Pod okiem demiurga.
Jakaś kraina, miasto - nie na Ziemi, albo na Ziemi, ale w przyszłości.
Pewnego dnia zaczęli ginąć ludzie - na początku nie były znane powody. Po prostu umierali lub zamieniali się w coś w rodzaju "zombi" atakujących zdrowe jednostki. Problem obejmował coraz większe obszary i nie wiadomo było jak z nim walczyć, ani nawet na czym polega.
Trwało właśnie jakieś zgromadzenie w tej sprawie, gdyż wiadomo, że nieznane zło zbliża się do naszej miejscowości - i właśnie w tym momencie "zaraza" dopadła obecnych tam ludzi. Ludzie umierali albo popadali w szaleństwo. Część zebranych zaczęła uciekać, a część chciała walczyć z "przemienionymi" - jednak nieuchronne dopadało tak samo często jednych, jak i drugich. Ja przetrwałem.
Inna sytuacja, inny czas... Grupa ludzi odporna (?) na "zarazę" dostosowała się do nowej sytuacji. Musieliśmy żyć we wspólnocie chroniąc się wzajemnie przed zagrożeniem, które w jakiś sposób utrzymywało przy istnieniu, a zarazem kontrolowało, te ostatnie grupy "zdrowych" - sytuacja rodem z "Wehikułu czasu".
Kolejna zmiana czasu i miejsca... Miałem zawrzeć małżeństwo i wymagało to "zgody" od tego czegoś co nas kontrolowało. Zgoda nie była wyrażana wprost - część takich związków nie była akceptowana i podejmowałem po prostu ryzyko, że to się nie spodoba "nadzorcom".
Obudziłem się, ale po chwili wróciłem do przerwanego snu, ale to już nie był czysty sen - raczej to było w półśnie, gdzie mogłem analizować sytuację.
Wyglądało to tak, że żyłem w społeczeństwie zależnym od jakiejś potężnej inteligencji - możliwe, że sztucznej. Chciała ona kontrolować nasze życie, aby toczyło się we "właściwym" kierunku - cele i metody ich osiągania wyznaczała ta inteligencja. Robiła to bezpośrednio eliminując jednostki niepasujące do akceptowanych przez nią wzorców, jak również za pomocą "przemienionych" istot, które były czymś w rodzaju bezwolnych strażników. Analizując sytuację doszedłem do wniosku, że ta inteligencja prowadzi ludzi w dobrym kierunku - widziałem świat, jaki kształtował się wokół, i jak zmieniło się społeczeństwo pod wpływem narzuconych warunków. Nie podobały mi się metody, ale to, co się działo wydawało mi się pożądane.
Podjąłem starania skomunikowania się z tym "bytem nadrzędnym", co mi się w końcu powiodło. Z kontaktów tych odniosłem wrażenie, że ta istota jest niezwykle ciekawa naszych doświadczeń życiowych, bo nie rozumie czym są emocje, ból, nasze pragnienia i obawy. Była tylko czystą inteligencją zdolną kontrolować istoty "przemienione" - miała dostęp do ich wiedzy, mogła się nimi posługiwać, ale jednocześnie rozumiała, że to już nie były istoty ludzkie, co ją zaskoczyło i w pewnym sensie fascynowało. Widziała, że łamiąc wolę ludzi podczas podporządkowania ich umysłów niszczyła ich bezpowrotnie. Umiała przejrzeć historię życia ludzi sięgając do pamięci tych kontrolowanych ciał, ale nie rozumiała co kierowało podczas życia wyborami tych ludzi, co ich popychało do takich, a nie innych działań.
Z tego właśnie powodu istota ta utrzymywała przy życiu pewną część oryginalnej populacji obserwując jej funkcjonowanie. Będąc jednak czystą inteligencją, która wyznaczyła sobie jakieś cele, nie godziła się na zachowania sprzeczne z jej planem, dlatego właśnie eliminowała wszelkie istoty, które wyłamywały się w jakiś sposób z odpowiadających jej wzorców. Chciała też jednak osiągnąć coś więcej - mieć bezpośredni dostęp do przeżyć zwykłych ludzi, aby zrozumieć ich irracjonalną naturę. Drugim jej celem było poznać duszę ludzi - pojęcie to odkryła we wspomnieniach przemienionych istot. Dotychczasowe próby dotarcia do duszy człowieka i jej "naruszenia" powodowały zawsze śmierć lub przemianę człowieka w "zombi".
W pewnym sensie "wynegocjowałem" z nią, że w zamian za swobodny dostęp do moich doświadczeń ta istota pozwoli mi życi i funkcjonować, a nigdy moja wola nie zostanie naruszona. Jednak moim zadaniem będzie podejmować wysiłki, aby moje zachowania nigdy nie kolidowały z planami i zamiarami tej istoty.
Pierwszą rzeczą do jakiej chciała mieć dostęp były oczywiście moje emocje i uczucia - nie chciała mieć jakikolwiek wpływ na nie - chciała tylko obserwować, bo fascynowała ją ich irracjonalna natura.
Druga sprawa związana była z dostępem do mojego "Wyższego Ja" - tego również nie rozumiała, choć z pozyskanych informacji już wiedziała, że "Wyższe Ja", podobnie do duszy, też istnieje. Jednak nie mogła go w żaden sposób doświadczyć, nawet w takim stopniu jak wspomnień emocji, co samo w sobie stanowiło dla niej wielkie zagrożenie. Jednak zauważyła też, że natura celów i aktywności "Wyższego Ja" nie koliduje z jej działaniem. Chciała więc, abym podjął działanie do jak najpełniejszego nawiązania kontaktu z tym "Wyższym Ja".
Przewinąłem w myślach nieco czas - symbioza z tą "istotą" dała mi dużą swobodę życiową. Po pewnym czasie podobną zgodę na dostęp do własnych przeżyć wyraziła moja małżonka - choć z tego co wiedziałem tylko ja mogłem komunikować się z tą istotą - albo raczej to ona, według swego życzenia, komunikowała się ze mną, natomiast dla mojej partnerki była ledwo dostrzegalnym obserwatorem. Wgląd w nasze przeżycia miał być nieograniczony, a jakakolwiek próba oporu mogła prowadzić do złamania naszej woli, czyli "zniszczenia" duszy i przemiany w "zombi" (w najlepszym razie).
Znów przewinąłem czas - moje kontakty i swoista symbioza z inteligencją rozwijały się. Istota ta również bardzo się rozwijała - zwłaszcza w wymiarze, który nazwałbym "społecznym": teraz zupełnie inaczej traktowała społeczeństwo. Ciągle jeszcze było nieco strażników "zombi", ale raczej już nie stanowili zagrożenia dla "normalnych" ludzi. Ze zachowań ludzi zostały praktycznie wyeliminowane wszystkie rzeczy mające negatywny wpływ na środowisko, jak również te zachowania, które szkodziły zdrowiu ludzi. Inteligencja dokładnie analizowała wszystkie zachowania ludzi i ich wpływ na zdrowie i systematycznie usuwała te jednostki, które się wyłamywały i nie przyjmowały, lub nie rozumiały ostrzeżeń jakich udzielała. Jednocześnie ta superinteligencja zdawała sobie sprawę, że populacja nie może być ograniczana w nieskończoność i nauczyła się tolerować drobne negatywne postawy - niejako odkładając ich eliminację "na później".
Czym był ten świat? Odbiciem naszego?
Czym była ta "superinteligencja"? Demiurgiem?
Skoro "po owocach ich poznacie", to czy ta istota była "zła"?
Wreszcie - czy współpraca z nią była czymś "złym"?