłania się błękit, następnie blada czerwień, która rychło przechodzi w płową zieleń, która z każdym dniem staje się świeższą. Z chwilą wystąpienia czystej barwy zielonej ta część pracy jest ukończona.
Kandydat przechodzi z kolei do chwytu środkowego, przy którym wchodzą w użycie formuły:
alam, jas, sa, ham.
Wytwarzające się barwy przechodzą całą skalę odcieni, osiągając w końcu żółtawą biel, która przez chwyt mistrzowski oraz formuły:
ham, ham, asak, ka,
przekształcona zostaje w oślepiającą biel, którą tak sławią mistycy Wschodu.
III. Ćwiczenia końcowe.
Mają za zadanie przekształcić wspomnianą wyżej biel w przepyszną purpurę. Tablica Muhammada podaje tutaj, jako jedyną formułę, krótkie na, Stosuje się teraz chwyt zwany końcowym, ponieważ zakańcza całokształt ćwiczeń. Przeprowadza się go na lewo od pępka i przezeń przeciąga. Biel przechodzi w barwę brudno-szarą, z której poprzez żółtą wytwarza się w krótkim czasie wspaniała purpura.
Z chwilą osiągnięcia tej barwy praca jest skończona -- z nieociosanej bryły materii stał się kandydat kamieniem filozoficznym.
Symbolika w Różo-Krzyżu to niezwykle rozbudowany i istotny temat. Symbole służyły jako narzędzie do przechowywania złożonej informacji, ale również często jako narzędzie do jej ukrycia. Tylko osoba znająca klucz do odczytania znaczenia symbolu mogła poznać jego tajemnice. Taki symbol można bezpiecznie pokazać publicznie a i tak nie zdradzimy tajemnic, jakie skrywa. W naszych czasach względnej wolności i swobody kwestia zachowania tajemnicy nie jest już kluczowa - co więcej śmiem stwierdzić, że wytrwały poszukiwacz prawdy więcej wiedzy i informacji znajdzie na publicznym forum Internetu niż w tajnych archiwach jakiś organizacji. Jednak Różo-Krzyż jest w jakiejś mierze dziedzicem tradycji hermetycznych i alchemicznych, więc pielęgnacja i znajomość różokrzyżowych symboli jest zadaniem wszystkich czujących z nim związek. Szkoda, że studia A.M.O.R.C. poświęcają temu zagadnieniu tak niewiele miejsca.
Należy mieć jednak świadomość, że symbol zmienia swoje znaczenie z czasem. Najczęściej dzieje się to na skutek łączenia istniejącego już symbolu z nowymi rzeczami: ktoś (instytucja, osoba, organizacja) zaczyna odwoływać się do symbolu i powoływać na jego dziedzictwo. Symbol ten zaczyna symbolizować nowe wartości - przede wszystkim te, które reprezentuje osoba lub instytucja, która się z nim identyfikuje, a niestety bardzo często sens nowego symbolu jest przeciwny do oryginalnego. Z czasem mało kto pamięta pierwotne znaczenie symbolu - tym bardziej warto więc je utrwalić, bo razem z nim możemy dużo stracić z naszego dziedzictwa.
Różokrzyż Bytu nie jest związany z tradycją przekazywany w A.M.O.R.C. - jest częścią Lamenu Złotego Brzasku (Golden Dawn). Lon Milo DuQuette w "Tarocie Thota" umieścił najpełniejszy opis jego symboliki i choć informację o symbolu można znaleźć w wielu miejscach to niniejszy artykuł opieram w głównej mierze na tej jednej pozycji. Z książki DuQuette wyłania się niesamowita historia w której zawarta jest historia stworzenia - dokładnie tak, jak byśmy oczekiwali od Kabały...
Cała historia zaczyna się w centrum wszystkiego. A dokładniej w centrum symbolu, gdzie widać punkt. Symbolizuje on oczywiście początek wszystkiego - a w Kabale początek to Nicość. Nicość to trzy zasłony rzeczywistości:
Tego, co jest za zasłoną, nie ma sensu omawiać, bo nie ma nic, co można by powiedzieć. Zacznijmy więc w miejscu, gdzie już można.
Pierwszym elementem przejawienia na Różo-Krzyżu jest, umieszczony w jego centralnym miejscu, punkt. Punkt, jako abstrakt matematyczny, w rzeczywistości materialnej nie istnieje. Punkt matematyczny nie ma wymiarów, ma tylko położenie w przestrzeni. W rzeczywistości przejawionej przestrzeń jest kwantowa - nawet jej najmniejsza część ma rozmiar. W tym sensie punkt jest nicością. Tą konkretną, ale jednak abstrakcyjną, matematyczną, a nie rzeczywistą - wszak coś, co nie ma rozmiaru, nie istnieje, to nicość, mimo, że możemy ją wskazać. Przekroczyliśmy właśnie pierwszą zasłonę.
Ale w Różo-Krzyżu punkt to kółko - ma rozmiar. Można powiedzieć, że jest z tej strony zasłony. A w naszej rzeczywistości najmniejszą drobiną przejawionej rzeczywistości jest elektron. Czym jest jednak elektron? Według współczesnej definicji elektron, to energetyczne zawirowanie czasoprzestrzeni - czyli światło (energia) uwięziło nicość (czasoprzestrzeń). Ale w elektronie nie ma nic ponadto - nic konkretnego tam nie znaleźliśmy. I w tym sensie ten punkt to kolejna nicość, choć jest wypełniony światłem, to jest nicością, ale nicością rzeczywistą, przejawioną - kolejna zasłona opada.
Z takich właśnie elementów składa się świat przejawiony. Cały.
Ale to tylko beletrystyczny opis pewnego zapisu matematycznego. Nie wiemy czym jest materia. Prawda ciągle nam umyka - zasłona rzeczywistości ciągle coś ukrywa...
Naszym materialnym punktem jest więc elektron - jest on tak mały, że nie wiemy nawet, jak bardzo. A dokładniej - wydaje się, że elektron zajmuje dokładnie jeden kwant przestrzeni.
Nasza rzeczywistość jest kwantowa - wszystko zbudowane jest z najmniejszych drobin rzeczywistości: kwantów. Kwant jest niepodzielny - to w zasadzie mityczny atom (niepodzielny) Demokryta. Kwantowa jest energia, czas i przestrzeń. Długość krawędzi kwantu przestrzeni jest znana i wynosi w przybliżeniu 10 do minus dwudziestej metra.
Ale skoro jest mowa o kwancie przestrzeni trójwymiarowej, który ma rozmiar, to znaczy, że elektron nie jest kulą!
Elektron jest sześcianem!
Wynika to z tego, że kwant przestrzeni jest sześcianem. Sześcian natomiast wyznacza 3 wymiary, 7 pozycji i 12 krawędzi. W sumie daje to liczbę 22 (3+7+12). Dokładnie tyle, ile liter w alfabecie hebrajskim.
3 wymiary to nasza rzeczywistość. W Kabale te trzy wymiary to również 3 litery matki i przyporządkowane im żywioły pierwotne:
Trzema żywiołami mogą być też:
O żywiołach z pewnością napiszę - teraz tylko zaznaczę, że żywioł ziemi nie jest traktowany jako "prawdziwy" żywioł. Jest bowiem mieszaniną pozostałych trzech żywiołów, budulców naszej rzeczywistości.
Sześcian to również 7 punktów: 6 wierzchołków i jeden środek. Te 7 pozycji to 7 liter podwójnych w hebrajskim alfabecie (takich, które mogą być zarówno miękkie, jak i twarde), oraz 7 planet - ale nie tych, o jakich my myślimy, tylko 7 planet starożytności:
12 krawędzi sześcianu dopełniają resztę alfabetu, a opisują znaki zodiaku:
Kwant przestrzeni, pierwszy przejaw rzeczywistości, jest niczym pudełko skrywające wszystko to, co powyżej. Jeśli będziemy chcieli do tego pudełka zajrzeć i "otworzymy" go, to uzyskamy pierwszy krzyż - jest nim siatka sześcianu. Jego cztery złote ramiona to już pełne 4 żywioły - łącznie z ziemią. Krzyż ten, jako powstały z sześcianu, składa się z sześciu pól i symbolizuje makrokosmos. To, co powyżej opisałem jest tajemnicą przejawienia - opisaną w samym krzyżu, jak i hebrajskich literach.
Ale to nie wszystko, co możemy tam znaleźć. Wewnątrz pudełka widzimy pięcioramienną różę. Liczba 5 to w wielu kulturach 5 żywiołów - żywioły wschodnie nie są tym samym, co żywioły w kulturze zachodu, ale i w naszej tradycji mamy "eter", duch lub świadomość. Pentagram to symbol świadomości Chrystusa. Liczba 5 to przede wszystkim symbol mikrokosmosu - człowieka.
To też symboliczne, że mikrokosmos człowieka rozpięty jest na i wewnątrz makrokosmosu, że niejako z niego wynika. Dopełnieniem tego symbolu są 4 zielone ciernie, niczym symbol przybicia człowieka do krzyża, wskazujące jego miejsce i nierozłączność z krzyżem.
Pięcioramienna róża na krzyża jest dopiero pierwszym krokiem przejawienia - w momencie, gdy to przejawienie ma miejsce, następuje prawdziwy jej rozkwit.
Oto wokół tego symbolu rozkwitają kolejne płatki - odpowiadające kolejnym tajemnicom, które dopiero co zostały przejawione. Najpierw pojawiają się trzy płatki - trzy litery matki. Potem kolejne siedem, i wreszcie ostatnie dwanaście. Mamy pełen Różokrzyż Bytu.
]]>Gdybyśmy postawili obok siebie obrazy Wschodu i Zachodu Słońca moglibyśmy mieć poważny problem z prawidłowym rozróżnieniem ich, a jednak w naszej świadomości ciągle postrzegalibyśmy je jako przeciwstawne i nie do pogodzenia. Z prawa trójkąta wiemy, że napięcie polaryzujące dwie skrajności powoduje powstanie trzeciego elementu, położonego pomiędzy nimi, ale jednocześnie będącego nową jakością. Pomiędzy Wschodem a Zachodem musi być Południe. W mojej imaginacji z wędrówką Słońca na Wschodzie, w pierwszym wierzchołku trójkąta, jest Gnostycyzm, Różo-Krzyż jest na Południu a Zachód to Wolnomularstwo. Dla mnie, jako Różokrzyżowca, perspektywa usytuowania się w górnym wierzchołku oczywiście jest w jakiejś mierze przyjemna i satysfakcjonująca, choć oczywiście mam świadomość względności tego obrazu i każdy mógłby zbudować go nieco inaczej strącając mnie z piedestału najwyższego punktu trójkąta...
W moim modelu nie jest dostępna “druga strona” dnia – nie wiem, jaka jest perspektywa nocy. Model mój, już po tej uwadze, przestaje być “trójkątem” a staje się w pełni dwuwymiarowy – przejście do czwórki jest naturalną konsekwencją przejawienia się trójki więc to, że istnieją cztery strony świata, cztery pory dnia i cztery elementy nikogo dziwić nie może. Południe ma swoje przeciwieństwo w niedostępnej mi Północy.
To, że nie mogę dostrzec co jest przeciwieństwem Różo-Krzyża nie oznacza jednak niemożności spekulacji co do jego charakteru. Mogę się domyślać jakie „-izmy” po tamtej stronie stoją i zastanawiam się jak mógłby wyglądać obraz takiego trójkąta z punktu widzenia ate-isty, satan-isty, material-isty czy też może fundamental-isty religijnego.
Taka osoba odrzuca Wiedzę w postaci innej niż ta, jaką wcześniej uznał za “właściwą”. Wszak nigdy nie widział jej. Jedynie słyszał, wyczytał w księgach. Tu jest bez znaczenia czy “właściwe” oznacza dla niego prawdę objawioną, lub też przekazaną przez innych. Żyje w ciągłym lęku, że Prawda może być inna niż ta “jego” i walczy wszystkimi środkami aby ową odmienność zniszczyć...
Ołtarz Północy niezwykle często jest w naszych rytuałach pomijany. Wiemy jednak, że Północ istnieje. Pewnie nawet jest niezbędna w porządku świata. Ale tak, jak Wolnomularz nie widzi światła Wschodu, ja nie widzę w mojej wizji Północy.
Choć wiem, że Północ istnieje.
]]>Świat dla Wolnomularza jawi się jako bardzo przyjazne miejsce. Nie doświadczył ciemności, więc nie ma w nim tęsknoty za światłem. Doskonałość świata postrzegana przez Wolnomularza wywołuje w nim podziw i wielki szacunek dla Stwórcy. Podziwia Boga Stwórcę – jako doskonałego Architekta, który tak urządził wszystko, że człowiek ma wszystko czego mu potrzeba. Wielka wdzięczność i cześć, jaką Mu oddaje, przemienia też i jego – tak, jak wcześniej Gnostyka czy Różokrzyżowca. Ale przemienia inaczej: Wolnomularz idealny to altruista, który pracuje dla innych.
Po pierwsze społeczeństwo. Wolnomularze najpierw budują kościoły. Niech inni zachwycają się doskonałością Boga wyrażaną przez piękne budowle. Potem budują szpitale, szkoły, miejsca kultury. Człowiek już nie żyje tylko po to, aby służyć Bogu. Służy też innemu człowiekowi.
W pewnym momencie to Człowiek staje się w tym wszystkim najważniejszy.
To bogactwo, którego jest beneficjentem, i szczery ale coraz bardziej skrajny humanizm sprawia jednak, że przestaje zwracać z czasem uwagę na Tego, od kogo otrzymał te wszystkie dary. Dla Wolnomularza najlepszym czasem jest Zachód. To punkt wytchnienia. Oto kulminacja jego pracy: przejście od żniw dnia do nocy, momentu wytchnienia. Aktywność Wolnomularza była jednak krótka. Nie jest zmęczony ani oczekiwaniem na Światło, ani też jego południowym blaskiem. Zebrawszy owoce dnia jest przecież bogaty - może więc odetchnąć i poświęcić się innym sprawom: nauce, kulturze, zabawie... Blask światła, który zniknął wraz z zachodzącym Słońcem nie jest mu wcale potrzebny. Może teraz nawet wyrażać się lekceważąco o Wiedzy i Poznaniu – wierzy przecież w siebie. Patrząc na swoje zbiory widzi przecież, jak dużo posiada.
Wolnomularz w swej wierze w człowieka zapomina o Bogu. Zresztą – słońce już zaszło. Nie ma żadnego Światła. Nie ma poznania. Nie ma Wiedzy...
Prof. Cegielski odpowiadając sam sobie na pytanie o związki z Różo-Krzyżem nie dostrzega, że wyższe stopnie wolnomularstwa biorą często swe nazwy od Róży i Krzyża. Powie “szukałem kamienia filozoficznego, ale go nie znalazłem”...
Wolnomularz prawdę o nierzeczywistości Gnozy stara się przekazać innym. Kolejne stopnie wolnomularskich wtajemniczeń mówią, że Oświecenie jest dalej. Nie tu. Wolnomularz idąc tą ścieżką na długo przed jej zakończeniem najpierw podejrzewa, a na koniec otrzymuje wiedzę, że Światła nie ma. Słońce przecież już zaszło. Co prawda było (a przynajmniej tak mówią stare księgi) ale jeśli nadal pragnie go odnaleźć musi szukać sam...
Wolnomularz szuka więc go pogrążając się w materializmie. Wierzy w to, co sam zbada. Sam odkryje. Nie jest mu potrzebne Objawienie i Światło.
]]>
Podstawą pracy Różokrzyżowca jest Wiedza – ta, jaką odnalazł w świecie, jaką Światło przyniosło ze sobą. On kocha Wiedzę. Jest w swej naturze filozofem, ale filozofem sensu stricte, bo wiedza dobrze użyta to mądrość, a on kocha wiedzę właśnie w ten sposób: starając się dobrze jej używać w praktyce. Różokrzyżowiec nie ma wobec Wiedzy oczekiwań innych, niż ta, że Wiedza powinna pomóc mu dobrze żyć, czyli rozwijać się. W pierwszym więc rzędzie, stara się przyjąć jej tyle, ile zdoła. Nie odrzuca żadnej informacji pochopnie, ale też nie przyjmuje wszystkiego na wiarę. Nie musi. Jest wolny w swych wyborach i oddany swej pracy, która polega na cierpliwym przyjmowaniu wiedzy. Pod jej blaskiem dojrzewa. Eksperymentuje zachowując dla siebie wszystko to, co uznaje za korzystne. Jeśli czasem coś pochopnie pominie, to przecież zawsze może do tego wrócić. Wierzy, że jeśli dziś nie zdąży czegoś poznać, to jutro będzie miał ponownie szansę. Nie ma potrzeby wyrywać czegokolwiek gwałtem – nie spieszy się, bo nieskończoność to wystarczająco dużo czasu aby osiągnąć Doskonałość.
Różokrzyżowiec jest nieco introwertyczny. Zapatrzony w siebie jest świadom własnych możliwości w dużo większym stopniu niż inni. Dzięki temu może mieć o sobie wysokie mniemanie. Jest nieco “poza” światem. Trochę niewidoczny, bo stojący w oślepiającym blasku Słońca, chętnie wpływa na losy świata. Chętnie też się dzieli swoją wiedzą, ale jednocześnie jest o nią zazdrosny. Trochę się obawia tego, co mogą z tą wiedzą zrobić “inni”. Nie rzuca więc “pereł przed wieprze” a depozytariuszy swej wiedzy dobiera ostrożnie.
Różokrzyżowiec wierzy w poznanie i przemianę – podobnie jak Gnostyk. Ale Różokrzyżowiec gotów jest przyjąć każdy rodzaj przemiany, nie stawiając żadnych ograniczeń, czy założeń co do jej rodzaju. Rozumie, że Słońce niesie Ziemi takie Światło, jakie jest jej potrzebne. Zgadza się więc poddać tej przemianie mając nadzieję, że będzie ona dla niego korzystna. A jak dobrze pójdzie, to będzie korzystna również dla innych.
Kim jest idealny Różokrzyżowiec? Jak każdy ideał ciężko jest go wyrazić, ale możemy przyjąć, że Różo-Krzyż jest dla filozofa tym, czym Rycerskość dla żołnierza.
Rycerskość postrzegana jako ideał żołnierza jest przez nas rozumiana intuicyjnie i choć można ją dość dobrze opisać, to ciężko jest to zrobić bez używania słowa “rycerskość” właśnie. Możemy więc powiedzieć, że jest to szlachetność, odwaga (ale i rozwaga!), męstwo i prawość. A co ma być takie? Owa rycerskość właśnie, czyli postawa doskonałego żołnierza. Tych samych atrybutów możemy użyć do opisu doskonałego filozofa...
Oczywiście nie każdy żołnierz zasługuje na miano rycerskiego, jak również nie trzeba być żołnierzem aby do tego miana słusznie aspirować.
Tak więc dochodzimy do “miłośnika mądrości”, który jest szlachetny, rozważny, odważny, prawy i mężny. To oczywiście nie komplet atrybutów, ale w dzisiejszym świecie, w którym prof. Tatarkiewicza zabiera zwykłym ludziom prawo do uprawiania filozofii, bo “filozof to historyk filozofii”, Różo-Krzyż jest niejako powrotem do źródeł dla filozofii – każdy ma prawo poszukiwać “mądrości” i żyć nią.
Różokrzyżowcy pozostają pełnymi szacunku dla wiedzy określanej często mianem “naukowej”. To dlatego zgłębiają najnowsze badania sami równie często je prowadząc. Starają się też jednocześnie kultywować wiedzę “duchową” przekazaną przez badaczy tej części rzeczywistości, i tak samo, jak w przypadku wiedzy naukowej, w miarę swoich możliwości ją poszerzać.
Szukając wzorca Różokrzyżowca mam przed oczyma postać Michała Sędziwoja – średniowiecznego alchemika. Alchemik był w tamtych czasach naukowcem. Ówczesna wiedza nie miała rozróżnienia na “naukową” i “duchową” tak więc dzisiaj dążąc do osobistej transformacji na drodze duchowej alchemii i badając prawa fizycznej natury nie różnimy się zbytnio od Sędziwoja.
Pamiętajmy o wybitności tej postaci, o której sam cesarz Rudolf II powiedział “Niechby inny tyle wniósł, co Sędziwój Polonus”, gdyż w niej można się dopatrywać naszych ideałów.
Różokrzyżowcy nie dążą do zasiadania na piedestale. Lubią pomagać, ale z ukrycia. Pomoc z ukrycia znaczy przecież więcej niż pomagać otwarcie. Jest bardziej “szlachetna”. Dokonują odkryć naukowych. Ale rozgłos na cały świat o swoich dokonaniach też nie jest dla nich. Podpisują swój dorobek tytułem “Nieznanego Filozofa”. Działają w stowarzyszeniach “Nieznanych filozofów”, “ukrytych” przed światem.
Zakładają również organizacje “światowe” - od naukowych po społeczne i kulturalne - ale bardzo rzadko można dotrzeć do informacji, że są ich twórcami. Im pozostaje satysfakcja dokonanego dzieła i możliwość kierowania losem innych. Z ukrycia.
]]>Na powitanie Słońca wyszedł człowiek. Wie, że Słońce wstanie nieuchronnie, ale przecież bardzo długo czekał wśród ciemności na jego blask i ciepło. W zasadzie to tuż po północy zaczął się przygotowywać na tą chwilę,rozmyślając o wszystkich wspaniałościach, jakie dla niego przyniesie Słońce. Gnostyk zasadniczo nie lubi nocy i ciemności a teraz jest dla niego najgorszy czas, bo przed wschodem ciemność jest największa. Najpierw na wschodzie ujrzy Gwiazdę Poranną. Wenus. Lucyfera. Wie, że Niosący Światło nie świeci własnym blaskiem i to jedynie odbicie i zapowiedź tego całego splendoru, jaki przyjdzie z pierwszym promieniem Słońca, ale jakże jest piękne... Gotów jest paść na twarz przed tą namiastką i wielbić jego piękno...
Ale oto i pierwszy promień Słońca. Oczekujący o brzasku przeżywa najwyższe uniesienie – to jego chwila oświecenia: na nią czekał, teraz już zawsze będzie żył w blasku Słońca. Nigdy już nie zazna ciemności!
Gnozę można nazwać religią Wschodu Słońca. Słoneczny blask wiedzy to wszystko, czego poszukuje gnostyk. Rozświetlić ciemności. Zobaczyć wszystko, co do tej pory było ukryte w mroku.
Gnostyk jest jak ewangeliczne panny, które oczekują oblubieńca. Nie mogą sobie pozwolić aby niespodziewane przybycie pierwszego promienia go zaskoczyło. Przecież ten, co uśnie (lub komu zabraknie oliwy w lampie) nie jest godzien (nazwać się Gnostykiem). Gnostyk wie, że światło przyjdzie i ta pewność wiary pozwala mu cieszyć się samym oczekiwaniem na pierwszy promień Słońca.
Ale Gnostyk gotów jest pójść za każdym, kto obieca spełnić jego pragnienie poznania. To on zachwyca się światłem odbitym w obliczu Wenus. To on wejdzie w największy mrok i ciemność jeśli będzie choćby najmniejsza szansa na ujrzenie Światłości.
Gnostyk wreszcie widzi świat bardzo dualistycznie – najpierw przecież żył w Ciemności a potem było Światło. Dostrzega ten kontrast i w całej rozciągłości rozumie, że Światło jest tak wspaniałe, bo przeciwstawna mu Ciemność jest taka “mroczna”. Ciemność jest więc dla niego również ważna. Bardzo ważna. Gdyby jej nie było nie rozpoznałby światła.
Gnostyk, choć szczerze oczekuje na Światło nawet dla samej radości ujrzenia go, to jednak równie często ma konkretne oczekiwania co do treści, jaką Światło ma mu przynieść.
Po pierwsze: chce wiedzieć wszystko o tajemnicach tego i innych światów. Uważa, że wiedza ta należy mu się, “jak psu kość”. Nikt nie ma również prawa zabraniać mu dostępu do tych wszystkich tajemnic, które z racji swego boskiego pochodzenia, powinien mieć dostęp.
Po drugie: musi się dowiedzieć, jak uciec z tego świata, gdzie jeszcze przed chwilą panowała ciemność. Ten świat dla niego zawsze będzie już pogrążony w mroku – będzie światem złym, stworzonym dla jego udręki.
Tymczasem Wiedza jaką otrzymuje Świat jest jaka jest. Jest wiedzą/energią konieczną do tego, aby go przekształcać, aby mógł rosnąć i dojrzewać. Gnostyk nie chce dojrzewać. On chce wrócić tam, skąd przybył.
Słońce wznosi się coraz wyżej i wyżej. Już pokazało się w całej pełni i Gnostyk rozumie, że nie dostał tego, czego oczekiwał. Jest rozczarowany. To niemożliwe, że Bóg stoi za światłem, bo Wiedza jaką przyniosło na Ziemię Słońce nie daje odpowiedzi na pytania jakie ma...
Jeśli nie Bóg, to kto? Demiurg!
Gnostyk odkrywa przerażającą dla siebie prawdę, że Światło nie pomoże mu wrócić. Postanawia więc sam uciec. Z doświadczenia zna tylko jedną skuteczną drogę powrotu – śmierć. Dlatego stara się przejść tą drogę nawet w sposób symboliczny.
A jeśli nie będzie to droga powrotu? Wtedy może przecież umrzeć dosłownie – np. rzucić się ze skały niczym Katarzy.
Tu jednak musimy sprawiedliwie zauważyć, że postawa taka jest często również postawą Różokrzyżowca – to my uważamy się za spadkobierców Katarów, wierzymy w przemianę człowieka i powrót do boskiego źródła. Ale trzeba też zauważyć, że z historycznego punktu widzenia jest to okres przejścia pomiędzy klasycznym Gnostycyzmem a Różokrucjanizmem. Następuje jakaś przemiana. Słońce na razie wznosi się ku punktowi kulminacyjnemu swej wędrówki.
W tym obrazie Różokrzyżowca wygrzewającego się w blasku Gnozy należałoby też chyba dostrzec ostrzeżenie, że zbyt częste przebywanie na Słońcu może być przyczyną udaru...
]]>
Najpierw może zacznę od wyjaśnienia mojej niechęci do utożsamiania się z Gnostycyzmem – jest to o tyle istotne, że stanowiła ona punkt wyjścia do przedstawionej przeze mnie analogii i – w szerszym ujęciu – pewnego modelu. Otóż po pierwsze - Gnozę, rozumianą jako pewien mechanizm poznania, oddzielam od Gnostycyzmu, czyli konkretnej postawy człowieka wobec blasku owej Gnozy. Gnoza rozumiana jako narzędzie, to pierwsza nić łącząca Różokrzyżowca z Gnostykiem. Obydwaj przyjmują niejako założenie, że istnieje Światło poznania, którego można doświadczyć. Światło to, niczym Słońce na nieboskłonie, wędruje po firmamencie ludzkiej świadomości ogrzewając swym blaskiem ludzkość w wymiarze duchowym. Jednak o ile osobę Różokrzyżowca postrzegam jako wygrzewającego się z lubością w blasku światła Gnozy, to Gnostyka widzę w mrocznej scenerii, jak w pełni napięcia czeka na jakikolwiek, najdrobniejszy nawet blask światłości. A przecież „nie wszystko złoto, co się świeci”...
Rozwijając poniżej swój alegoryczny obraz i wyjaśniając go nie pretenduję do tego, że jest w absolutnie słuszny. Eksplorując tę imaginację mnie samego jednak zaskakiwał możliwymi interpretacjami. Jeśli ktokolwiek uzna więc go za przydatny w jakiś sposób, to tym w pełni zaspokoi moje różokrzyżowe aspiracje. Jeśli natomiast tak się nie stanie, to niech mi wybaczone będzie marnowanie jego cennego czasu i niech potraktuje to jako chwilę rozrywki.
Jest jeszcze noc. W zależności od szerokości geograficznej pierwszy brzask dnia przyjdzie mniej lub bardziej gwałtownie: nagle, z pierwszym promieniem Słońca, lub też będzie skradał się przez długie godziny, a sam moment wschodu nie będzie się szczególnie wyróżniał spośród sąsiednich mu chwil.
Ale na razie jeszcze mrok otula Ziemię.
Oto jest! Pierwszy promień wyłania się zza horyzontu, biegnie po nieboskłonie i jakby badając świat przebiega się po całej Ziemi. Jest oślepiający, ale jakby pełen radości. Nie sposób patrzeć wprost we wschodzące Słońce, ale to właśnie ten widok przynosi nam taką radość i podziwiamy go z zachwytem.
Każdy poranek, każdy Wschód, niesie ze sobą zapowiedź radosnej wiosny: oto świat będzie teraz mógł się rozmnażać i rozwijać. Zakwitną pąki, zazielenią się drzewa, ptaki zaczną śpiewać. A wszystko dzięki Światłu.
Światła z każdą godziną przybywa. Robi się wręcz gorąco. Słoneczny blask oślepia, jego temperatura wysusza. Świat dojrzewa. Teraz rośliny cierpliwie muszą chłonąć każdy jego promyk aby mogły wydać owoc.
Co słabsze organizmy niestety zginą wycieńczone intensywnością światła – dla nich jest go za dużo. Część istot aby przetrwać musi się wręcz ukryć przed nim. Wszyscy zostaną jednak przemienieni. Aby w pełni cieszyć się nim muszą to robić w sposób powolny i roztropny: cierpliwie, dzień za dniem, chwila za chwilą, przyzwyczają się do blasku Słońca i tylko tak pozwolą aby to Światło ich przemieniło. Nie muszą nic robić – a nawet wszelki wysiłek będzie tu mocno niewskazany. Wystarczy samo Światło. Staną się odporni i silni – ale dopiero, gdy dojrzeją, gdy przeczekają w ukryciu najtrudniejszy czas spiekoty.
Słońce powoli, acz nieuchronnie chyli się ku zachodowi. Teraz jest wieczór, jesień dnia. Pora zebrać plony. Trzeba się spieszyć aby zdążyć przed Zachodem. Trzeba też zabezpieczyć się na długie godziny nocy...
]]>Dla mnie wyznacznikiem postępu na duchowej ścieżce jest bliskość Boga. Kiedyś myślałem, że wyznacznikiem stopnia rozwoju duchowego jest ilość i siła mistycznych doznań. Miałem wyobrażenie, że prawdziwym Mistrzem Duchowym może być tylko ten, co na co dzień dyskutuje z Aniołami, widzi zmarłych, potrafi przewidzieć przyszłość albo też uleczyć chorych. Słowem - potrafi wszystko to, co cudowne i niezwykłe w oczach pospólstwa. A skoro wyznacznikiem rozwoju jest stopień oderwania od rzeczywistości, to oczywistym było dla mnie, że drogi prowadzące do takich efektów nie mogą być łatwo dostępne, bo w takim przypadku wszyscy by tak umieli.
Skoro więc wyjątkowość była mi wyznacznikiem postępu, zatem duchowością dla mnie była Wiedza Tajemna. A Wiedza Tajemna to inaczej Okultyzm.
Dziś widzę, że rozwój duchowy jako proces wewnętrznego wzrastania do doskonałości nie ma jednego wzorca. Są tacy mistycy, którzy sugerują, że słowa z Apokalipsy św. Jana o 144 tysiącach opieczętowanych odnoszą się nie do ilości ludzi godnych zbawienia, ale opisują ilość dróg do Boga.
Jedni twierdzą, że należy się modlić, inni, że medytować, jeszcze inni, że wieść altruistyczne lub ascetyczne życie. Wszyscy mogą dokonać jakiegoś duchowego postępu, ale jak go mierzyć?
Poszukiwałem wszystkiego, co opowiada o Bogu i ścieżkach jakie do Niego prowadzą. W latach 80-tych XX w. ilość informacji o takiej tematyce była znikoma, niemniej jednak szukający światła zawsze je znajdywali. Dziś mamy problem z zalewem informacji a nie jej brakiem. Natomiast w tamtych czasach każda informacja, każda książka, były na wagę złota.
Wśród tych okruchów było kilka rzeczy szczególnych.
W każdym czasie i chyba w każdym miejscu na świecie żyli ludzie doświadczający w sposób uprzywilejowany albo Boga samego, albo świata z Nim powiązanego. Ludzie Ci opisywali wspaniałości, jakie były ich udziałem. i opisywali drogę, jaką należy przebyć aby do tych wspaniałości dotrzeć. Najczęściej ci ludzie byli niczym samorodki złota - pojawiali się nagle i zupełnie bez żadnej reguły. Niemniej jednak twierdzili, że każdy może dotrzeć tam, gdzie oni.
Niestety, choć cel jaki wskazywali byłmi bardzo bliski, to jednak kroczenie przez życie wg ich wskazówek możliwe było chyba tylko w zakonach kontemplacyjnych.
Była jednak też druga grupa ludzi - bardzo podobna do tej pierwszej. Również można by nazwać ich mistykami. Poświęcali się altruistycznie ludzkości, ale jednocześnie żyli życiem światowym. Byli naukowcami, artystami, lub też zwykłymi ludźmi, ale wiedli je w jednym celu - osiągnąć doskonałość - stan Różo-Krzyża.
Ale wszystko to, co robili i przede wszystkim w jaki sposób dotarli tam, gdzie mogli odcisnąć swe piętno, spowija tajemnica.
Occultus - znaczy po łacinie tajemny. Wiedza tajemna, czyli okultna, to wszystko to, czego zwykli ludzie nie wiedzą, czego nie znają. Nie dlatego, że ktoś przed nimi coś chce ukryć, ale po prostu natura tych rzeczy nie jest znana - jeszcze. Okultyzm to pogląd, że istnieje metoda na poznanie tego, co było ukryte. Droga do tego celu nie jest prosta, ale jednak możliwa.
Ludzie boją się tego, co nieznane. Boją się, że nowe, które może zostać odkryte, zmieni ich stabilne i uporządkowane życie. Boją się, że ktoś, kto ma większą wiedzę, większe możliwości niż oni sami, wykorzysta to przeciw nam. Nie ma znaczenia, czy chodzi o naukę, czy o duchowość.
Dziś w powszechnym rozumieniu okultyzm znaczy po prostu satanizm. Już nie da się wytłumaczyć, że satanizm to forma mistycyzmu chrześcijańskiego oraz tego, że okultyzm leży u podwalin współczesnej nauki. To przecież z astrologii wyrosła astronomia, z alchemii - chemia. Nauka wyszła z ukrycia i przestała być "tajemna". W ciemnościach tajemnicy zostało to, czego nie umiemy wyjaśnić.
Okultyzm obejmuje wielkie bogactwo działań i metod pozwalających zgłębić samego siebie i nad sobą zapanować. Bardzo słusznie okultyzm nazywany jest jogą zachodu, gdyż joga to ścieżka opanowania (w odróżnieniu od tantry, która jest ścieżką bezwarunkowego zawierzenia).
Na mojej ścieżce byłem daleki od okultyzmu, w sensie w jakim dziś jest rozumiany, ale staram się pamiętać, że to on właśnie mnie przyciągnął, wskazał kierunek i bogaty arsenał narzędzi do walki z samym sobą.
Staram się też zawsze pamiętać, że to, co ludzie rozumieją pod jakimś pojęciem może być dość dalekie od prawdziwej treści, jaka pod nim się ukrywa.
]]>